Od stycznia nadchodzącego roku klient spółki Tauron zapłaci za prąd o 12 proc. więcej. Podwyżka średnio o 10 proc. dotyczy ok. 32 proc. wszystkich odbiorców energii – czyli ok. 5,5 mln osób z południowej i południowo-zachodniej Polski - podaje "Gazeta Wyborcza".
Przyszłości swojej nie znają jednak wciąż klienci PGE, Energi i Enei. URE nie zatwierdził dla nich nowych taryf. Jak podaje "Wyborcza", spółki energetyczne, w przeciwieństwie do Tauronu, nie zgodziły się na obniżkę swoich propozycji zawartych we wnioskach taryfowych.
Od początku nowego roku stracą, ponieważ wciąż będą musiały korzystać z taryf z 2018 roku. Natomiast od 1 stycznia skończą się obecne rekompensaty, co oznacza dla dostawców energii wyższe koszty.
Dziennik wskazuje również, że nie wiadomo, co zrobi rząd. Minister aktywów państwowych Jacek Sasin pierwotnie przekonywał, że gabinet Mateusza Morawieckiego zrobi co w jego mocy, żeby portfele Polaków nie ucierpiały w związku z podwyżką cen prądu, m.in. poprzez rekompensaty dla odbiorców indywidualnych.
Według pierwotnych słów wicepremiera Sasina, mechanizm rekompensat, nad którym pracuje rząd, miał objąć wszystkich. Teraz jednak, według nieoficjalnych doniesień, rekompensaty mają być przewidziane tylko dla najuboższych.
- Oczywiście zweryfikowanie kryterium dochodowego zwiększa koszty pomocy publicznej, ale nadal jest bardziej opłacalne i uzasadnione niż dotowanie wszystkich. Bo mieszkańcy posiadający duży dom, zużywający dużo energii, których na to stać, nie powinni korzystać z takiej pomocy oferowanej przez rząd - podkreśla Michał Hetmański z fundacji Instrat, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
Na razie nie wiadomo, jak mechanizm rekompensat miałby funkcjonować. Jednak według słów minister Jadwigi Emilewicz, nie obejmie on firm z sektora MŚP.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl