Najemnicza Grupa Wagnera w weekend ruszyła na Moskwę, a na swoich kanałach w mediach społecznościowych ogłosiła: wojna domowa oficjalnie się zaczęła. Krwawa firma Jewgienija Prigożyna jednak wycofała się, będąc ok. 200 km od stolicy Rosji.
Kwatera główna Grupy Wagnera pod ścisłym nadzorem
Chociaż prezydent kraju Władimir Putin jasno powiedział, że osoby, które odpowiadają za "zbrojny bunt", poniosą konsekwencje, to jednak można mówić o łagodnym potraktowaniu rebeliantów. Najemnicy zostali ułaskawieni, dostali możliwość wejścia w struktury wojsk rosyjskich, a właściciel Grupy Jewgienij Prigożyn wyjechał na Białoruś.
Przez długi czas nie było kontaktu z "kucharzem Putina". Około godz. 17 czasu polskiego krwawa firma opublikowała jednak nagranie z Prigożynem. Wyjaśnił, że celem "marszu na Moskwę" nie było obalenie reżimu, ale "protest przeciwko zniszczeniu grupy Wagnera". Powiedział, że w wyniku intryg grupa najemnicza "miała przestać istnieć 1 lipca 2023 r.".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Grupa Wagnera po próbie puczu oświadczyła, że "działa normalnie"
Wcześniej kwatera główna Grupy Wagnera przekazała, że działa normalnie. "Pomimo wydarzeń, które miały miejsce, ośrodek kontynuuje pracę w normalnym trybie, zgodnie z prawem Federacji Rosyjskiej" - poinformowało główne biuro Grupy Wagnera w Petersburgu, jak przekazała agencja AFP oraz dziennik "The Moscow Times".
Mało tego. Rosyjska państwowa agencja informacyjna TASS podała, że rekrutacja najemników została wznowiona w syberyjskim Nowosybirsku i Tiumeniu.
Grupa Wagnera straciła jednak możliwość rekrutowania rosyjskich skazańców, a - przypomnijmy - tysiące przestępców szły na wojnę w Ukrainie w szeregach krwawej firmy Prigożyna. "Kucharz Putina", zanim został nazwany przez prezydenta zdrajcą, oferował im amnestię, jeśli przeżyją na froncie określony czas.
- Był czas, kiedy "Wagner" mógł zabrać tych, którzy zostali skazani i podpisać z nimi umowę - twierdzi cytowany przez "The Moscow Times" starszy prawodawca Pavel Krasheninnikov. Nie oznacza to jednak, że zbrodniarze nie trafią już na front. - Teraz prawo mówi, że istnieje inna procedura, zgodnie z którą umowy mogą być podpisywane tylko z Ministerstwem Obrony - zaznacza Krasheninnikov.