Od uruchomienia rządowego programu Bezpieczny kredyt 2 proc. nie minęły nawet dwa miesiące, tymczasem na rynku nieruchomości trwa gorączka. Banki nie nadążają z obsługą wniosków, a deweloperzy i agencje nieruchomości przeżywają oblężenie.
— Dostępne mieszkania mieszczące się w rządowym limicie szybko znikają. Zainteresowani szybko rezerwują wybrane lokale. Dodatkowo wiele osób ruszyło na zakupy, bo uznało, że nie ma już co czekać na spadek cen — mówi money.pl Ewa Palus, ekspertka z firmy Rednet Property Group.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Castingi dla kupujących mieszkania. "Kto pierwszy, ten lepszy"
Rządowy program rozgrzał rynek nieruchomości do tego stopnia, że właściciele mieszkań oferowanych do sprzedaży zaczęli urządzać castingi dla kupujących. W jednym z nich uczestniczyła nasza czytelniczka.
— Szukałam niewielkiego mieszkania w Warszawie i okolicach, maksymalnie do 40 metrów, bo na taki metraż mnie stać. Na rządowy kredyt się nie załapię, bo nie jest to moje pierwsze mieszkanie. Znalazłam interesującą ofertę i umówiłam się, aby obejrzeć mieszkanie — relacjonuje w rozmowie z money.pl.
Na miejscu okazało się, że jeśli zdecydowałaby się na kupno, nie byłoby to takie łatwe. — Właściciel powiedział wprost, że ma tylu chętnych, że "ma w czym wybierać", a mieszkanie trafi w ręce tych, którzy zapłacą najwięcej. Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją, do tej pory słyszałam o urządzaniu castingów, ale na najemców — opowiada.
Ewa Palus nie jest tym zaskoczona. — Castingi rzeczywiście mają miejsce i dotyczą przede wszystkim mieszkań, które mieszczą się w rządowym limicie. Ten problem dotyczy nie tylko Warszawy, ale wszystkich sześciu największych miast — wyjaśnia.
Przypomnijmy, Bezpieczny kredyt 2 proc. można zaciągnąć na kwotę 500 tys. zł (singiel) lub 600 tys. zł (rodzice z dzieckiem). Dodatkowo wkład własny nie może wynosić więcej niż 200 tys. zł. W sumie więc z rządowym wsparciem można kupić mieszkanie za maksymalnie 700-800 tys. zł.
Zdaniem Ewy Palus największe zainteresowanie dotyczy dziś głównie ofert do 500 tys. zł. Okazuje się, że w takim wypadku można połączyć program Bezpieczny kredyt 2 proc. z programem Mieszkanie bez wkładu własnego.
Takich lokali na rynku jest jednak niewiele. Dlatego ich właściciele urządzają castingi. — Głównym kryterium w tym wypadku jest atrakcyjna cena, ale liczy się także refleks kupującego. Często szybka decyzja przesądza o tym, że zostaniemy właścicielem upatrzonej nieruchomości — podkreśla ekspertka.
Kawalerki za milion. "Szaleństwo cenowe się rozkręca"
Powrót mieszkaniowego boomu przełożył się na wzrost cen na obu mieszkaniowych rynkach, zarówno na pierwotnym, jak i wtórnym.
Z ostatniego raportu firmy Expander i Rentier.io. wynika, że w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy mieszkania w Warszawie podrożały średnio o 10 proc. Z kolei w Katowicach, Krakowie i Sosnowcu ceny nieruchomości były w lipcu tego roku średnio o 13 proc. wyższe niż grudniu 2022 r.
Powodem wzrostu cen na pierwotnym i wtórnym rynku jest przede wszystkim kurcząca się oferta mieszkań. Jeśli cena nowego mieszkania wynosiła wcześniej około 720 tys. zł, to po uruchomieniu rządowego kredytu jest ono oferowane za około 800 tys. zł. Zdarzają się jednak sytuacje, że ceny mieszkań rosną nawet o 20 proc. — mówi Ewa Palus.
Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości, uważa, że można było przewidzieć taki rozwój wydarzeń. — Wiadomo było, że pula mieszkań mieszczących się w rządowym limicie będzie ograniczona. Trudno się więc dziwić, że nieruchomości podrożały. Szaleństwo cenowe dopiero się jednak rozkręca. W Warszawie można już znaleźć kawalerki za milion złotych — komentuje w rozmowie z money.pl.
Dodaje, że o ile w lipcu klienci mogli jeszcze "grymasić", to obecnie kupują wszystko, co jest dostępne. - W znacznie lepszej sytuacji są kupujący w mniejszych miastach, gdzie podaż dostępnych mieszkań jest większa, a ceny dzięki temu rosną wolniej — podkreśla.
Małe domy zyskują na popularności
— Mieszkania dostępne w ramach rządowego kredytu rzeczywiście szybko znikają z rynku. Jednak w większości przypadków są to głównie rezerwacje. W momencie decyzji o udzieleniu lub odmowie rządowego kredytu część z tych mieszkań może powrócić na rynek — zauważa z kolei Ewa Tęczak, ekspertka rynku nieruchomości Otodom.
Jej zdaniem w sytuacji kurczącej się oferty mieszkań rośnie zainteresowanie domami na sprzedaż. - Obecnie na popularności zyskują przede wszystkim niewielkie domy, w tym w zabudowie szeregowej, które są usytuowane na obrzeżach dużych miast, których ceny mieszczą się w limicie programu Bezpieczny kredyt 2 proc., czyli do 800 tys. zł — informuje.
W lipcu tego roku blisko połowa aktywnych ofert domów na sprzedaż w serwisie Otodom mieściła się w tej cenie. Osoby z niższym budżetem, do 600 tys. zł, miały do dyspozycji blisko 26 proc. spośród 68 tys. ogłoszeń. Z kolei domy od 600 do 800 tys. zł stanowiły ponad jedną czwartą dostępnej oferty.
- Dopłaty do rządowego kredytu obowiązują także w przypadku budowy domu jednorodzinnego. W takim wypadku, jeżeli ktoś np. posiada działkę budowlaną, wówczas może ona stanowić wkład własny — przypomina Ewa Tęczak.
Nowe mieszkania najwcześniej za dwa lata
Jeśli oferta mieszkań mieszczących się w rządowym limicie będzie nadal się kurczyć w takim tempie, to za chwilę z powodu braku mieszkań zaciągnięcie kredytu z dopłatą przestanie mieć finansowy sens.
Zdaniem naszych rozmówców sytuacja na rynku mogłaby się jednak ustabilizować, gdyby deweloperzy znowu zaczęli budować. Na razie na to się jednak nie zanosi.
Przypomnijmy, Bezpieczny kredyt 2 proc. ma pomóc osobom do 45. roku życia kupić pierwsze mieszkanie lub dom na preferencyjnych warunkach z dopłatą państwa. O hipotekę z dopłatą państwa mogą wnioskować również cudzoziemcy. Dopłaty będą finansowane ze środków Rządowego Funduszu Mieszkaniowego, utworzonego w ramach Banku Gospodarstwa Krajowego. Preferencyjne warunki polegają na tym, że przez pierwszych 10 lat spłaty kredytu stopa procentowa będzie obniżona do 2 proc. Gdy po 10 latach państwo przestanie dopłacać do kredytu, zostanie zamieniony na kredyt o zmiennym oprocentowaniu, opartym na wskaźniku referencyjnym WIRON.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl