Janusz Dróżdż siedzi na szpitalnym łóżku, czeka na wypis. Ostatni raz był w pracy tydzień temu. Ze 140-osobowej załogi została ich już może połowa. Wielu wręczyło pracodawcy wypowiedzenia.
– Mieli prawo rzucić papierami, pracodawca od marca nam nie płaci – mówi zmęczonym głosem pracownik Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych.
– W ciągu ostatnich trzech miesięcy dostaliśmy tylko dwukrotnie po 1000 zł zaliczki. Ludzie nie mają za co żyć, zapożyczają się gdzie mogą. Biorą urlopy, bo nie mają pieniędzy na bilety, żeby dojechać do pracy. A przecież, jak ich złapią bez biletu, to nie będą potem uciekać przed komornikiem, chociaż i tak z miesiąca na miesiąc wpadają w coraz większe długi – dodaje Janusz Dróżdż.
Dróżdż mówi, że nawet w grudniu ubiegłego roku pracy było tyle, że jeździli z budowy na budowę. W marcu tego roku mieli zlecenie na remont torowiska od spółki Tramwaje Śląskie, ale nie było już pieniędzy na materiały budowlane i paliwo. Zostali z tego zlecenia w końcu wyrzuceni.
Szukaliśmy pomocy wszędzie
Ci, którzy mieli na dojazdy, przyjeżdżali do pracy i patrzyli w sufit, ale większość poszła już do innych pracodawców, w tym do konkurencji. Asfalciarzy i brukarzy przyjmują dziś wszędzie z pocałowaniem ręki.
Na stronie WPRD w zakładce "praca" wisi ogłoszenie z kwietnia tego roku. Wynika z niego, że spółka zatrudni m.in. pracowników do robót drogowych. Pensja "wyjściowa" to - jak podaje Dróżdż - ok. 3 tys. zł brutto plus premie.
Czy są chętni - pytamy? Dróżdż kwituje to pytanie uśmiechem. – Kto przyjdzie pracować za darmo? To pracodawca wysokiego ryzyka – mówi krótko.
Dróżdż jest związkowcem "Solidarności". Mówi, że byli w kwietniu tego roku po pomoc w Warszawie. Konkretnie w Ministerstwie Aktywów Państwowych, które jest właścicielem spółki. Spotkali się wówczas z wiceministrem Zbigniewem Gryglasem. Obiecał im pomóc, ale do tej pory jest cisza.
Nasz rozmówca nie może wyjaśnić, jak to się stało, że spółka, która zajmowała się remontami i budową dróg nie tylko na Śląsku, chyli się ku upadkowi? Ma wytwórnię masy bitumicznej z bardzo dobrymi maszynami oraz przejęła spółkę energetyczną i dystrybuuje prąd. Jak to możliwe, że zamiast prosperować, boryka się z takimi problemami?
W kasie widać dno
Zleceń na rynku w ich branży nie brakuje, ale WPRD ich nie bierze, bo na ich wykonanie potrzebne są pieniądze, a jak twierdzi Dróżdż, w firmowej kasie widać już samo dno.
– Marzyliśmy, że dostaniemy pożyczkę z Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP). Najpierw miała być nam udzielona pod koniec kwietnia, potem w maju, potem mówili, że w czerwcu… Opowiadają nam lepsze bajki niż te Andersena – ocenia gorzko związkowiec.
O pożyczce z ARP słyszymy też od Andrzeja Karola, przewodniczącego Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność" Baildon, która zasięgiem swojej działalności obejmuje pracowników WPRD.
Z jego informacji wynika, że spółka wystąpiła do ARP o 16 mln zł, ale były jakieś braki formalne w dokumentacji i stąd już dwumiesięczne opóźnienie w rozpatrywaniu wniosku.
- Ostateczna decyzja w tej sprawie ma zapaść 20 lipca – informuje Karol. Dodaje, że sytuacja prawna w WPRD jest bardzo dynamiczna, a do tego spółka ma długi w ZUS-ie, co teoretycznie wyklucza uzyskanie pomocy.
Do tego pozyskali z PFR około 2 miliony złotych subwencji pod warunkiem utrzymania zatrudnienia, a większości pracowników już nie ma i trzeba będzie tę pomoc zwrócić.
Dokąd to zmierza?
Co gorsze w WPRD pojawił się już komornik. Wysłał go ich największy wierzyciel i jednocześnie konkurent na rynku – spółka Drogopol.
- W zeszłym roku, ze względu na długoletnią współpracę, na wniosek WPRD udzieliliśmy firmie wsparcia w postaci celowych pożyczek na spłatę wierzycieli oraz odkupienie części wierzytelności. Jedynie nasza dobra wola pozwoliła WPRD na dalszą działalność – mówi nam prezes Drogopolu Marek Waszkiewicz.
Dodaje, że na chwilę obecną zobowiązania WPRD wobec Drogopolu przekraczają 11,2 mln zł, na co składają się głównie udzielone pożyczki, przejęcia wierzytelności i niezapłacone faktury za zakup materiałów. Całkowite zadłużenie WPRD szacują na około 17-20 milionów zł.
Drogopol złożył w maju br. do sądu wniosek o upadłość WPRD. Stało się to jednak dopiero po tym, jak powołany w marcu nowy prezes WPRD Tomasz Barski, złożył nieoczekiwanie do sądu wniosek o restrukturyzację spółki. 26 kwietnia br. zostało uruchomione postępowanie restrukturyzacyjne.
Odpowiedzią Drogopolu na to był wniosek o unieważnienie procesu restrukturyzacyjnego i ogłoszenie upadłości WPRD.
Jak podkreślają nasi rozmówcy, WPRD dysponuje bardzo atrakcyjnymi terenami pod inwestycje deweloperskie, zarówno w Katowicach, jak i w Chorzowie. Cały majątek spółki wyceniany jest (dane ze strony firmy) na 8,1 mln zł.
Prezes Tomasz Barski w sądowym wniosku, który widział prezes Waszkiewicz, miał poinformować, że zamierza zaprzestać prowadzenia robót związanych z budową dróg i autostrad, a główną działalnością spółki jest obecnie dystrybucja energii elektrycznej.
Budowy domów coraz droższe. Oto co wpływa na ceny
Jak przyznają związkowcy, Barski nie jest specjalistą od budownictwa drogowego.
Sprawdziliśmy, że jest za to współwłaścicielem i członkiem zarządu Balt Investment Group. Firmy, która ma wpisane w PKD działalność spółdzielni mieszkaniowych.
Próbowaliśmy w czwartek wielokrotnie kontaktować się z prezesem Barskim, ale albo go "jeszcze nie było w biurze", albo "już z niego wyszedł". Napisaliśmy więc maila z pytaniami. Do czasu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Kontaktowaliśmy się również z Ministerstwem Aktywów Państwowych, do którego należy 98 proc. udziałów w spółce WPRD, a w 5-osobowej radzie nadzorczej spółki zasiadają przedstawiciele MAP-u, ale i stąd nie otrzymaliśmy na razie odpowiedzi. Poproszono nas o uzbrojenie się w cierpliwość. Najlepiej kilka dni.