Rolnicy rozkładają ręce. Są niemal bezradni wobec problemów z dostępnością paliw, które na domiar złego pojawiły się jesienią, w okresie intensywnych prac na polach. Paliwo kupują po cenach hurtowych. Te dotychczas były niższe od cen detalicznych o kilkadziesiąt groszy. Dziś jest odwrotnie.
Rolnicy czekają na paliwo
- Jesienią spalamy od półtora do dwóch tysięcy litrów paliwa dziennie. Praktycznie do wszystkich gospodarstw większych niż 50 hektarów paliwo jest dowożone. Kupujemy je nie po 5,99 zł za litr, jak kierowcy, tylko po 6,50-6,40 zł, czyli co najmniej 10 proc. drożej - tłumaczy w rozmowie z money.pl Wiesław Gryn, rolnik ze Stowarzyszenia "Oszukana Wieś".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hurtownik, który dowozi mi paliwo od co najmniej 15 lat, mówi, że w oczy nie może mi spojrzeć. Zawsze było tak, że hurtowo było ok. 20 groszy taniej niż na dystrybutorze. Dziś się to odwróciło. Tak wyglądają sztuczne regulacje. Miesiąc temu zamówiłem 12 tys. litrów paliwa, a hurtownik dowoził mi, ile miał, czyli po dwa, po pięć tysięcy. Musiał jakoś rozdzielić zawartość swojej cysterny na wszystkich klientów - dodaje Gryn.
Jak słyszymy, podaż nie nadąża za popytem. Pytany o tankowanie na zapas rolnik odpowiada, że przy szeroko zakrojonej działalności rolniczej trudno zgromadzić paliwo z naddatkiem. - Bo czymże jest zatankowanie paliwa w zbiornik 40-litrowy? Przy zapotrzebowaniu rolniczym to żaden zapas. Jedziemy na styk. Byłem u kolegi za Hrubieszowem, który czeka na paliwo i wykonuje tylko najważniejsze prace, a pozostałe wstrzymuje - relacjonuje nasz rozmówca.
Za tankowanie zbyt dużej ilości paliwa grożą kary. Jak wyjaśnia w rozmowie z money.pl rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej bryg. Karol Kierzkowski, pojemność zbiorników stałych nie powinna przekraczać 1500 litrów na pojazd, a pojemność zbiornika zamocowanego na przyczepie nie powinna być większa niż 500 litrów.
Przewożone przez kierowców kanistry mogą mieć natomiast maksymalnie 60 litrów. - Takie przepisy, zazwyczaj po zgłoszeniu, egzekwuje głównie policja. Strażacy mogą nakładać mandaty karne, ale najczęściej robią to z powodu innych przewinienień - zauważa rzecznik PSP.
Tankują tam, gdzie paliwo jest droższe. Ale jest
Osoby najmowane do prac polowych coraz częściej wymagają od zleceniodawców zapewnienia wystarczającej ilości paliwa już na starcie. - Nie zajmujemy się tym, co trzeba, czyli uprawą, tylko szukaniem paliwa. Posiłkujemy się tym, co oferują inne stacje poza Orlenem. Tam paliwo, choć droższe, przynajmniej jest. Jeździmy z pojemnikami i bierzemy je w cenie 6,20 czy 6,30 zł za litr. Nie da się za bardzo zgromadzić zapasu, bo zaraz to wszystko jest spalane - wyjaśnia Gryn.
Branża rolnicza jest w wyjątkowym położeniu. Rolnicy nie są w stanie przeczekać kryzysu, zapauzować produkcji. - W każdej innej branży można wcisnąć czerwony guzik i przeczekać. A ja nie przeczekam. Przychodzi zbiór kukurdzy - muszę spalać paliwo, kończymy zbiór buraka - potrzebuję paliwa - podkreśla Gryn.
"Awarie" na Orlenie
Jak dodaje, sytuację pogarszają "awarie" na stacjach. - W Krasnymstawie chcę zatankować - awaria, przed Zamościem - awaria. Zapasów u rolników nie ma, bo nie mamy czasu jeździć z beczkami. Jesień jest najbardziej paliwożerna, trzeba ziemię przewrócić, zabrać kukurydzę i buraki. Na jeden hektar idzie około 80-100 litrów paliwa. To pokazuje skalę potrzeb - zwraca uwagę rolnik.
Część producentów ma obawy, że obecny problem paliwowy powtórzy się już wkrótce, podczas zakupów oleju opałowego na zimę.
Przypomnijmy: od kilku dni internet zalewa fala zdjęć podejrzanych kartek z informacją o "awarii" dystrybutorów na stacjach Orlenu w różnych częściach kraju. Na alarm biją także politycy i samorządowcy. Donoszą m.in. o problemach z tankowaniem karetek na Pomorzu Zachodnim i policyjnych radiowozów na Śląsku. Wcześniej w money.pl pisaliśmy o tzw. cudzie paliwowym. Wbrew sytuacji na europejskich i światowych rynkach, w Polsce ceny paliw cały czas spadają. Na stacjach są już poniżej psychologicznej granicy 5,99 zł/l.
Orlen zaprzecza "upolitycznieniu" cen przed nadchodzącymi wyborami i zarzutom o brakach paliw. Na pytania o kartki z napisem "awaria" na dystrybutorach spółka odpowiada, że problem z brakami był chwilowy i został zażegnany.
Chwilowe problemy
"Komunikat o awarii dystrybutora jest wywieszany standardowo w przypadku braku możliwości korzystania z danego urządzenia. Przyczyny braku dostępności dystrybutora mogą być różne. Spółka cały czas monitoruje sytuację na stacjach paliw. W przypadku chwilowego wystąpienia braku jakiegokolwiek produktu, jest on niezwłocznie uzupełniany" - podkreśla Orlen.
Stanowiska spółki broni też minister aktywów państwowych Jacek Sasin. - Chcę wyraźnie powiedzieć - bo jestem w stałym kontakcie z prezesem Danielem Obajtkiem - że po pierwsze te ceny nie są absolutnie cenami sztucznymi, ale rynkowymi, wynikającymi z polityki koncernu. Po drugie chcę powiedzieć, że paliwa nie zabraknie. Po trzecie, jeżeli nawet dochodzi do chwilowych braków któregoś z produktów na stacji, to jest on zastępowany innym w tej samej cenie - np. benzyna 95 benzyną 98. Jeżeli nawet są chwilowe przerwy związane z logistyką, to są krótkie okresy i występują na bardzo niewielkiej liczbie stacji w Polsce - twierdzi polityk obozu rządzącego.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl