Czas minął. Ruszyła kolejna zębatka sankcyjnej maszyny skierowanej przeciwko Rosji. Unia Europejska wraz z Wielką Brytanią z dniem 5 grudnia wprowadza embargo na morski import rosyjskiej ropy naftowej.
To odsunięty w czasie mechanizm szóstego pakietu sankcyjnego, który jeszcze pod koniec maja zatwierdziła Komisja Europejska. Pociągnie za sobą kolejny - zakaz importu rosyjskich produktów ropopochodnych, w tym paliw. Ten mechanizm zapadanie 5 lutego 2023 roku.
Aby jeszcze bardziej zwiększyć presję na Rosję, równolegle wraz całą grupą G7 nałożony zostaje limit cenowy - tzw. price cap - który dotyczyć ma ropy naftowej z Rosji sprzedawanej drogą morską do krajów trzecich. Rada UE ustaliła pułap cenowy na poziomie 60 dol. za baryłkę, z założeniem, że będzie on podległa przeglądowi i ewentualnej korekcie co dwa miesiące, tak aby limit był co najmniej o 5 proc niższy od średniej ceny rynkowej rosyjskiej ropy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podkreśla w rozmowie z money.pl dr Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, wdrażane przez Zachód mechanizmy mają duży potencjał i Rosja ich nie zlekceważy, ale faktyczna skuteczność tych sankcji będzie zależeć od determinacji Europy i solidarności poszczególnych członków Wspólnoty.
Jak wykazywał Polski Instytut Ekonomiczny, całkowita wartość eksportu ropy naftowej z Rosji wynosiła w 2021 r. ponad 100 mld dol. Zyski ze sprzedaży ropy naftowej tylko do państw Unii stanowiły aż 10 proc. centralnego budżetu Federacji Rosyjskiej.
Rosja wciąż nie wierzy w determinację Europy, zwłaszcza w dłuższym terminie, będzie dokręcać śrubę eskalując reperkusje, bo tu i teraz jest gotowa poświęcić część dochodów z ropy dla celów politycznych. Jeśli Unia wytrwa i będzie skłonna utrzymać na swoich barkach ciężar kosztów tej decyzji, w dłuższej perspektywie z pewnością wstrząśnie Rosją - stwierdza dr Kardaś.
Przypomina jednak, że "rozpoczęło się przeciąganie liny" i że ważna będzie reakcja Zachodu na kolejne ruchy Moskwy. A ta już zapowiedziała, że gotowa jest odciąć dostawy ropy naftowej tym, którzy włączą się w sankcje i będą stosować mechanizm limitu cenowego.
Ropa dla Europy
Europa musi wpierw jednak zastąpić dotychczasowe dostawy z Rosji. Do tej pory była największym importerem rosyjskiego surowca. Na rynek unijny, głównie do Holandii, Niemiec i Polski, trafiało 123 mln ton ropy naftowej rocznie tak poprzez ropociągi, jak i drogą morską. Spośród 27 krajów członkowskich, 10 jednak w ogóle nie sprowadzało ropy z Rosji.
Unia zdecydowała, że do końca 2022 roku zredukuje import rosyjskiej ropy aż o 90 proc. Embargo dotyczy jedynie morskich dostaw, ale również te rurociągowe są drastycznie ścinane. Niemcy i Polska do końca tego roku zadeklarowały, że dobrowolnie zrezygnują z dostaw ropociągiem "Drużba". Czarne złoto Putina wciąż zmuszone są kupować takie kraje jak Węgry, Czechy czy Słowacja. To im KE proponowała znacznie dłuższy okres przejściowy w odchodzeniu od tej zależności.
- Unia sukcesywnie przygotowywała się do embarga. Dane statystyczne za okres od stycznia do października pokazują, że większość państw UE zmniejszało import ropy typu Urals. Choć część krajów, jak Włochy czy Bułgaria wręcz zwiększyły odstawy rosyjskiego surowca, to jednak skali całej Unii widać efekty poczynionego wysiłku. Europa zredukowała import z 51 mln ton ropy do 36 mln ton, patrząc w ujęciu rok do roku - zaznacza dr Kardaś.
Jak zastąpić rosyjską ropę? Wewnętrzna produkcja UE nie wystarczy, bowiem stanowi tylko kilka procent całej konsumpcji. Jak wynika z danych za 2020 rok, łączna produkcja krajów Wspólnoty to 18,7 mln ton. Pierwsze skrzypce grają trzy państwa. Są to w kolejności Włochy (5,38 mln ton), Dania (3,52 mln ton) i Rumunia (3,33 mln ton). Poniżej miliona ton dostarcza również Polska, Węgry, Niderlandy i Francja.
Unia skazana jest więc na import. "Szejkiem Europy" jest Norwegia, która rocznie wydobywa 83,4 mln ton, co czyni ją graczem globalnym i to ona była dotąd drugim największym dostawcą tego surowca w UE. Jednak podczas gdy rosyjska ropa stanowiła czwartą część importu, to norweskie baryłki zapewniały niespełna dziesiątą część.
Wraz z inwazją na Ukrainę, Rosja traci więc poważnego odbiorcę. W jej miejsce sukcesywnie pozyskiwani są inni dostawcy. - Arabia Saudyjska, Stany Zjednoczone, Kazachstan, kraje Afryki, jak Libia czy Nigeria to kierunki skąd popłynie więcej ropy naftowej do krajów Wspólnoty - wylicza dr Kardaś.
Jak wynika z danych Eurostatu, już w drugim kwartale 2022 roku udział ropy z USA w krajach Unii wzrósł do prawie 10,5 proc, przebijając dostawy norweskie, które również sukcesywnie rosły (9,4 proc.). Do UE trafia też coraz więcej ropy z Iraku (7,5 proc.).
Dalsza dywersyfikacja dostaw i pozyskanie kolejnych dostawców do Unii będzie teraz kwestią kluczową - zaznacza ekspert OSW.
Rosja przekierowuje dostawy
Również Rosja dobrze wykorzystała czas między majem a grudniem przygotowując się do zapowiedzianego przez Europę embarga, o czym pisaliśmy już w money.pl.
Rosjanie nie zakopują gruszek w popiele. W części już udało im się przekierować dostawy tankowcami z Europy do Azji - przypomina Kardaś.
Według danych PIE, co najmniej 28 mln ton rosyjskiej ropy mogło zostać przekierowane z UE do Chin. Pekin jest dziś jednym głównych odbiorców ropy, którą Rosja sprzedaje krajom przyjaznym po specjalnej cenie.
Durgi ważny kierunek to Indie, które - jak wskazują dane Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem - zwiększyły dzienne zakupy paliw kopalnych z Rosji o około 65 mln dol. w okresie od lutego do maja 2022 r. Tylko do połowy czerwca 2022 r. do Azji trafiało 1,88 mln baryłek dziennie.
- Rosja w dalszym ciągu będzie starać się wypychać swoją ropę do Chin, Indii Pakistanu Wenezueli czy Iranu. Ci odbiorcy z kolei będą korzystać dużych opustów, by następnie móc ją przemianowywać i dalej odsprzedać - stwierdza w rozmowie z money.pl dr Przemysław Zaleski, ekspert Fundacji Pułaskiego i Politechniki Wrocławskiej.
Ograniczenia cen i uderzenie w ubezpieczenia
To dlatego, że Rosja wciąż może sprzedawać ropę na innych rynkach, tak istotnym elementem sankcji jest wspomniany price cup. Polega on na ustanowieniu wspólnych maksymalnych progów cenowych na ropę z Rosji transportowaną czy przeładowywaną w portach krajów przystępujących do tej sankcji.
Europejscy ubezpieczyciele i armatorzy statków będą mogli eksportować rosyjskie surowce do krajów spoza UE, ale będą musieli udowodnić, że ich klienci kupili ropę w ramach narzuconego limitu cenowego.
Dodatkowo Unia wprowadza ograniczenia dla certyfikacji i ubezpieczeń rosyjskich statków. Jak pisaliśmy w money.pl, usługi certyfikacji zapewniane są przede wszystkim przez zagraniczne towarzystwa klasyfikacyjne, skupione wokół zachodnich firm. Aż 95 proc. światowych ubezpieczeń tankowców jest przeprowadzanych przez londyńską organizację ubezpieczeniową o nazwie International Group of P&I Clubs.
Bez uzyskania certyfikatu zdolności żeglugowej nie ma możliwości zakupu ubezpieczenia i uzyskania zgody na wpływanie do portów. Zgodnie z prawem morskim brak tego ubezpieczenia automatycznie uniemożliwia transport. Już samo to podbiło ceny frachtu morskiego i wynajęcia tankowców, których pula jest bardzo ograniczona.
- Wszystko to razem łączy się w bardzo skomplikowany mechanizm, który może się okazać poważnym narzędziem. Problem w tym, że może się okazać bronią obosieczną - zaznacza dr Kardaś.
Jak wyjaśnia, logika działań Władymira Putina nakazuje sądzić, że nie ekonomia będzie tu głównym czynnikiem wpływającym na decyzje Kremla. - Jeżeli Rosja zdecyduje się zakręcić kurek z ropą, jak to robiła do tej pory z gazem, zredukuje podaż surowca na rynek i przekona do ograniczeń wydobycia partnerów z OPEC+, spowoduje ponowny wzrost cen ropy. To z kolei pozwoli jej sprzedawać drożej i zredukować straty wnikające z mniejszej produkcji. Europa zaś stanie przed problemem wysokich cen i kolejnym kryzysem naftowym - zaznacza ekspert OSW.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.