Zdążysz jeszcze zrobić test na koronawirusa przed świętami, ale to w zasadzie ostatni moment. Prywatne przychodnie mają wolne terminy na środę i czwartek, ale ich pula szybko maleje. Warto też pamiętać, że test robiony na ostatnią chwilę może być o wiele droższy od rozsądnie zaplanowanego. Wtedy zamiast 150-250 złotych wydamy nawet 600-700 złotych na osobę.
Dziś test na koronawirusa można zrobić na dwa sposoby: państwowo albo prywatnie. Do niedawna zrobienie testu na NFZ wymagało skierowania od lekarza, dziś wystarczy zarejestrować się na stronie pacjent.gov.pl i przejść procedurę kwalifikacyjną.
To o wiele prostsze, niż wcześniejsza konsultacja, ale testu nie zrobi w ten sposób każdy, kto chce się po prostu upewnić, czy nie ma wirusa. Z kilku powodów: w kwestionariuszu nie ma opcji "chcę wiedzieć, czy nie zarażę dziadka".
Po drugie zaś, zdrowa osoba bez objawów nie powinna zajmować kolejki naprawdę choremu, tylko po to, by zaspokoić swą ciekawość. I tu z pomocą ruszają prywatne firmy medyczne, oferujące usługę testowania pacjentów na obecność wirusa lub śladów jego bytności.
Nowe zasady na lotniskach. Testy dla wszystkich
W dużych prywatnych przychodniach sieciowych można zrobić prosty i w miarę skuteczny test serologiczny pod kątem białek klas IgG i IgM. Te pierwsze wskazują, że pacjent przeszedł już COVID-19. Drugie mogą sugerować, że przechodzi się chorobę w momencie robienia testu.
Przed ostatnimi świętami (Bożego Narodzenia) testy takie kosztowały od kilkudziesięciu do nieco ponad 200 złotych. Obecnie trzeba za nie zapłacić więcej. W Enel-Medzie rachunek sięgnie 220 złotych. Wynik dostajemy w ciągu 1-3 dni.
Lux Med, Centrum Damiana czy Medicover oferują też tańsze testy antygenowe – ich cena wynosi mniej więcej 150-170 złotych a wynik otrzymujemy w 15-30 minut.
- Badanie jest szybkie, ale na dziś zostało niewiele wolnych wizyt. Wtorek, środa – terminy jeszcze są, ale lepiej się pospieszyć – słyszymy na infolinii Medicover. Pracownik dodaje, że jeśli chcę mieć pewność, że nie zawiozę wirusa do rodziny na święta, proponuje termin na czwartek i ograniczenie kontaktów towarzyskich.
Wstrzemięźliwość socjalną i zaproszenie na czwartek proponują też infolinie innych firm medycznych. Pracownicy zastrzegają jednak, że wolne terminy szybko znikają. Na przykład Medicover nie ma już wolnych miejsc na niektóre badania – chodzi o metodę RT-PCR. Akurat ta firma ma (miała) niezłe ceny na to badanie. Jest ono jednak dość popularne w niektórych kręgach, ponieważ można do niego dostać zaświadczenie pozwalające na przekraczanie granicy.
Cena takiego badania to ok. 350-450 złotych, z zaświadczeniem jest kilkadziesiąt złotych drożej. Przychodnie proszą też o punktualne przybywanie na miejsce (oczywiście po wcześniejszym umówieniu), co pozwoli na uniknięcie kolejek. Ale ich braku i tak nie mogą zagwarantować. Jeszcze więcej kosztuje badanie z dojazdem do klienta – wtedy na pewno unikniemy kolejek, ale do ceny będzie doliczone kolejne 100-150 złotych.
Mniejsze firmy oferują często niższe ceny badań. W jednym z laboratoriów badanie RT-PCR dwóch osób kosztuje 630 złotych. Warunkiem jest jednak samodzielne dostarczenie do laboratorium próbki, czyli wymazu. A to wymaga uprzedniego zakupienia zestawu do pobierania wymazów. Summa summarum wychodzi na jedno.
Niezależnie od metody, jaką wybierzemy i ile chcemy za nią zapłacić, wąskim gardłem jest przepustowość punktów i przychodni. Nie wejdziemy tam z ulicy, musimy się wcześniej umówić. A terminów powoli zaczyna brakować. Niewykluczone, że na czwartek i piąte zaraz zabraknie miejsc. Albo zostaną tylko terminy na najdroższe testy, kosztujące 600-700 złotych.