"Prąd, czynsz, ZUS, kosmetyki - 1 czerwca podniosłam ceny o 20 proc.", "Musiałam wykluczyć z oferty zabiegi nierentowne", "Średnio raz w miesiącu jedna, dwie usługi drożeją. Koszty idą w górę, to jasna sprawa" - to tylko niektóre komentarze znalezione na facebookowym forum, na którym udzielają się właściciele i pracownicy salonów fryzjerskich w całej Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ceny u fryzjerów. Inflacja rozgościła się w salonach
Ceny u fryzjerów rosną regularnie. Obecnie uśredniona stawka za strzyżenie męskie w Polsce wynosi nieco ponad 93 złote. Ta kwota plasuje nas na 17. miejscu zestawienia World of Statistics, które przeanalizowała firma Personnel Service. Liderem rankingu uwzględniającego 39 krajów z całego świata jest Norwegia, gdzie cena za usługę trwającą 45 minut to ponad 250 zł. Najgorzej zarabiają fryzjerzy i fryzjerki w Zambii (ok. 6 zł) i Nigerii (ok. 8 zł).
- Tam, gdzie społeczeństwo jest bogate, usługa jest najdroższa, w przeciwieństwie do np. krajów afrykańskich. Polska utrzymuje się w tym zestawieniu mniej więcej w połowie stawki, ale kiedy zestawimy ceny ze średnimi wynagrodzeniami, okazuje się, że ta usługa w naszym kraju jest całkiem kosztowna - komentuje cytowany przez Personnel Service Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy.
Żeby ocenić, czy usługa jest tania, czy droga warto, tak jak mówi Inglot, zestawić jej cenę z poziomem średniego wynagrodzenia w danym kraju. Według danych Eurostatu w 2022 r. w Norwegii przeciętna pensja w sektorze przedsiębiorstw wynosiła ok. 17,7 tys. zł netto i pozwalała panom na 45-minutową wizytę u fryzjera 68 razy w miesiącu. Klient z Polski za średnią krajową, wynoszącą ok. 4,6 tys. zł "na rękę" mógł udać się do salonu fryzjerskiego 49 razy w ciągu miesiąca.
Najdrożej w Łódzkiem
W skali kraju strzyżenie męskie z użyciem nożyczek jest najdroższe w województwie łódzkim. Analizujący ceny usług portal kb.pl podaje, że w tym roku w Łodzi i okolicach stawki wahają się w przedziale 75,10-93,90 zł. Najtaniej jest na Podkarpaciu, gdzie średnie ceny mieszczą się w granicach 60,10-70 zł.
Z dużo dotkliwszymi wydatkami muszą mierzyć się panie. - Za farbowanie włosów półdługich (kolor blond) w ostatnich latach płaciłam 700-900 zł. Ceny mocno skoczyły po pandemii. Za cięcie na sucho przed pandemią płaciłam 80 zł, w trakcie pandemii cena zmieniała się dwukrotnie. Najpierw wzrosła do 100 zł, potem do 150 zł - mówi nam pani Agnieszka z Warszawy.
- Zdaję sobie sprawę, że ceny w salonach o większej renomie są wysokie, ale zastanawia mnie, jaki jest właściwie koszt użytych produktów i innych stałych kosztów ponoszonych przez salon i czy musi być tak drogo - dodaje.
Podwyżki cen co trzy miesiące
Branża fryzjerska była jedną z nielicznych, która nie podnosiła cen usług w czasie pandemii COVID-19. Fryzjerzy zanosili środki dezynfekcyjne do szpitali, potem kupowali je 20 razy drożej, ale nie przenosili cen na klientów, ponieważ oni także byli w trudnej sytuacji finansowej. W późniejszym okresie podwyżki cen usług wynikały z inflacji, drożejącego gazu i prądu. Jeśli salon dostawał miesięczny rachunek za gaz w kwocie 1 tys. zł, a potem 7 tys. zł, to okazało się, że ogrzewanie stało się dodatkowym etatem - zauważa w rozmowie z money.pl Michał Łenczyński, założyciel i lider grupy wsparcia Beauty Razem.
Łenczyński tłumaczy, że analiza cen w salonach odbywa się najczęściej co pół roku lub co kwartał. - Aktualizacja cen ma charakter ciągły. Powodem są rosnące koszty. Warto podkreślić, że branża beauty jest jedną z nielicznych, w których nie występuje zjawisko greedflacji (inflacja napędzana chciwością firm - przyp. red.). Mimo podwyżek cen usług wielu fryzjerów zgłasza, że pracuje dłużej, a zarabia mniej - zaznacza.
Potwierdza to pani Klaudia, prowadząca salon na warszawskiej Woli. - Pracy jest dużo, ale gdyby nie podwyżki cen, zyski nie rekompensowałyby kosztów - mówi. Za strzyżenie męskie inkasuje 70 zł. Nie ona jedna łączy prowadzenie firmy z pracą z klientami. - Mogłabym szukać pracowników, ale wolę zaoszczędzić przynajmniej na jednym etacie. Dopóki daję radę, wolę strzyc do spółki z dwiema dziewczynami - tłumaczy.
Wyrozumiałość klientów
Podwyżki wynoszą zazwyczaj od 10 do 20 proc. Część przedsiębiorców obawia się, że kolejny wzrost cen odstraszy klientów, inni zaś podkreślają ich wyrozumiałość. "1 lipca podniosłam ceny o 20 proc. przez ZUS, prąd i opłaty. U mnie klienci nie narzekają, rozumieją i nie narzekam na brak pracy" - pisze na forum pani Agnieszka, mająca salon w Łodzi.
- Przychodząc do salonu, widzimy wykonaną usługę, jednak trzeba pamiętać, że w cenie zawarta jest cała plejada kosztów, m.in. szkoleń, ogrzewania, wynajmu lokalu, kosmetyków, usług B2B, czy ZUS. Do tego branża boryka się z nieuczciwą konkurencją szarej strefy, a legalnie pracujące salony doświadczają coraz wyższych obciążeń podatkowych. Podwyżki cen usług stały się smutną koniecznością, by nasz ulubiony fryzjer nie musiał dokładać - podsumowuje Michał Łenczyński.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl