Odbudowa europejskich gospodarek po pandemii wiąże się z utrzymaniem budowlanej koniunktury. To z kolei powoduje, że rośnie zapotrzebowanie na pracowników, a stawki wynagrodzeń w sektorze budowlanym gwałtownie rosną.
Przekonał się o tym pan Damian, który prowadzi niewielką firmę hydrauliczną, w której zatrudnia kilkoro pracowników. - Niedawno odezwała się do mnie firma z Niemiec, proponując pracę i oferując stawkę za pracownika fizycznego w wysokości 38 euro za godzinę. To około 28 tys. miesięcznie. Niestety musiałem odmówić, bo mam w tej chwili kilka projektów jednocześnie, w dodatku nie mam więcej ludzi - mówi w rozmowie z money.pl.
Sytuacja na niemieckich budowach rzeczywiście jest bardzo zła. Jak wyliczyli niedawno politycy CDU, niemieckim firmom brakuje dziś ok. 270 tys. wykwalifikowanych pracowników. Dlatego niemieccy pracodawcy są zdesperowani w poszukiwaniu pracowników. - Jest duży wzrost zapotrzebowania na pracowników w sektorze budowlanym w Niemczech - potwierdza Emilia Ordon z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo Handlowej.
I dodaje, ze branża budowlana w tym kraju przeżywa obecnie rozkwit. - Przykładowo w Bawarii, pomimo kryzysu związanego z pandemią koronawirusa, w ubiegłym roku oddano do użytku o 4,8 procent więcej mieszkań niż w poprzednim tak rekordowym 2017 roku - informuje.
Wzrostu cen nie da się zatrzymać
Zdaniem Łukasza Bernatowicza, wiceprezesa BCC trudna sytuacja na niemieckim rynku pracy to dla nas zła wiadomość. Powód? Polskie firmy nie są w stanie konkurować cenowo z niemieckimi. Poza tym rynek budowlany to system naczyń połączonych. - My ściągamy Ukraińców i Białorusinów oraz obywateli państw azjatyckich, których zatrudniamy, a Niemcy biorą pracowników od nas - tłumaczy ekspert.
Według niego efektem tej sytuacji będzie skokowy wzrost wynagrodzeń, na co nas nie stać. W dodatku jeżeli firmy budowlane, które realizują kontrakty publiczne zaczną podawać wyższe stawki, a zamawiający będą musieli podnieść kosztorysy, to zapłacimy za to wszyscy.
- Wzrost cen wynagrodzeń to jednak tylko jeden aspekt. Kolejnym elementem są drożejące ceny materiałów, energii i paliw. Jeżeli połączymy to ze wzrostem wynagrodzeń pracowników, to mamy spiralę wzrostu cen, którą trudno będzie zatrzymać - ostrzega.
Podobnego zdania jest Jakub Kus, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Budowlani. W jego opinii w najbliższym czasie powinniśmy się spodziewać fali migracji pracowników budowlanych, a zwłaszcza specjalistów. - Będzie to poważny problem dla polskiego rynku pracy. Tym bardziej, że płace w Polsce w dalszym ciągu drastycznie odbiegają od oferowanych w Europie - mówi.
Przypomina jednocześnie, że Związek Zawodowy Budowlani przed wejściem Polski do UE robił badania na temat różnic wynagrodzenia w różnym krajach. Wynikało z nich, że np. tynkarz w Belgii zarabiał cztery razy więcej od polskiego pracownika na podobnym stanowisku. - Niedawno zrobiliśmy podobny sondaż i niestety nadal różnica jest podobna. Wprawdzie w Polsce wynagrodzenia nieco wzrosły, ale w innym krajach UE również poszły w górę - dodaje.
Za granicą zarobią trzy razy więcej niż w Polsce
Eksperci są zgodni, że w związku z zatwierdzaniem Krajowych Planów Odbudowy w poszczególnych krajach UE w Europie otworzy się w najbliższym czasie ogromny rynek budowlany. Pojawi się też zwiększone zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników.
- Boom budowlany będzie dotyczyć nie tylko Polski. Wzrośnie w związku z tym presja na wykwalifikowanych pracowników. Organizacje pracodawców, z którymi rozmawialiśmy na ten temat, również podzielają nasze obawy - twierdzi ekspert Związku Zawodowego Budowlani.
Według niego to oznacza, że coraz trudniej będzie zatrzymać pracowników budowlanych w Polsce. - Tym bardziej że duża część z nich nie ma umów na czas określony i w związku z tym i tak pracuje sezonowo za granicą. Opłaca się więc im wyjechać za granicę, gdzie zarobią trzy razy więcej niż w Polsce. W dodatku, jeżeli wrócą, praca tutaj i tak będzie na nich czekać - twierdzi.
Eksperci są zgodni - w najbliższym czasie pracy w budownictwie na pewno nie zabraknie. - Ogromna liczba inwestycji realizowanych w Polsce pozwala wykwalifikowanym pracownikom fizycznym na podejmowanie dobrze płatnej pracy w Polsce, której w najbliższych latach nie powinno dla nikogo zabraknąć - mówi Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Według niego, zapotrzebowanie na polskich pracowników ze strony państw ościennych, głównie z Niemiec i Skandynawii wzrasta co jakiś czas. - Jednak w przypadku rynku zza Odry pojawia się bariera polegająca na obowiązku znajomości języka niemieckiego na poziomie komunikatywnym - wyjaśnia.
Według niego z tego powodu w 2020 roku nie doszło do masowego odpływu pracowników z Ukrainy po otwarciu dla nich rynku niemieckiego.
Ekspert dostrzega jednak inne zagrożenie. - Coraz większą ochotę na wyjazd za granicę wykazuje niestety młoda kadra inżynierska po studiach wyższych, której zarobki zaczynają odstawać od realiów zarobkowych panujących na polskich budowach. To duży problem, z którym firmy budowlane będą musiały się w najbliższym czasie zmierzyć, bo bez zdolnych pracowników technicznych wykształconych na polskich uczelniach jakość proces budowlanego bardzo mocno ucierpi - podsumowuje.