Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Człowiek sam nie wie, jakimi jest obdarzony zdolnościami. Na przykład w moim przypadku wychodzi na to, że mam zdolności prorocze.
Wydaje mi się, że osób obdarzonych takim darem jest jednak w Polsce więcej. Na początku lipca tego roku "Rzeczpospolita" zapytała kilkudziesięciu znanych ekonomistów, o bardzo różnych poglądach, czy stopy będą obniżone. I 98 proc. odpowiedziało, że tak. Ale kiedy następnie zadano pytanie, czy są ekonomiczne podstawy do obniżki stóp we wrześniu lub w październiku, 93 proc. odpowiedziało, że takich podstaw nie ma.
Piszę te słowa przed konferencją prezesa NBP, który z pewnością wytłumaczy nam przyczyny takiej decyzji. Koronnym argumentem będzie zapewne spadek stopy inflacji, która jeszcze w lutym wynosiła 18,4 proc., a w sierpniu spadła do 10,1 proc.
Do tego dojdzie jednak i drugi mocny argument: gospodarka wyhamowała, a w pierwszej połowie roku mieliśmy recesję (pardon, tak to nie zostanie powiedziane, bo zgodnie z wprowadzoną przez NBP nowatorską definicją słowa "recesja" wolno użyć dopiero wtedy, jeśli PKB spadnie w całym roku kalendarzowym, a więc na pewno nie wolno o tym mówić przed 15 października).
Czy rzeczywiście są to mocne podstawy dla poważnych obniżek stóp procentowych? Dla przypomnienia: stóp nie ma zamiaru obniżać ani Fed (inflacja w USA wynosi tylko 3 proc.), ani ECB (w całej strefie euro wynosi 5 proc., a w Niemczech 6 proc.). W Polsce mamy inflację na poziomie 10 proc. i nadal bardzo wysokie, choć powoli spadające, oczekiwania inflacyjne.
Co powie prezes Glapiński?
Pierwszy argument, czyli spadek stopy inflacji, ma oczywiście swoja wagę. Problem jednak w tym, że spadek inflacji w ciągu minionego półrocza wynikał głównie ze spadku cen paliw (od lutego o 8 proc.), a także wolniejszego tempa wzrostu cen żywności. To z kolei było efektem obniżenia się światowych cen ropy naftowej i produktów rolnych (zwłaszcza zbóż). Kiedy półtora roku temu trendy zmian cen światowych były dokładnie odwrotne, a polska inflacja z miesiąca na miesiąc przyspieszała, słyszeliśmy, że nie jest to żadną podstawą do podwyżki stóp, bo są to czynniki zewnętrzne, na które NBP nie ma żadnego wpływu. Ciekawe, dlaczego teraz jest?
Dynamika wzrostu cen żywności i energii od lutego rzeczywiście znacząco się obniżyła (a w przypadku paliw ceny wręcz spadły – choć głęboką zagadką pozostaje fakt, dlaczego są dziś w Polsce znacznie wyższe niż przed wybuchem wojny na Ukrainie, choć cena ropy naftowej jest niższa, a kurs dolara zbliżony). Jednak spadek inflacji bazowej, czyli liczonej z pominięciem żywności i energii, był nieznaczny, bo tylko z 12,3 proc. do około 10 proc.
Jak się wydaje, przede wszystkim nadal rosną w szybkim tempie ceny usług. I nic dziwnego, skoro płace w przedsiębiorstwach zwiększają się wciąż w nominalnym tempie ponad 10 proc., przy recesyjnym spadku wydajności pracy (w całej gospodarce wzrost płac jest od roku o ok. 2 punkty procentowe szybszy).
No ale jest oczywiście i drugi argument, recesyjny. Rzeczywiście, spadek popytu konsumpcyjnego powinien zmniejszać presję na wzrost cen. Ale trzeba pamiętać o tym, że głównym mechanizmem, za pomocą którego recesja prowadzi do spadku inflacji, jest znaczący spadek dynamiki nominalnych płac.
Do takiego spadku dochodzi wtedy, kiedy ludzie zaczynają bać się o swoją pracę. My jednak mamy dziś sytuację inną: mimo recesji, bezrobocie w Polsce wcale nie wzrasta Jest to zresztą zjawisko obserwowane w niemal wszystkich krajach zachodnich. Jak się wydaje, firmy zrozumiały, że w tych czasach łatwiej pracownika zwolnić, niż z powrotem zatrudnić.
Główne niebezpieczeństwo
Mówiąc krótko, choć inflacja spada (i pewnie jeszcze nieco się obniży), istnieje potężne ryzyko, że już niedługo ten spadek wyhamuje, a my zostaniemy z inflacją trwale na poziomie 8-9 proc. To jest główne niebezpieczeństwo, na które powinien dziś patrzeć NBP. I powinien zrobić wszystko, aby mu zapobiec, bo doświadczenie uczy, że inflacja na takim poziomie potrafi utrwalić się na całe lata.
Jak walczyć z takim zagrożeniem? Niekoniecznie natychmiastowymi podwyżkami stóp procentowych. Kluczowe znaczenie ma to, że polityka banku centralnego musi być bardzo wiarygodna. Jeśli nawet bank nie podnosi stóp dziś, musimy być pewni, że nie zawaha się tego zrobić w przyszłości, jeśli inflacja nie będzie się obniżać. Po to, by istniało takie zaufanie do banku centralnego, musi on pokazać, że swoje decyzje podejmuje wyłącznie na bazie wiedzy ekonomicznej, nie pozwalając na żadne naciski politykom. Bo politycy prawie zawsze będą za tym, by z inflacją zbyt mocno nie walczyć.
Pozostawiam do refleksji, czy obecna decyzja RPP służy wzrostowi takiego zaufania.
Prof. Witold Orłowski, ekonomista, publicysta, wykładowca akademicki