Ekspansja marek z Państwa Środka to nie przypadek, a plan Xi Jinpinga. Chińskich aut elektrycznych sprzedaje się coraz więcej w Europie. Do niemieckiego Bremerhaven wpłynął przed tygodniem olbrzymi frachtowiec zbudowany dla koncernu BYD, który przywiózł 3 tys. tanich aut. A to dopiero początek, bo kolejne transporty są już zaplanowane.
Z danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA) wynika, że w 2019 r. auta chińskich marek stanowiły 0,4 proc. sprzedaży nowych "elektryków" w Unii Europejskiej. W 2020 r. udział ten wzrósł do 1,4 proc., w kolejnym do 1,7 proc., a na koniec 2022 r. osiągnął 3,7 proc. Według danych Komisji Europejskiej, w 2025 r. udział ten sięgnie 15 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
ACEA ostrzega, że producenci samochodów spoza Unii Europejskiej przejmują wiodącą rolę w produkcji i sprzedaży pojazdów elektrycznych na całym świecie, ponieważ mają znaczną przewagę konkurencyjną nad Europą. Chodzi głównie o cenę, ale chińskie auta to już nie "chińszczyzna", czyli synonim taniej tandety. Producenci w Państwie Środka pod czujnym okiem Komunistycznej Partii Chin (KPCh) odrobili lekcje.
- Wszystkie inwestycje czynione przez europejskie marki w Chinach, odbywały się w pełnej współpracy z chińskimi firmami. Taki był wymóg. I to pozwoliło Chińczykom poznać i przejąć technologie, zdobyć doświadczenie. Efekty widzimy dzisiaj - mówi w rozmowie z money Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar.
Na polskim rynku zadomowiły się, wciąż jeszcze uznawane za niszowe, chińskie marki motoryzacyjne, takie jak choćby Maxus, Nio, Seres, Skywell czy LEVC. Ten rok przyniósł dalsze premiery lub ich zapowiedzi - Voyah, MG, BAIC, Hongqi.
"Wyścig w stronę dna". Jasny sygnał z Brukseli
Rozpychanie się Chin na europejskim rynku motoryzacyjnym dostrzegła także Bruksela. Tańsze auta elektryczne z Chin, (przeciętnie o 20 proc.) w połączeniu z programami dopłat w krajach UE (jak np. "Mój elektryk" w Polsce) stały się atrakcyjniejsze cenowo od samochodów rodzimych konsumentów.
- Komisja Europejska otwiera dochodzenie w sprawie samochodów elektrycznych przybywających z Chin. Europa jest otwarta na konkurencję, ale nie na wyścig w stronę dna. To zaburza nasz rynek. I tak jak nie będziemy akceptować zaburzeń z wewnątrz, tak nie zaakceptujemy zaburzeń zewnętrznych - powiedziała we wrześniu ubiegłego roku Ursula von der Leyen, przewodnicząca KE, podczas orędzia o stanie Unii Europejskiej.
Auta z Chin widoczne są już na polskim rynku. W zestawieniu rankomat.pl, które przytacza "Rzeczpospolita", jednym z najtańszych jest miejski hatchback MG4, który kosztuje od 124,2 tys. zł. Za 135,5 tys. zł można kupić rodzinnego SUV-a Euniq6 z akumulatorem o pojemności 70 kWh. Kompaktowy crossover Seres 3 dostępny jest od ręki za 187,5 tys. zł.