Ropą na światowych rynkach handluje się obecnie powyżej 80 dolarów za baryłkę. Wprowadzony limit na zakup rosyjskiej ropy drogą morską wynosi natomiast 60 dolarów za baryłkę.
Kraje trzecie, które będą kupowały rosyjską ropę powyżej tej ceny, nie będą mogły korzystać z usług tankowców zarejestrowanych w G7 i UE oraz korzystać z ubezpieczeń. To bardzo poważny problem dla każdego, kto spróbuje ominąć te sankcje, bo aż 95 proc. ubezpieczeń dla tankowców wydaje firma z Londynu. Brak takiego ubezpieczenia zgodnie z prawem morskim uniemożliwia transport.
Limit cenowy na rosyjską ropę na razie niewiele zmieni
Na razie jednak ten limit niewiele zmieni. Dlaczego? Rosyjska ropa i tak sprzedawana jest obecnie "z dyskontem" poniżej ceny 60 dolarów. Wbrew propagandzie, Rosjanie mają duży problem, by zastąpić wielki rynek zbytu, jakim była dla nich Unia Europejska, a ich azjatyccy "partnerzy" (głównie Indie i Chiny) wiedzą o tym i zbijają cenę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak wskazuje Stajniak, Rosjanie będą próbowali omijać sankcje. Trzeba jednak pamiętać, że oprócz limitu, kraje UE wstrzymuje import rosyjskiej ropy z dniem 5 grudnia poza wyjątkiem dla krajów, które nie mogą importować ropy drogą morską. To "zaledwie" 1-,1,5 mln baryłek, ale choć nie wpłynie w znaczących sposób na ceny, to Europa musi uzupełnić te braki gdzie indziej.
Ceny na stacjach paliw. Czego możemy się spodziewać w najbliższych miesiącach?
"Dla Europy zdecydowanie większym problemem będzie embargo na produkty ropopochodne, które wchodzi w życie 5 lutego. Wtedy kraje UE przestają kupować produkty ropopochodne, w tym przede wszystkim diesla (...). Właśnie dlatego nie można wykluczyć kolejnej fali wzrostu cen diesla w stosunku do benzyny początkiem 2023 r." – zauważa Stajniak.
W ocenie eksperta tańszy dolar w stosunku do większości walut na świecie powinien powodować spadki cen na stacjach paliw. "Z drugiej strony ryzyko spadku popytu z Chin dosyć wyraźnie zmalało, a na rynku może powstać luka podażowa, jeśli kraje trzecie zaczną stosować się do limitu cenowego na rosyjską ropę" – twierdzi Stajniak.
W jego opinii największych zawirowań możemy spodziewać się na początku 2023 r. Największą niewiadomą dla rynku w obecnej sytuacji nie jest wojna w Ukrainie, tylko popyt na ropę w Chinach. Po fali protestów w Chinach w związku z restrykcjami covidowymi wydaje się, że władze mogą złagodzić obostrzenia, co sprawi, że chińskie zapotrzebowanie na ropę wzrośnie. A to może podbić cenę na światowych rynkach.
Rosja robi dobrą minę do złej gry, ale będzie miała problemy, by spiąć budżet
Rosja wskazała, że nie zamierza sprzedawać ropy krajom, które będą stosować się do zasad limitu cenowego i nie wyklucza obniżenia produkcji ropy. Jak jednak zauważa Stajniak, brak dostępu do technologii i tak najprawdopodobniej obniży możliwości wydobycia. Dlatego najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest obniżenie dostępnej wydobycia o 1-1,5 mln baryłek dziennie w kolejnych miesiącach.
Średnie koszty wydobycia ropy w Rosji ostatnio znacząco wzrosły i oceniane są w okolicach 50 USD za baryłkę. Cena, która pozwoli spiąć rosyjski budżet, jest znacznie wyższa (ok. 60-70 dolarów), dlatego finansowa kondycja Rosji wedle prognozy eksperta może zostać jeszcze mocniej naruszona.
Podobnie uważają sami Rosjanie. Z raportów Banku Centralnego Rosji czy komentarzy rosyjskich ekspertów wyłania się z obraz gospodarki Rosji, która już teraz ledwo sobie radzi, a najgorsze może dopiero nastąpić po wprowadzeniu grudniowych unijnych sankcji na rosyjską ropę.