W czwartek szef banku centralnego na comiesięcznej konferencji po posiedzeniu RPP wyjaśnił decyzje dotyczące ostatniej obniżki stóp procentowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Witam na comiesięcznej konferencji prasowej w polskim, wolnym, niezależnym banku centralnym. Mamy dziś radosny dzień. Mogę państwu zakomunikować, że inflacja w Polsce jest już jednocyfrowa - zaczął szef NBP. - Inflacja za wrzesień wynosiła będzie prawdopodobnie 8,5 procent - mówił.
Glapiński przemówił. Złoty natychmiast zareagował
Dalszy spadek inflacji. Szef NBP zdradził prognozy
- Nasze prognozy wskazują, że w następnym kwartale inflacja będzie szybko maleć. Nie ma mowy o żadnym zaskoczeniu. Pojawiają się niepoważne analizy w tej sprawie. Warunki (do obniżki stóp - przyp. proc.) zostały spełnione - powiedział prezes banku centralnego. - Średni poziom cen w Polsce w ostatnich pięciu miesiącach nie uległ zmianie. Ze względu na wybory mnóstwo osób publicznych sobie z tego żartuje - dodał.
- Od prawie pół roku ceny stoją. Oczywiście, średnio są wyższe niż rok temu - zaznaczył prof. Glapiński. - Nie wiem, czy można to jaśniej powiedzieć: jesteśmy w momencie radosnym, optymistycznym. Inflacja jest naszą zmorą i przez pięć ostatnich miesięcy z radością obserwujemy, że ceny stoją - mówił. Jak dodał, nie widzi takiej radości w opinii publicznej.
- Czas od lutego do wczoraj to okres bezprecedensowo szybkiego spadku inflacji - przekonywał. Prof. Glapiński mówił również, że celem NBP nie jest zamrożenie polskiej gospodarki poprzez doprowadzenie do inflacji wynoszącej 0 proc. Zwrócił uwagę na rekordowo niskie bezrobocie, "być może niedoceniane w Polsce".
Obniżka stóp procentowych. Co dalej?
- Co zrobimy dalej? Nic nie zapowiadam. Obserwujemy sytuację i podejmujemy decyzję stosowanie do sytuacji. Mówi tak pani Christine Lagarde (prezes Europejskiego Banku Centralnego - przyp. red.), mówi tak amerykański bank centralny. Banki muszą działać doraźnie - przekazał. Dodał, że polityka NBP jest bardzo konserwatywna i dojrzała.
W tej chwili przyjmuję stanowisko, jakie prezentuje pani prezes Lagarde, w imieniu całej Rady. Obserwujemy sytuację, uważamy, że to dostosowanie (obniżka stóp proc. o 75 pb. - przyp. red.) było niezbędne. Gdybyśmy byli ryzykantami, to moglibyśmy takie stanowisko przyjąć trzy miesiące wcześniej. Jesteśmy strasznie konserwatywni. Który bank jest tak konserwatywny? Niemiecki taki jest. Jesteśmy bardzo podobni. Podejmujemy decyzje pewne, dojrzałe - usłyszeliśmy.
Prezes NBP powiedział, że wewnątrz Rady Polityki Pieniężnej są zwolennicy podwyżek stóp procentowych. Nazwał ich "wysłannikami opozycji". Decyzję o obniżce o 75 punktów bazowych określił z kolei jako "zaległa". - Dostałem 21 SMS-ów po ogłoszeniu decyzji, w których czytałem, że jest ona spóźniona lub przedwczesna - dodał. Zauważył też, że to przykra decyzja dla banków, ale dobra dla obywateli. - Jeśli inflacja będzie szybko zmierzać w kierunku 5 proc., to stopy będą maleć. Czy tak samo szybko? Tego nie wiem - powiedział.
- W ostatnich dniach wysoka inflacja się skończyła. To jest radosny moment, z którego cała Polska powinna się cieszyć. Weszliśmy w inflację tzw. umiarkowaną - poniżej 10 proc. Ona może być uporczywa, ale to jest co innego, (jest - przyp. red.) umiarkowaną. A pod koniec tego roku zbliżymy się do inflacji pełzającej, czyli 5-proc. i niżej. W normalnych warunkach taka inflacja 5-proc. jest niedostrzegalna przez społeczeństwo jako całość - usłyszeliśmy.
Inflacja na poziomie 6-7 proc. pod koniec roku
Chwilę wcześniej prof. Glapiński mówił o inflacji na poziomie 6-7 proc., która pojawi się jeszcze w 2023 r. Prezes banku centralnego zwrócił też uwagę na zależność między inflacją a stopami procentowymi. - Przyduszamy gospodarkę dla dobra pacjenta. Lekarstwo musi go uzdrowić, a nie uśmiercić - zobrazował, nawiązując do decyzji o obniżce stóp.
Mamy ogromny sukces, ogromną radość. Skończyliśmy z grozą inflacji. Ale jak to jest odbierane? Ogłosiliśmy, że ceny się nie zmieniają. Spadła na nas krytyka. Było dociekanie, ile to bank wydał pieniędzy na to, jakie to polityczne. Co politycznego było w przekazaniu tej informacji społeczeństwu? Udało nam się to razem. NBP, ale też przedsiębiorcom i konsumentom. To wspólny wysiłek - zaznaczył szef banku centralnego, wspominając reakcje na baner wywieszony na siedzibie NBP w Warszawie.
Wracając do inflacji, prof. Glapiński stwierdził, że niektóre zachodnie banki prognozują dojście do celu inflacyjnego NBP (na poziomie 2,5 proc. - przyp. red.) w połowie 2024 r. - Chodzi o górną granicę. Przy inflacji 2-3 proc. będziemy happy - powiedział.
Jak usłyszeliśmy, Polska jest najważniejszą gospodarką Europy Środkowo-Wschodniej. - Jak ktoś tego nie docenia, niech porozmawia z włoskimi bankierami o tym, jakie mają problemy z euro - powiedział prof. Glapiński.
Kondycja złotego nie jest priorytetem
Było także o kondycji złotego. - Kurs (złotego) jest dla nas bardzo ważny. W ostatnim czasie wzmocnił się aż o 17 proc. w stosunku do dolara - zauważył szef NBP, choć, jak przyznał, po środowej decyzji ws. stóp kurs chwilowo się załamał. - Nie interweniujemy po to, żeby uzyskać jakiś kurs, bo stracilibyśmy tylko swoje rezerwy. Mamy ich dużo, bo jesteśmy krajem z dobrą sytuacją finansową, wyjątkowo mało zadłużonym. Mamy kilkaset ton złota "na wszelki wypadek" - powiedział.
- Główny proces deflacyjny wiąże się z recesyjną sytuacją w krajach, które nas interesują. Gospodarka na świecie spowalnia, silnie spowalnia m.in. w Chinach. To działa antyinflacyjnie i powoduje pewne ruchy na walutach - ocenił prof. Glapiński. - Ta sytuacja recesyjna, choćby w Niemczech i strefie euro, znakomicie tłumi sytuację inflacyjną, lecz jest niekorzystna dla naszego wzrostu gospodarczego. Mamy cały szereg minusowych wskaźników. Roczny wskaźnik wzrostu może wynosić zero... W skali innych krajów będzie dobry, ale dla nas może być niezadowalający - stwierdził prezes polskiego banku centralnego.
Prof. Glapiński przyznał żartobliwie, że decyzja RPP ws. stóp "zrobiła robotę". - Nie chcę wyjść na dziadersa, ale tak dziś chyba mówi młodzież - stwierdził. - Zmroziliśmy gospodarkę. Te szoki, które powstały na skutek pandemii i po agresji rosyjskiej, one się teraz wygaszają, także w innych krajach - tłumaczył.
Podsumowując wątek polityki monetarnej, prof. Glapiński wyraził nadzieję na ustabilizowanie kursu złotego w bliskiej przyszłości. - Jakbyście byli zagranicznym inwestorem, to chętnie lokowalibyście środki w Polsce - w bezpiecznym, stabilnym kraju, gdzie są wysokie stopy procentowe - wyjaśnił.
Mówił też o lokatach bankowych. - Lokata niżej oprocentowana w warunkach niższej inflacji oznacza taki sam przychód, co wcześniej. Generalnie na lokatach się nie zyskuje, jest przecież m.in. podatek Belki. Zachęcamy do lokowania oszczędności w obligacjach - mówił prezes polskiego banku centralnego.
Spadek inflacji do 5 procent
- Dziś mamy to, co dawniej nazwano by socjalizmem, mamy państwo opiekuńcze. Ale biznes to biznes. Ceny są takie, jakie opłacają się przedsiębiorcom. Ceny w usługach rosną, musi być konkurencja. Trudno powiedzieć, kiedy to wyhamuje - komentował prezes NBP, odnosząc się do kwestii drożyzny.
Według projekcji NBP, cel inflacyjny w Polsce uda osiągnąć się w 2025 r. Prof. Glapiński powtórzył, że niektóre zagraniczne prognozy wskazują, że nastąpi to już w przyszłym roku.
- Nie pijemy szampana, wypijemy może jak (inflacja - przyp. red.) będzie 5 proc., ale się bardzo cieszymy. Mógłbym jak pewien lider polityczny powiedzieć, że "dzisiaj uroczyście unieważniam wysoką inflację, nie ma wysokiej inflacji". Jest inflacja umiarkowana i idziemy szybko w kierunku inflacji pełzającej. Na koniec roku przewiduję między 6 a 7 proc. - powiedział.
- Wyglądamy, by (z inflacją - przyp. red.) zejść do 5 proc., a wtedy to chyba tu na sali podam państwu szampana. Nie wiem, czy nie złamię jakiegoś przepisu, ale podam. Obiecuję, że jak będzie 5 proc., to tak zrobimy. Bo to będzie wielkie święto - oznajmił prezes Glapiński.
Trudno jest przewidzieć, co będzie. To się waha. Co z tego wychodzi per saldo - trudno powiedzieć. Mamy całe pasmo odchyleń. Proszę nie mówić, że to błąd w sztuce, po prostu bierzemy pod uwagę wiele wskaźników i parametrów - stwierdził.
- Polityków teraz nie ma co słuchać, po wyborach trzeba ich słuchać. Wszystko mogą obiecać - przekonywał prof. Glapiński, wspominając o październikowym głosowaniu.
Później powrócił do kwestii stóp procentowych. - Jako pierwsi w świecie zamożnych krajów podjęliśmy decyzję o podwyżkach stóp. Bank centralny USA i bank centralny Europy podjęły takie decyzje po nas - chwalił się prof. Glapiński.
W pogoni za Zachodem. Polska jak Francja do 2032 roku
Państwo się za mało cieszą moim zdaniem. Za 8-10 lat będziemy będziemy mieć poziom Francji albo Wielkiej Brytanii. W 2032 r. będziemy mieli wyższy poziom od nich, na dziś. Być może u nich nastąpi jakiś szybki rozwój, ale to mało prawdopodobne. Od Niemiec dzieli nas większy dystans - ocenił prezes Narodowego Banku Polskiego.
Później był mowa o kapitale zagranicznym. - On wyjątkowo chętnie do nas napływa, bo Polska jest dobrze rokującym i stabilnym krajem - stwierdził. - Spójrzcie na eksport. On dotyczy wielu dóbr, np. rolnych. Nie jednego. Dotyka nas spadek popytu na nasze wyroby, ale zainteresowanie kapitału zagranicznego u nas narasta - dodał prof. Glapiński. - Jednocześnie mam nadzieję, że Polsce uda się uniknąć recesji - zaznaczył.
Płace realne w dół. "Nic dramatycznego"
Następnie usłyszeliśmy wywód dotyczący wynagrodzeń Polaków. - Płace realne zaczęły maleć w czasie pandemii, one zmalały, ale nie strasznie, tylko do poziomu 2020 r. Od tego kwartału rosną znowu. O 0,8 proc. wzrosły i idą w górę. Nic dramatycznego się nie wydarzyło, co nie znaczy, że żadna rodzina nie została dotknięta. Mówimy przecież o średnich - ocenił prof. Glapiński.
Szef NBP przyznał, że ceny produkcji "lecą na łeb, na szyję". - Ten proces zszedł głęboko. To zmartwienie obywateli, ale rząd odnotowuje to jedynie tak, żeby koniunktura nie spadła za bardzo. To oznacza spadek inflacji, ale też wolniejszy rozwój gospodarczy. To takie schadenfreude (niem. czerpanie przyjemności czyjegoś nieszczęścia - przyp. red.) - ocenił.
Był też wątek KPO. Zdaniem prof. Glapińskiego wykorzystanie środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy nie poprawi znacząco PKB Polski, które - jak się dowiedzieliśmy - może spadać. - To nie są duże przedziały zmian, to kwestia przecinka po zerze - przekazał szef NBP. - Będzie listopadowa projekcja i tego będziemy się trzymać - dodał.
- Nie jestem w stanie nic narzucić Radzie Polityki Pieniężnej. Są niezależni, mają swój status - uważa prof. Glapiński. - Ja prezentuję stanowisko NBP i RPP, całej Rady - zastrzegł pod koniec wystąpienia prezes banku centralnego. Stwierdził również, Polska nie powinna wchodzić do strefy euro przez najbliższe kilkadziesiąt lat. - Mielibyśmy ceny europejskie a wynagrodzenia polskie - stwierdził.
Prof. Glapiński wrócił też do argumentowania decyzji o obniżce stóp procentowych. Wskazał na zarzuty opozycji o spóźnienie oraz o zbyt mocne, przedwczesne działanie, o którym mówili przedstawicieli sektora bankowego.
"Proszę mnie nie rozliczać"
Po części właściwej konferencji, prezes Glapiński został zapytany m.in. o kwestię wydatków budżetowych. - W budżecie jest zaszyta dyscyplina wydatkowa. Bierzemy go takim, jaki jest - stwierdził.
Powracając do kwestii inflacji, szef NBP wskazał na konkretne, prognozowane wartości wskaźnika. - W przyszłym miesiącu to może być 8,6, w następnym 7,4, a pod koniec roku 6-7 proc. Ale proszę mnie z tych słów nie rozliczać - podkreślił tym razem.
Prezes NBP zapowiadał wcześniej, że jeśli inflacja spadnie do jednocyfrowego poziomu, to stopy procentowe zostaną obniżone. Wstępny odczyt za sierpień wyniósł 10,1 proc., ale finalny wynik może być niższy.
W środę NBP, obniżając stopy procentowe o aż 75 punktów bazowych, wywołał rwetes wśród inwestorów. Wystawili ekipie prof. Glapińskiego, wybranej w przeważającej większości przez pisowski Sejm i PiS-owskiego prezydenta, czerwoną kartkę. Złoty załamał się w kilka chwil.
Obniżenie stóp oznacza obniżenie kosztu pieniądza w gospodarce. Tańsze są wszelakie kredyty, więcej pieniądza trafia na rynek, gospodarka, zamiast się schładzać, nabiera rozpędu. Ale ma to jeden poważny skutek uboczny - inflację. Dlatego też decyzja RPP spotkała się z tak szeroką krytyką niemal ze wszystkich stron.