Nie ma jeszcze oficjalnych wyników wyborów prezydenckich w USA, ale zwycięstwo - i to zdecydowane - Donalda Trumpa nad Kamalą Harris jest pewne. Tym samym polityk Partii Republikańskiej po czteroletniej przerwie wróci do Białego Domu na swoją drugą kadencję.
Trump przede wszystkim obiecywał poprawę stanu gospodarki USA, która - zdaniem obywateli odczuwających wzrost inflacji m.in. wskutek wojny w Ukrainie - jest fatalna. Cel ten obiecał osiągnąć, wprowadzając wiele ceł na importowane towary. Szczególnie bolesne ma to być dla Chin, bo taryfy na produkty z tego kierunku mają sięgnąć 60 proc. i więcej.
Nie jest to nowość w handlu dwóch największych gospodarek świata, ale zaostrzenie polityki z pierwszej kadencji Trumpa oraz kadencji Joe Bidena, który cła republikanina podwyższył i dodał kolejne, w tym 100-procentowe na auta elektryczne. O rozwój sytuacji na linii Waszyngton-Pekin pytamy Marcina Przychodniaka, analityka ds. Chin w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jacek Losik, dziennikarz money.pl: Donald Trump nie tylko obiecał podnieść cła, ale chce objąć nimi cały import USA (obecnie dotyczą połowy importowanych towarów przemysłowych). Na pierwszy rzut oka powrót polityka do Białego Domu to wręcz hiobowe wieści dla Xi Jinpinga. Czy faktycznie są tak złe?
Marcin Przychodniak, ekspert PISM: I tak i nie. Donald Trump zapowiada, co zapowiada, ale myślę, że Chińczycy liczą na to, że w tej kadencji stanie się to samo, co w poprzedniej, gdy udawało się zapowiedzi republikanina zmiękczyć. Chiny, wyczuwając transakcyjny charakter Trumpa, oferowały szczególnie we wczesnej fazie prezydentury korzystne umowy handlowe. Dzięki temu mógł powiedzieć, że osiągnął sukces, bo np. nakłonił Chińczyków do tego, żeby więcej kupowali od Amerykanów, chociaż ostatecznie nie do końca się to pokrywało statystycznie.
Tego typu narzędzia będą pewnie stosować też teraz, ale pewnie będą również próbować wpłynąć na środowisko wokół prezydenta. Chociażby na Elona Muska, który może trafić do administracji Trumpa, a którego kontakty chińskie są znane. Jego zależność od Chińczyków jest wysoka, ponieważ większość biznesu, zwłaszcza samochodowego, ma w Chinach. Dla Trumpa ważny będzie głos amerykańskiego przemysłu, który podobnie jak niemiecki, do pewnego stopnia jest zorientowany, aby wykorzystać chiński rynek.
Reasumując - dla Chińczyków zapowiedź zaostrzenia polityki celnej to jest problem, ale myślę, że są do pewnego stopnia przekonani, że - mówiąc kolokwialnie - będą w stanie łatwiej i więcej załatwić z Trumpem niż z demokratami.
Jak to?
Joe Biden kontynuował, a nawet rozszerzył politykę handlową poprzednika wobec Chin. Trump ma natomiast w głębokim poważaniu istotną dla demokratów politykę wartości, kwestię podejścia do demokracji czy poszanowania prawa międzynarodowego. Nie chcę tu powiedzieć, że Trump nie szanuje prawa międzynarodowego, ale nie będzie nacisków, aby Chińczycy to robili. Dlatego czują pewnie, że będą mieli pod tym względem większe pole manewru.
Z tego, co pan mówi, wynika, że wszystko będzie kwestią negocjacji, a w sumie gorzej dla nich by było, gdyby wygrała Kamala Harris.
Trump jest pewnym niewolnikiem swoich relacji z wielkim biznesem amerykańskim. Jego polityka ma oczywiście chronić go przed zagrożeniem ze strony Chin, ale z drugiej strony chiński rynek jest dla amerykańskiego istotny w wielu sektorach, dlatego nie może zamykać do końca możliwości współpracy. Niemniej, trudno teraz stwierdzić, ile w zapowiedziach prezydenta-elekta jest retoryki kampanijnej, a co faktycznie będzie zrealizowane. Z całą pewnością Chińczycy są zaniepokojeni, choć widzą więcej pozytywów w tym, że polityka demokratów nie będzie kontynuowana, bo w relacji z Trumpem odejdzie czynnik różnic ideologicznych.
Jakiś czas temu byłem w Pekinie i wyraźnie po stronie chińskich ekspertów przewijało się stwierdzenie, że rolą nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie przede wszystkim ustabilizowanie sytuacji wewnątrz kraju. Dogodnie będzie znaleźć nowy podmiot do obarczenia winą za problemy gospodarcze USA i prowadzić politykę wobec tego podmiotu, co będzie pokazywało, że Trump amerykańską gospodarkę chroni, naprawia i rozwija.
Chiny są oczywistym celem, ale są nim już od dawna. Na nich najtrudniej Trumpowi będzie pokazać nową jakość, więc jeśli szuka punktu odniesienia odróżniającego go od Bidena, czy republikanów od demokratów, to będzie to Unia Europejska. I sądzę, że to właśnie europejskie kraje najbardziej się obawiają prezydentury Trumpa.
Zakładając jednak, że prezydent-elekt ogłosi wprowadzenie drakońskich ceł na importowane towary, to jakiej jawnej reakcji ze strony Pekinu możemy się spodziewać? Odpowiedź na unijne cła na samochody elektryczne jest zdecydowana, jak informowaliśmy w money.pl, jest to np. wstrzymanie części inwestycji w Polsce.
Myślę, że nie będzie żadnej gwałtownej reakcji, np. ograniczeń dla amerykańskich firm w dostępie do chińskiego rynku czy w ogóle współpracy z podmiotami chińskimi. Wszystko zależy oczywiście od tego, jaki manewr zastosuje Donald Trump, ale spodziewam się ewentualnie ostrej retorycznie reakcji, a w praktyce łagodnej.
Czy możemy się spodziewać, że Chiny mocniej "zaatakują" europejski rynek?
Europa będzie obiektem coraz silniejszych chińskich zachęt do zmiany polityki, np. dostępu do europejskiego rynku. Proces rozmiękczania stanowiska Niemiec czy Hiszpanii będzie postępował, ale czy on się skończy sukcesem Chin, to nie wiem. Tutaj jest dużo niewiadomych. Z pewnością wygrana Donalda Trumpa jest kolejnym elementem dla Chińczyków, który wzmacnia to poczucie pewnej przewagi, czy dającym kolejny argument w rozmowach z Brukselą.
Rozmawiał Jacek Losik, dziennikarz money.pl