Poniedziałkowa decyzja Państwowej Komisji Wyborczej (PKW), by odroczyć zajęcie stanowiska do orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego (IKNiSP), nakazującego skorygowanie sierpniowej uchwały PKW odbierającej PiS część powyborczej dotacji i corocznej subwencji, wywołała spore zamieszanie prawne.
Nie wiadomo bowiem, czy i kiedy sprawa finansów partii Jarosława Kaczyńskiego ostatecznie się rozstrzygnie. PKW zdecydowała, że wróci do sprawy w momencie, gdy status kwestionowanej izby SN oraz sędziów tam zasiadających zostanie systemowo uregulowany. A sam przewodniczący PKW Sylwester Marciniak uznał to za zdarzenie "przyszłe i niepewne".
Problem nie dotyczy zresztą tylko finansów Prawa i Sprawiedliwości. IKNiSP jest izbą, która orzeka także m.in. o ważności wyborów. W koalicji rządzącej pojawiła się obawa, co w sytuacji, gdyby w przyszłym roku izba SN po przeprowadzonych wyborach - zwłaszcza jeśli zwycięsko wyjdzie z nich Rafał Trzaskowski lub inny kandydat związany z obozem władzy - stwierdziła, że są nieważne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystko w rękach marszałka Sejmu
O sprawę (jeszcze przed dzisiejszym posiedzeniem PKW) zapytaliśmy ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara. Stwierdził, że "jest kilka opcji, nad którymi należy się na poważnie zastanowić".
- Można na przykład uznać, że skoro Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie istnieje, bo nie składa się z legalnie działających sędziów, to można de facto wszystko oddać w ręce marszałka Sejmu - stwierdza Adam Bodnar.
- To on będzie przyjmował ślubowanie od nowego prezydenta, czyli uznawał na bazie raportu Państwowej Komisji Wyborczej, że doszło do skutecznego wyboru i poprzez zaprzysiężenie prezydenta, być może bez orzeczenia IZKiSP SN, potwierdzi tę nominację - wskazuje minister w rozmowie z money.pl.
Oczywiście - jak sam zauważa - ta opcja może mieć znaczenie wtedy, kiedy przewaga w wynikach będzie wyraźna i nie będzie sporu o to, kto wygrał. Natomiast jeżeli ten spór powstanie, bo różnica między kandydatami będzie niewielka, to sytuacja będzie bardziej skomplikowana.
Cały Sąd Najwyższy lub inna izba
Dlatego jego zdaniem w grę wchodzi inna opcja - "czysto techniczna ustawa", która stwierdzałaby, że w sprawie wyborów prezydenckich orzeka Sąd Najwyższy w pełnym składzie.
- Nad tym należy się zastanowić. I wtedy strony mogłyby normalnie składać wnioski o wyłączenie sędziów, a Sąd Najwyższy w pełnym składzie mógłby orzekać - dodaje Adam Bodnar.
Alternatywą w tym wariancie jest powrót do starego rozwiązania, żeby tymi sprawami zajmowała się Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, która już wcześniej orzekała o ważności wyborów. - Oczywiście doskonale wiem, że tego typu zmiana wymagałaby współpracy z prezydentem. A nie wiem, czy prezydent będzie chciał w tym zakresie współpracować - przyznaje minister.
"Pewien kruczek prawny"
Adam Bodnar nie jest jedynym przedstawicielem obozu władzy, który otwarcie mówi o jakiejś formie zbajpasowania kwestionowanej izby SN. Jeszcze niedawno marszałek Sejmu Szymon Hołownia zwracał dziennikarzom na konferencji uwagę na "pewien kruczek prawny".
- Za chwilę będziemy mieli wybory prezydenckie. Ktoś musi stwierdzić ich ważność, żeby prezydent mógł złożyć przysięgę. W pozostałych przypadkach wyborów jest domniemanie ważności wyborów, a Sąd Najwyższy może co najwyżej stwierdzić, że były nieważne, jeśli ma na to dowody. W przypadku wyboru prezydenta orzeczenie Sądu Najwyższego o ważności wyborów jest warunkiem, żeby mógł być wpuszczony na salę i składać przysięgę - wskazywał Szymon Hołownia.
- Chyba nie muszę państwu mówić, co będzie, jeżeli prezydent nie będzie mógł złożyć przysięgi, kto będzie wtedy wykonywał jego funkcję w zastępstwie prezydenta - dodał wtedy Hołownia. Zgodnie z konstytucją w takiej sytuacji władzę tymczasowo przejmuje druga osoba w państwie, czyli marszałek Sejmu.
Tego typu sugestie, dotyczące szukania jakiegoś nadzwyczajnego rozwiązania, pojawiły się poniedziałek, podczas posiedzenia PKW. - Zdjęcie z porządku obrad tej konkretnej sprawy może da asumpt do rozwiązania problemu. Dziś jesteśmy zakładnikami IZKiSP SN - mówił członek PKW Paweł Gieras. Członkowie PKW wskazani przez obecną koalicję liczą, że taka decyzja zdopinguje władze do działania. - Wciąż wierzę w odpowiedzialność organów władzy państwowej, które wreszcie załatwią ten problem oraz osób zasiadających w tej izbie, które w końcu zauważą, jakim są problemem - zauważył jeden z nich.
Taki tok myślenia decydentów powoduje, że finalnie może nie być instancji, która bezspornie rozstrzygnie, czy wybory prezydenckie będą ważne, czy nie. Zresztą kłopoty z uznawaniem werdyktów IKNiSP mogą się pojawić także na wcześniejszym etapie niż złożenie przysięgi przez nowo wybranego prezydenta, bowiem to do tej izby kierowane są także protesty np. w przypadku odmowy rejestracji kandydata przez PKW.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl