Największa w kraju centrala związkowa, zrzeszająca 11 związków Czesko-Morawska Konfederacja Związków Zawodowych (CzMKOS) zapowiadała, że sobotnie zgromadzenie będzie liczniejsze niż niedawne wielotysięczne antyrządowe protesty organizowane przez aktywistów, których premier Petr Fiala nazwał prorosyjskimi.
Tak się jednak nie stało, na Plac Wacława przyszło kilka tysięcy demonstrantów, co komentatorzy uznali za porażkę przewodniczącego CzMKOS Josefa Strzeduli, który zgłosił chęć kandydowania na prezydenta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czesi wyszli na ulicę. Apelowali o pomoc dla ludzi oraz firm
Podczas demonstracji mówiono o drożyźnie i bardzo wysokiej, ponad 17-procentowej inflacji. Strzedula stwierdził, że jeżeli rząd nie podejmie radykalnych działań, to Republika Czeska znajdzie się w ogromnych kłopotach. Inni mówcy przestrzegali, że sobotnia demonstracja nie jest ostatnią, ponieważ czeski przemysł upada. Wezwano do wprowadzenia regulacji cen, powstrzymanie spadku płac realnych oraz do nacjonalizacji zakładów infrastruktury krytycznej w sektorze energetycznym.
Na demonstracji związkowców widoczni byli zwolennicy pozaparlamentarnych partii lewicowych - komunistów i socjaldemokratów.
W sobotę demonstrację w centrum Bratysławy pod hasłem walki z biedą zorganizowali również słowaccy związkowcy.
Czesi walczą z kryzysem energetycznym
Jak pisaliśmy w money.pl we wrześniu, Czesi uchwalili prawo zezwalające rządowi określić górną granicę cen energii. Władza tym samym będzie mogła zamrozić nadchodzące podwyżki cen prądu i ciepła. Oprócz tego rządzący planują również obniżyć część podatków na energię do końca roku. To podobna droga, jaką obrał polski rząd.