Lai Ching-te z rządzącej na Tajwanie Demokratycznej Partii Postępowej zdobył w sobotnich wyborach prezydenckich 40 proc. głosów i pokonał Hou Yu-ih z Partii Nacjonalistycznej (Kuomintang, KMT) oraz Ko Wen-je z Tajwańskiej Partii Ludowej (TPP), którzy zdobyli odpowiednio 26 proc. i 33 proc. głosów. Zarówno KMT jak i TPP opowiadają się za zbliżeniem z rządzonymi przez komunistów Chinami, które potępiły Laia jako "separatystę" i "wichrzyciela".
Choć prezydent USA Joe Biden podkreślił, że Stany Zjednoczone nie popierają niepodległości Tajwanu, w sobotę sekretarz stanu Antony Blinken pogratulował Lajowi zwycięstwa w wyborach, a wszystkim Tajwańczykom – że po raz kolejny pokazali siłę solidnego systemu demokratycznego i procesu wyborczego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chiny krytykują Zachód za słowa o Tajwanie
"Słowa Blinkena naruszają obietnicę USA, że będą utrzymywać jedynie kulturalne, gospodarcze i inne nieoficjalne powiązania z Tajwanem, a Chiny przekazały już oficjalny komunikat stronie amerykańskiej w związku z tym oświadczeniem" - stwierdziło w niedzielę ministerstwo spraw zagranicznych w Pekinie.
Chiny skrytykowały także inne kraje za wyrazy wsparcia dla prezydenta-elekta Tajwanu. Ambasada Chin w Londynie określiła jako "niewłaściwe działania" słowa brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Camerona, który pogratulował Laiowi oraz jego partii i stwierdził, że wybory były "świadectwem tętniącej życiem demokracji na Tajwanie".
"Wzywamy Wielką Brytanię do uznania stanowiska, że Tajwan jest chińską prowincją, do ostrożnego podejścia do spraw związanych z Tajwanem, zgodnie z zasadą jednych Chin, do zaprzestania wygłaszania wszelkich uwag, ingerujących w wewnętrzne sprawy Chin" – stwierdziła chińska placówka dyplomatyczna w Londynie.
Z kolei w Japonii chińska ambasada posunęła się nawet do złożenia oficjalnego protestu dyplomatycznego, po tym, jak japońska minister spraw zagranicznych Yoko Kamikawa pogratulowała Laiowi zwycięstwa. Kamikawa nazwała Tajwan "niezwykle kluczowym partnerem i ważnym przyjacielem", ale w tym samym oświadczeniu stwierdziła również, że stosunki robocze z Tajpej mają charakter "pozarządowy".
"Uroczyście wzywamy stronę japońską, aby powstrzymała się od zakłócania pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej oraz w stosunkach Chiny-Japonia" – zakomunikowała chińska ambasada w Tokio.
Z kolei Xiao Qian, ambasador Chin w Australii, opublikował w piątek w "The Australian" artykuł, w którym ostrzegł rząd w Canberze przed nieokreślonymi niebezpieczeństwami, jeśli miałby on wspierać "siły niepodległościowe Tajwanu".
"Jeśli Australia zostanie przywiązana do rydwanu tajwańskich sił separatystycznych, naród australijski zostanie zepchnięty na krawędź przepaści" – napisał chiński dyplomata.
Straszą użyciem siły
Rząd w Pekinie formalnie nigdy nie sprawował władzy nad Tajwanem, ale twierdzi, że rządzona demokratycznie wyspa jest "nierozerwalną" częścią chińskiego terytorium i "zbuntowaną prowincją".
Chiński przywódca Xi Jinping i minister spraw zagranicznych Wang Yi wielokrotnie ostrzegali, że chińskie wojsko jest gotowe zająć Tajwan siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba, a tegoroczny wyścig prezydencki określali jako "wybór między wojną a pokojem".