W czwartek odbyła się tradycyjna konferencja szefa Narodowego Banku Polskiego, organizowana dzień po decyzji Rady Polityki Pieniężnej. W środę RPP zdecydowała się na krok bez precedensu - stopy procentowe spadły bowiem o 0,75 pb. - z poziomu 6,75 do 6,0 proc.
- Stopy 6,75 przy inflacji 18,4 proc., którą mieliśmy w lutym, to coś innego niż stopy 6,75 przy inflacji 10,01. Ten czas od lutego do wczoraj to czas bezprecedensowego spadku inflacji - tłumaczył tę decyzję rady Adam Glapiński.
Nasze stopy zrobiły maksimum tego, co mogą zrobić. Zrobiły robotę. Co mogły stłamsić, to stłamsiły - przekonywał.
Cel inflacyjny osiągniemy dopiero w 2027 roku?
- Towarzyszy mi uczucie wstydu i zażenowania. Pan prezes bardzo ostrożnie obchodzi się z prawdą, z faktami - komentuje w rozmowie z money.pl główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak.
- Obniżając stopy procentowe o 75 punktów bazowych, stworzył suboptymalny policy mix, na który składa się bardzo luźna polityka monetarna, której towarzyszy luźna polityka fiskalna - mówi nasz rozmówca.
- Pan prezes użył podczas swojego "stand-upu" takiego określenia, że "stopy zrobiły robotę". Fakty są takie, że według aktualnie obowiązującej projekcji inflacyjnej z lipca te stopy zrobiłyby swoją robotę. Prawie. Na koniec 2025 roku. Dotknęłyby górnego przedziału możliwych odchyleń dopuszczalnych od celu inflacyjnego. Ale pod jednym warunkiem - że dalej byłyby na poziomie 6,75. Jeżeli prezes obniżył stopy do 6 proc., to ta "robota" zostanie zrobiona - jak dobrze pójdzie - do końca 2027 roku - tłumaczy Janusz Jankowiak.
Pan prezes, prowadząc taką politykę monetarną, skazuje nas na to, że inflacja będzie ponad celem inflacyjnym. I to nawet bardzo blisko jego kadencji - dodaje.
Czeka nas sprzątanie po Glapińskim
Czy gospodarkę czeka "sprzątanie" po Adamie Glapińskim?
- Tak. Takie sprzątanie będzie konieczne. Gdy prezes Glapiński odejdzie ze swojego urzędu, inflacja nadal będzie ponad celem. I to przy założeniu, że nie będzie dalej obniżał stóp. Każda kolejna podwyżka przesuwa osiągnięcie celu inflacyjnego o kolejne kwartały i lata - uważa ekonomista.
Jankowiaka zaskoczyły zwłaszcza dwie wypowiedzi szefa banku centralnego. - Po pierwsze, wielokrotnie mówił, że spada w Polsce dynamika akcji kredytowej, co jest nieprawdą. Są najnowsze dane z Biura Informacji Kredytowej, które tę tezę falsyfikują. Ożywienie popytu na kredyt nie jest Polsce w tej chwili potrzebne, ponieważ popyt na ten rósł we wszystkich czterech kategoriach, poza kredytem hipotecznym, który jest zakłócany przez specjalne dwuprocentowe ulgi - podkreśla.
To ożywienie, o którym prezes mówił, wyrwanie z marazmu akcji kredytowej, jest niezgodne z faktami. Podobnie zresztą jest, jeżeli o dyscyplinę fiskalną. Mówienie, że ten projektu budżetu, który zaprojektował rząd, jest projektem zacieśnienia fiskalnego, to kpiny z faktów - ocenia nasz rozmówca.
Polityka Glapińskiego ryzykowna dla gospodarki
Piotr Kuczyński, główny ekonomista domu inwestycyjnego Xelion, nie ma wątpliwości, że "nieortodoksyjna - delikatnie mówiąc - polityka monetarna RPP pod kierownictwem Adama Glapińskiego jest bardzo ryzykowna dla gospodarki i grozi utrwaleniem się inflacji".
Jego zdaniem wybory parlamentarne niewiele tu zmienią.
Nawet jeśli wygra je opozycja, to nie da się zmienić zgodnie z prawem składu Rady Polityki Pieniężnej tak, żeby działała ona obliczalnie i niezależnie. Trzeba bowiem pamiętać, że nawet wymiana - bardzo trudna - prezesa niczego nie zmieni. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiemy, czego można się po tym składzie RPP spodziewać. Tak nie działają odpowiedzialne banki centralne - uważa ekonomista.
Kuczyński wytyka też Adamowi Glapińskiemu brak konsekwencji. - Prezes twierdzi, że we wrześniu inflacja wyniesie ok. 8,5 proc. Skąd to wie? Nikt nie wie. Dalsze spadki są oczekiwane, ale zagrożenia są potężne. Jak można tak przekręcać własne słowa z lipca? Tak nie komunikują się szefowie banków centralnych - podkreśla ekspert.
- Glapiński twierdzi, że 10-proc. to umiarkowana inflacja. Naprawdę, ile trzeba powiedzieć, żeby ukryć własne błędy? - dodaje Kuczyński.
Jego zdaniem środowa decyzja RPP może mieć drugie dno. - A może Rada uważa, że gospodarka się wali i trzeba jej pomóc, wbrew swojemu mandatowi? To chyba nie jest wsparcie dla rządzących, jeśli takie przekonanie się upowszechni - mówi rozmówca money.pl.
Będą kolejne obniżki stóp?
Maciej Zdrolik, ekonomista mBanku, radzi, by nie przywiązywać się nadmiernie do zapowiedzi prezesa Glapińskiego z czwartkowej konferencji, bo on sam do swoich słów przywiązany nie jest. Wszak w lipcu wykluczał wariant tak zdecydowanych obniżek stóp, jakich dokonano w środę 6 września.
- Wydaje się, że najbliższe co najmniej półtora miesiąca będzie nacechowane sporą niepewnością, jeśli chodzi o funkcję reakcji Rady. Radość prezesa Glapińskiego z zejścia inflacji z okolic 18 proc. rok do roku (r/r) do okolic 10 proc. r/r, definiowanie inflacji na poziomie 5 proc. r/r jako inflacji niemalże niezauważalnej z punktu widzenia gospodarstw domowych i w końcu uciekanie się do koncepcji inflacji "z dzisiaj", by wytłumaczyć, skąd wzięły się obniżki (pomimo nieprzekroczenia przez sierpniową inflację poziomu, który sam prezes wyznaczył) - to wszystko gołębie sygnały, które sugerują, że kolejne posiedzenia mogą przynieść jeszcze niższe stopy - uważa Zdrolik.
Zdaniem prezesa Glapińskiego, obniżając stopy Rada 'zrobiła to, co było zaległe' i w kolejnych ruchach ma podążać w ślad za swoją oceną spływających danych. Może to być sygnał, że kolejne cięcia nie będą w aż takiej skali jak zaobserwowaliśmy we wrześniu - mówi ekonomista.
Najsilniejsza wyprzedaż złotego w tym roku
Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl, zwraca uwagę na reakcję rynków i walut. Wskazuje, że ostra obniżka stóp procentowych z 6,75 do 6,00 proc. doprowadziła do najsilniejszej w tym roku wyprzedaży złotego.
- W środę kurs euro gwałtownie wzrósł o około 1,5 proc. EUR/PLN po długiej stabilizacji w wąskim przedziale wahań poniżej 4,50 zł wystrzelił w kierunku 4,60 zł. W czwartek słabość polskiej waluty jest podtrzymywana, a kurs euro rośnie do 4,62 zł - wskazuje ekspert.
O skali szoku najlepiej świadczy siła rynkowej reakcji. Trzy obniżki stóp o 25 pb. przed końcem roku i łączna redukcja stóp procentowych o około 2 pkt proc. w najbliższych 12 miesiącach były powszechnie oczekiwanym scenariuszem. Mimo to złoty gwałtownie traci - dodaje.
Sawicki przypomina, że od początku września dolar podrożał o około 5 proc., a USD/PLN przekroczył 4,30. - Kurs euro podniósł się w tym czasie o około 3,5 proc. W rezultacie została wymazana przeszło połowa spadku z okolic 4,80 zł osiąganych w lutym. Jeśli zwyżka kursu EUR/PLN nie zostanie zahamowana w bieżących okolicach, to zagrażać będzie wzrost notowań wspólnej waluty w kierunku 4,65 zł. Nie można wykluczyć, że utrzymanie się presji na złotego może skłonić Ministerstwo Finansów do ponownego kierowania szerszego strumienia walutowych środków rządu na rynek - wskazuje nasz rozmówca.
- Prezes NBP powtórzył deklarację, że dalsze decyzje Rady Polityki Pieniężnej będą uzależnione od rozwoju sytuacji gospodarczej. W tym świetle nie można zakładać, że ostra obniżka stóp proc. była jednorazowym dostosowaniem. Bardzo istotny wpływ na kolejne kroki będzie mieć listopadowa projekcja inflacyjna - uważa Bartosz Sawicki.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl