Fabryka Porcelany Krzysztof to zakład, który działał od 1831 r. W 2023 r. znalazł się jednak w procesie likwidacji. Jak mówi w rozmowie z money.pl Agnieszka Palus, dyrektor zarządzająca firmy, Porcelana Krzysztof w związku z ekonomicznymi skutkami kryzysu energetycznego podjęła decyzję o wstrzymaniu produkcji porcelany stołowej i zwolnieniach grupowych.
– Konieczność ograniczenia działalności spowodowana jest bezpośrednio sytuacją na rynku gazu – drastycznym (900 proc.) wzrostem cen w 2022 r., brakiem pozytywnych perspektyw stabilizacji cen w 2023 r. oraz brakiem możliwości zawarcia umowy na ciągłe dostawy gazu stanowiącego podstawowy surowiec do produkcji – podkreśla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Problemy z rentownością
Kultowa Porcelana Krzysztof nie jest wyjątkiem. Jak ostatnio informowaliśmy w money.pl, również Cersanit znalazł się w trudnej sytuacji. O wspomnianych firmach rozmawiamy z prezydentem Wałbrzycha Romanem Szełemejem. Przypomnijmy, że Porcelana Krzysztof i jeden z zakładów firmy Cersanit prowadzą swoją działalność na terenie tego miasta.
– Jesteśmy w kontakcie z właścicielami (Porcelany Krzysztof – przyp .red.) od kilkunastu miesięcy, mieliśmy świadomość, że sytuacja się pogarsza. Wysyłaliśmy różnego rodzaju sygnały - podobnie jak właściciel - do środowisk, które mogłyby realnie wpłynąć na zmianę sytuacji. Rada Dialogu Społecznego apelowała rok czy dwa lata temu, żeby po pandemii bardzo starannie dostawcy energii szacowali możliwości udźwignięcia rosnących obciążeń przez takie zakłady, jak Porcelana Krzysztof – podkreśla nam Roman Szełemej.
I dodaje, że wszystkie wnioski właściciela firmy do różnego rodzaju instytucji, ministerstw, dostawcy energii pozostały bez odpowiedzi. – Ten rodzaj przedsiębiorstwa nie został objęty tarczą, nie został potraktowany jak inne zakłady i nie uznano, że produkcja porcelany to ważny element życia gospodarczego. Do tego doszedł gigantyczny VAT, który jest nałożony w maksymalnej stawce 23 proc., mimo że w większości krajów Europy zostało to ograniczone do minimum, czyli 5 proc. To spowodowało ostateczną decyzję właściciela, o której zostaliśmy poinformowani oficjalnie w minionych dniach – uzupełnia prezydent Wałbrzycha.
Problemy ma również zakład należący do Cersanitu. – W tym przypadku zostaliśmy dopiero poinformowani o pewnych planach ograniczenia skali produkcji – mowa o redukcji czasu pracy, likwidacji trzeciej zmiany. Zakład musi podejmować działania o charakterze optymalizacji wobec rosnącej ceny energii - mówi Szełemej.
Prezydent Wałbrzycha podaje również przykład innej firmy, która przez wysokie rachunki za gaz musiała ograniczyć działalność.– Posiadamy spółkę Aqua Zdrój, gdzie cały kompleks jest ogrzewany gazem. W ubiegłym roku w sezonie jesienno-zimowym średni koszt ogrzewania wyniósł między 25 a 35 tys. zł, a w tym roku 240 tys. Czyli mieliśmy do czynienia z 10-krotnym wzrostem kosztów, co bezpośrednio obciąża gminę, bo jest to spółka miejska – uzupełnia Roman Szełemej. Jak dotąd Aqua Zdrój musiało z uwagi na dramatyczną sytuację zamknąć już jeden basen kryty.
Grochem o ścianę
W rozmowie z money.pl Adam Abramowicz, Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw, zaznacza, że po raz kolejny zgłosił postulat, aby dopisać MŚP do grupy, której ustawa gwarantuje maksymalną cenę gazu. – Dyrektywa gazowa uznaje nasz sektor za wrażliwy przy dostawach gazu. Niestety taki zapis nie znalazł się w ustawie – stwierdza Adam Abramowicz.
Przypomnijmy, że minister Waldemar Buda zapowiedział niedawno przeznaczenie 5 mld złotych na rekompensaty dla firm energochłonnych. Ze wsparcia miałoby skorzystać ok. 1000 firm, "w tym przede wszystkim średnie i duże" – czytamy na stronie resortu rozwoju i technologii.
"Szacujemy, że grupa przemysłów, która będzie mogła skorzystać z pomocy, zużywa rocznie ponad 20 TWh energii elektrycznej, czyli ponad jedną trzecią zużycia wszystkich firm przemysłowych. To takie branże jak: hutnictwo, ceramika, produkcja cementu czy nawozów" - przekazano w rządowej informacji.
Problem dotyczy również sektora żywności. O sytuacji w tej branży opowiada Andrzej Gantner, wiceprezes zarządu i dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Związku Pracodawców.
– Przetwórstwo żywności nie zostało uznane póki co za energochłonne, mimo że postulowaliśmy wspólnie z innymi organizacjami, aby tak się stało. Koszty energii w branży spożywczej, które jeszcze dwa lata temu oscylowały średnio w okolicach 2-3 proc. kosztów produkcji, w tej chwili oscylują w okolicach 10 proc. i wyżej. Apelowaliśmy do rządu o zmiany w ustawach dot. energii elektrycznej i gazu, były nawet zapewnienia w mediach wicepremiera Henryka Kowalczyka o wsparciu, ale nie mamy na razie konkretnych rozwiązań. To zastanawiające, bo Komisja Europejska zezwoliła na zastosowanie mechanizmów ochronnych dla wszystkich firm żywnościowych i już część krajów UE stosuje takie wsparcie – podkreśla Andrzej Gantner.
I zwraca uwagę na problem, który zdaje się pomijany w dyskusji na temat wsparcia dla tej branży. – To z jednej strony uderzy w naszą konkurencyjność na rynkach eksportowych, a z drugiej jest poważnym czynnikiem napędzającym inflację cen żywności, która w Polsce jest większa niż średnia krajowa inflacja i według GUS wynosi ponad 22 proc. Na półkach sklepowych widzimy jednak podwyżki dużo wyższe – dodaje dyrektor generalny PFPŻ ZP.
Fala upadłości?
Profesor Elżbieta Mączyńska, prezes honorowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego i profesor nauk ekonomicznych, mówi nam, że jeżeli procesy upadłościowe się nasilają, to państwo powinno wkroczyć oraz ustalić, czy i jak można pomóc przedsiębiorstwom zagrożonym likwidacją.
– Likwidacja firm oznacza bowiem, że ludzie tracą pracę, budżet traci wpływy z tytułu podatków od przedsiębiorstw, w tym od uzyskiwanych przez nie przychodów, ale też od płac pracowników. Oznacza to tym samym, że w przypadku upadłości budżet zawsze ponosi negatywne tego konsekwencje. Niezbędne są zatem kompleksowe analizy, aby na ich podstawie rozstrzygnąć, czy zasadne są rozwiązania, aby w uzasadnionych ekonomicznie przypadkach nie dopuszczać do upadłości przedsiębiorstw i ich likwidacji – twierdzi Mączyńska.
I dodaje, że istotne są zwłaszcza wnikliwe analizy umożliwiające ustalenie, jakie są przyczyny cichych śmierci przedsiębiorstw oraz jak to rzutuje na całokształt gospodarki.
– Dalsze losy firm będą uzależnione m.in. od kształtowania się cen energii. Nie jesteśmy tutaj odrębną wyspą, gospodarka krajowa jest uzależniona od tego, co się dzieje w świecie. W większości krajów dochodzi obecnie do obniżenia wielkości inflacji, to może dać pewien oddech przedsiębiorstwom – uzupełnia ekspertka.
Jak informuje nas Anna Szymańska z Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), według badań PIE i BGK na potrzeby Miesięcznego Indeksu Koniunktury od początku 2022 r. główną barierą utrudniającą działalność polskim firmom jest niepewność sytuacji gospodarczej. – W styczniu 2023 r. wskazało na nią aż trzy czwarte badanych firm. Rosnące koszty energii, w tym gazu, od początku 2022 r. stanowiły drugą najbardziej dolegliwą barierę prowadzenia działalności. W styczniu 2023 r. wskazało na nią prawie 70 proc. badanych firm – mówi nam Anna Szymańska z PIE.
Czy polskie firmy wkrótce złapią oddech? Jak tłumaczy Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, nie można zakładać w tej chwili polepszenia na rynku cen gazu.
– Choć dzięki wspólnym działaniom podjętym przez państwa UE w celu zwiększeniu importu LNG do Europy oraz ciepłej zimie w Europie udało się obniżyć ceny ponad trzykrotnie (średnia cena TTF w sierpniu 2022 r. 236 EUR/MWh, obecnie ok. 70 EUR/MWh), ceny cały czas są znacznie wyższe niż w przeszłości (średnia 22 EUR/MWh w latach 2017-2021) i ten poziom powinien się w najbliższym czasie utrzymać, na co wskazuje niewielka różnica cen spotowych i futures na giełdach europejskich – mówi nam Kamil Lipiński.
Sami przedsiębiorcy również nie są dobrej myśli. Jak uzupełnia Anna Szymańska, 87 proc. firm przewiduje, że ceny nośników energii będą dalej rosły. – W związku z tym według badań PIE przeprowadzonych w grudniu 2022 r. aż 22 proc. firm przewiduje, że ich sytuacja finansowa w 2023 r. będzie zła lub bardzo zła. Niepokojące jest to, że aż 6 proc. dopuszcza możliwość ogłoszenia upadłości – podsumowuje.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.