Agnieszka Zielińska, money.pl: W jeden z kwietniowych weekendów instalacje fotowoltaiczne w całym kraju zanotowały kolejny rekord produkcji prądu. Jednocześnie Polskie Sieci Energetyczne ogłosiły stan zagrożenia bezpieczeństwa dostaw. Przyczyną była wysoka produkcja energii przez OZE. Czy rozwój OZE jest dla polskiego systemu energetycznego za dużym wyzwaniem?
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej: Odnawialne źródła energii, zarówno m.in. słoneczne, jak i wiatrowe, są rodzajem najtańszej i najczystszej energii. Nie ma bardziej innowacyjnych źródeł energii i zarazem najtańszych, najczystszych, najbardziej przyszłościowych i być może w tym tkwi problem.
Dlaczego?
Te dwa źródła, mam na myśli instalacje fotowoltaiczne i lądowe farmy wiatrowe, bo energetyka morska, czyli tzw. offshore jest ciągle dwukrotnie droższa, powinny być traktowane łącznie i razem rozwijane ponieważ się uzupełniają. Zmniejszyłoby to problemy związane z bilansowaniem sieci.
My tego jednak nie robimy. Planujemy dalekosiężny rozwój farm wiatrowych na morzu i blokujemy bieżący rozwój energetyki słonecznej poprzez bariery w dostępie do sieci i niespotykane na całym świecie restrykcje dla lądowych farm wiatrowych, nazwane zasadą 10H.
Wydawałoby się, że gdy energii jest dużo, jej ceny powinny spadać. Tymczasem w weekend, gdy mieliśmy nadwyżki prądu, ceny prądu w Polsce były jednymi z najwyższych w regionie. Dlaczego?
Na rynku energii powinno działać prawo podaży i popytu. Niestety to prawo w tej chwili w Polsce nie działa. Dlatego w dniu, w którym mieliśmy nadwyżkę energii wyprodukowanej z najtańszych źródeł, mieliśmy zarazem najwyższe ceny energii w Europie.
Jest to przede wszystkim skutkiem braku konkurencyjnego rynku. W tym momencie nieważne jest, czy mamy noc, czy dzień i jakie jest zapotrzebowanie — cena pozostaje wysoka. Ta sytuacja preferuje źródła węglowe i nie skłania do szukania poprawy efektywności systemu.
Jednocześnie ceny OZE, mimo że należą do najtańszych źródeł wytwórczych, są ograniczane ustawowo. Nie dotyczy to jednak cen energii z węgla czy gazu, które w wyznaczają stawki energii dla odbiorców. Faktycznie więc ceny energii wyznacza państwowy monopol.
Czy nie należałoby w związku z tym zmienić systemu wyznaczania cen? Obecnie najdroższe źródło wyznacza cenę energii elektrycznej. Zdaniem ekspertów z powodu źle skalkulowanego systemu płacimy za energię coraz więcej.
Odpowiedź wymagałaby wejścia głęboko w zasady unijnego prawodawstwa, motywacje polityczne krajowego ustawodawcy i strukturę rynku energii. Upraszczając to, mogę się odwołać do tzw. życiowej mądrości. W tym momencie kolejność "dziobania" odbiorcy energii i podatnika w polskim energetycznym kurniku zależy nie od liczby zniesionych jaj, ale wielkości grzebienia, który odzwierciedla uprzywilejowanie według kryteriów innych niż efektywność i koszty. W tym monopolistycznym układzie prawa racjonalności ekonomicznej, zostały wyparte przez inne mechanizmy, a cena ustalana przez koguta z najbardziej czerwonym grzebieniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy w ubiegłym roku likwidowano obligo giełdowe (wprowadza ono obowiązek sprzedaży przez przedsiębiorstwa energetyczne wytworzonej energii elektrycznej na giełdzie), eksperci ostrzegali, że przełoży się to na pogorszenie konkurencyjności wycen energii, co zwiększy presję inflacyjną. Mieli rację?
Ten scenariusz już się realizuje. Ponieważ prawo rynku przestało działać, tracimy konkurencyjność zarówno energetycznego sektora, jak i gospodarki. Tymczasem firmy i przeciętni obywatele nie dadzą już rady dalej utrzymywać monopoli. Po prostu tego nie udźwigną.
Dlatego w interesie wszystkich odbiorców energii należałoby szybko przywrócić pełne obligo giełdowe. Wraz z rozwojem OZE będzie to prowadzić nie tylko do obniżenia cen energii, ale także powstania ujemnych cen, co otwiera okno na innowacje w energetyce. Ujemne ceny energii będą z kolei wybawieniem dla odbiorców energii, a wytwórcy znajdą sposoby, aby wówczas zarabiać.
W związku z wojną w Ukrainie i wzrostem cen energii w Polsce wprowadzono tarcze solidarnościowe, które wprowadziły m.in. maksymalne ceny energii. Jaki ma to wpływ wyznaczanie cen?
Faktycznie tarcze solidarnościowe wprowadziły tzw. maksymalne ceny energii dla jej wytwórców, ale tylko dla najbardziej zielonych i najtańszych źródeł.
Jak już wspomniałem, to oznacza, że na rynku energii jeszcze bardziej umocnił się monopol. Przy zrozumiałym, w sytuacji kryzysu energetycznego, dążeniu ustawodawcy do ochrony odbiorców cen energii monopol energetyczny ma najwyższe marże i zyski w historii i w znacznej części przerzuca je na podatnika poprzez mechanizm dopłat do taryf.
W żadnym innym kraju nie doszło jednak do takiej sytuacji, że praktycznie zlikwidowano wolny rynek, wydłużono stan nadzwyczajny do co najmniej roku, nie bacząc na to, że światowe ceny paliw i energii spadły do poziomów sprzed kryzysu energetycznego.
W Polsce w ostatnich latach doszło także do niespotykanego rozwoju przydomowych instalacji fotowoltaicznych. Czy prosumenci (właściciele przydomowych instalacji) mogą czuć się zagrożeni?
Niestety trzeba się liczyć z tym, że ich także będą obejmowały ograniczenia. Zresztą często są odłączani, o czym nawet nie wiedzą, praktycznie bez żadnych rekompensat. Z kolei wytwórcy OZE, czyli farmy fotowoltaiczne i wiatrowe, których obejmują ograniczenia, są objęci redukcjami energii w znacznie większym stopniu, co może mieć wpływ na ich sytuację finansową. Jeżeli w efekcie ich wartość spadnie, wówczas zostaną przejęci przez państwowe koncerny za przysłowiową złotówkę.
Jakie to przyniesie skutki dla konsumentów?
W sytuacji monopolu konsumenci mają bardzo ograniczone możliwości poprawy tej sytuacji. Pomimo że od początku roku ceny energii w Polsce stają się najwyższe w Europie, państwowym spółkom energetycznym nie zależy na zmianie tej sytuacji, bo im jest gorzej, czyli im ceny energii są wyższe, tym jest dla nich lepiej, bo cały sektor spółek państwowych na tym zarabia.
Co oznaczają "płaskie" ceny prądu w praktyce?
Ceny energii powyżej stawek maksymalnych, które wprowadziły tarcze solidarnościowe, są w tej chwili m.in takie same w dzień i w nocy. Tymczasem aby cena energii w różnych godzinach była różna, rynek powinien opierać się o prawo wartości. Tylko w takiej sytuacji zarówno konsumenci, jak i prosumenci, mogliby stworzyć nowe modele biznesowe, w których np. magazyny, na początek ciepła, bo są najtańsze, będą jednym z elementów. Jednak bez odpowiednich działań ustawodawcy niewiele można zrobić.
Rząd zwiększył w ostatnim czasie dopłaty do programu "Mój Prąd". Czy warto z niego skorzystać?
Uważam, że warto. Poza fotowoltaiką jest w nim dofinansowanie dotyczące zarówno zakupu magazynów energii, jak i ciepła oraz systemów zarządzania energią. Tego typu rozwiązania są obecnie o wiele tańsze od np. inwestycji wodorowych.
Kolejnym dobrym rozwiązaniem są taryfy dynamiczne, których wprowadzenie planowane jest za rok. Ich wprowadzenie jest także szansą dla wszystkich konsumentów, bo dzięki temu będą mogli pozyskiwać energię, zwłaszcza gdy jest tania. Wbrew dotychczasowym opiniom net billing (w tym systemie energia wprowadzona do sieci przeliczana jest na wartość pieniężną w złotówkach — przyp. red) wraz z programem "Mój Prąd" jest ekonomicznie bardzo atrakcyjnym rozwiązaniem. Dzięki niemu prosumenci mogą odciążyć system i ograniczać ryzyka włączeń własnych instalacji fotowoltaicznych. Wejście taryf dynamicznych jest jednak już opóźniane już trzeci rok.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl