Grupa mieszkańców Piaseczna dostała niedawno rachunki za ogrzewanie w wysokości od 17,5 do nawet 20 tys. zł. Około 70 proc. tej wartości to opłata za centralne ogrzewanie. Pozostała część to koszty podgrzewania wody.
Okazuje się, że źródłem takich kwot jest luka w rządowych tarczach wprowadzonych przez rząd PIS. Według ekspertów to ogólnopolski problem.
W rządowych tarczach jest luka. "Zostaliśmy z tym sami"
Opisywana sytuacja mieszkańców bloków komunalnych w Piasecznie jest o tyle skomplikowana, że obok ich budynku znajduje się hotel z odrębną kotłownią gazową, która ogrzewa także ich mieszkania.
- W momencie, gdy doszło do wzrostu cen gazu w związku z kryzysem energetycznym, kotłownia musiała kupować gaz na wolnym rynku, w efekcie koszty ogrzania budynku komunalnego wzrosły sześciokrotnie - wyjaśnia Joanna Ferlian-Tchórzewska, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta i Gminy Piaseczno.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po wejściu w życie rządowych osłon energetycznych okazało się, że jest w nich luka i pomoc nie obejmie mieszkańców piaseczyńskiego bloku.
Gdy wyszło to na jaw, wystąpiliśmy do Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) z wnioskiem o objęcie naszych mieszkańców wsparciem. Jednak odpowiedź, którą dostaliśmy, była negatywna. Resort tłumaczył, że zgodnie z istniejącymi przepisami nie ma takiej możliwości - zaznacza Ferlian-Tchórzewska.
Przedsiębiorca kupujący gaz między innymi na potrzeby budynku komunalnego próbował interweniować także w PGNiG, ale tu również nastąpiła odmowa uwzględnienia rządowej tarczy. - W efekcie zostaliśmy sami z tym problemem - mówi nasza rozmówczyni.
Tymczasem PGNiG w odpowiedzi na ten zarzut wyjaśnia, że spółka nie stanowi prawa. - Sprzedawcy gazu mają obowiązek dostosowania się do obowiązujących regulacji prawnych - informuje biuro prasowe spółki. Wyjaśnia także, że obecnie firma nie dostarcza już gazu do kotłowni ogrzewającej mieszkańców komunalnych bloków. Kontrakt wygasł w 2022 roku. Obecnie dostawcą gazu jest inna firma.
"To bomba z opóźnionym zapłonem"
Dr Piotr Pałka, radca prawny i wspólnik w DERC Pałka Kancelarii Radców Prawnych uważa, że opisana przez nas sytuacja jest tylko jednym z przykładów problemów, które są konsekwencją tarcz pomocowych wprowadzonych przez rząd PIS.
Na czym konkretnie polega przypadek mieszkańców piaseczyńskiego bloku?
Problem, który dotknął mieszkańców w Piasecznie, jest specyficzny i dotyczy części spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych, które zaopatrują się w ciepło od podmiotów zewnętrznych, które mają własne kotłownie gazowe - wyjaśnia.
Okazuje się, że rządowe tarcze nie objęły takich przypadków, w efekcie mieszkańcy wspólnot i spółdzielni, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, nie mogą liczyć na niższe ceny gazu, co przekłada się na drastyczny wzrost opłat za centralne ogrzewanie i ciepłą wodę w ich rachunkach.
- Sytuacja, która dotyczy mieszkańców bloku komunalnego w Piasecznie, może za chwilę pojawić się na innych osiedlach mieszkaniowych w Polsce. W praktyce to bomba z opóźnionym zapłonem - ostrzega nasz rozmówca.
Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych RP wiele razy apelował do poprzedniego i obecnego rządu o zajęcie stanowiska m.in. w tej kwestii, ale nie było żadnego odzewu.
Z podobnym problemem boryka się także włocławska spółdzielnia "Zazamcze", która jest właścicielem własnej ciepłowni. Produkuje więc ciepło i sprzedaje je innym podmiotom, dostarcza je także swoim mieszkańcom. Okazuje się, że z tego powodu nie mogła skorzystać z niższych stawek za ogrzewanie.
W rezultacie mieszkańcy spółdzielni w okresie od stycznia do kwietnia 2024 r. musieli dodatkowo dopłacić aż 2 zł za m kw. od każdego lokalu, głównie dlatego, aby nie płacić potem większej sumy w rozliczeniu rocznym.
Sytuacja tej spółdzielni jest o tyle kuriozalna, że dostarcza również ciepło dla mieszkańców tych spółdzielni, które były z kolei objęte wsparciem. Tym samym tam mieszkańcy zapłacili za ogrzewanie znacznie mniej.
Jednak pomimo pism wysyłanych w tej sprawie przez włocławskich spółdzielców do MKiŚ, a także apeli lokalnych posłów, nie udało się zmienić niekorzystnych przepisów.
Prawnik: efekt ustaw przygotowywanych w pośpiechu
Marcin Iwanowski, adwokat w Kancelarii Prokurent nie ma wątpliwości, że ustawy wprowadzające rządowe tarcze były przygotowywane w pośpiechu i w praktyce "na kolanie". Efektem tej sytuacji według niego są zarówno liczne luki prawne i wynikające z nich absurdy, jak i pokrzywdzenie części odbiorców.
Prawnik zwraca też uwagę na inną kwestię. - Głównymi graczami na rynku energii w Polsce są państwowe spółki energetyczne, które zarazem dyktują ceny na rynku. Gdyby te podmioty, nie wykorzystywały w takim stopniu zawirowań rynkowych, związanych z wybuchem wojny w Ukrainie, to również nie dochodziłoby do takich sytuacji - zaznacza.
Ceny gazu spadają, ale nie zobaczymy tego na rachunkach
Przypomnijmy, w tej chwili ceny gazu, są zamrożone na poziomie około 200 zł/MWh. Te stawki obowiązują jednak tylko do końca czerwca. Obecny mechanizm wsparcia został wprowadzony za rządów PiS, jako odpowiedź na kryzys energetyczny związany z wojną w Ukrainie.
Od 1 lipca Polaków czeka jednak podwyżka. Wciąż nie wiadomo jednak jak duża.
Tymczasem ostatnim czasie PGNiG Obrót Detaliczny rozesłał już pisma do swoich klientów, w których zapowiedział podwyżki cen gazu w drugiej połowie roku. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w zależności od grupy taryfowej, ceny gazu mają wzrosnąć od 45 proc. do 47 proc. Jeśli doliczymy do tego stawki dystrybucyjne, które również pójdą w górę, końcowy rachunek może być wyższy o średnio 50-60 proc. w porównaniu do stawek z 2022 r.
Warto dodać, że cena gazu w hurcie jest w tej chwili niemal o połowę niższa, niż zamrożona cena dla gospodarstw domowych. Z kolei obecnie ceny gazu na rynkach światowych są na poziomach zbliżonych do lutego 2022 r., czyli znacznie niższe niż przed wojną w Ukrainie. Na razie nie zobaczymy jednak tego na rachunkach.
Jak wyjaśniał wcześniej URE w komentarzu przesłanym money.pl, ceny paliw gazowych w zatwierdzonych przez Prezesa URE taryfach w zakresie sprzedaży paliw gazowych są wypadkową kosztów zakupu paliw gazowych (wynikających z już zawartych kontraktów i planowanych zakupów), a także kosztów własnych przedsiębiorstwa obrotu, czyli tzw. kosztów uzasadnionych prowadzonej działalności. Aktualne notowania różnych produktów terminowych mogą być więc niższe niż w zatwierdzonych taryfach.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl