Zygmunt Solorz, jeden z najbogatszych Polaków, w opublikowanym w czwartek (19 grudnia) wywiadzie z "Forbesem" opowiedział o trudnej sytuacji rodzinnej związanej z sukcesją w jego imperium. Miliarder oskarża swoje dzieci o oszustwo, które miało mieć miejsce podczas prób przyspieszenia przejęcia kontroli nad fundacją zarządzającą jego majątkiem.
Solorz zdradził, że w 2022 r. zrobił wpis w fundacji zarejestrowanej w Liechtensteinie (którą zarządzane jest imperium biznesowe miliardera), "że w nagłych przypadkach dzieci mogą przejąć kontrolę nad fundacją".
- Uznałem, że tak będzie najlepiej, najbardziej uczciwie. Że póki ja jestem w stanie zarządzać biznesem, to zarządzam, a dzieci wprowadzam stopniowo, żeby zdobywały doświadczenie pod moim okiem. Czyli wchodziły do rad, do zarządów. Ja zawsze chciałem wszystko przekazać dzieciom w zarządzanie i potem w posiadanie. Tak to się normalnie robi w biznesie. Tyle że okazało się, że oni chcieli to wszystko otrzymać dużo wcześniej, niż ja zaplanowałem im przekazać - powiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Twórca m.in. Polsatu przyznał, że początkowo zgodził się na przekazanie części praw swoim dzieciom w połowie grudnia (jak mówi, data była "inicjatywą dzieci"), ale następnie uznał, że są "niegotowe" i "niewdzięczne".
Na początku sierpnia Solorz podpisał dokument w obecności notariusza i zgodził się na oddanie dzieciom kontroli nad fundacją.
Tym razem moje dzieci wprost mnie oszukały. Pismo było skomplikowane, z odnośnikami do paragrafów innych dokumentów prawnych, których ja nie mam w głowie - powiedział Solorz. - Okazało się, że to, co dzieci mi przedstawiały jako niegroźne i akceptowalne, jest tak naprawdę wielką zmianą, która pozbawiała mnie podstawowych praw, m.in. decydowania, kto zasiada we władzach spółek czy wpływu na decyzje biznesowe - dodał.
Solorz podkreśla, że celem sporu, który toczy się w sądzie w Liechtensteinie, jest przywrócenie pierwotnych praw fundatora.
Zmiany w fundacji i przyszłość imperium
W wyniku konfliktu Solorz zdecydował się na zmiany w fundacji, wpisując Fundację Polsat jako beneficjenta po swojej śmierci. - Straciłem zaufanie do moich dzieci - przyznał. Solorz podkreśla, że jego celem jest zapewnienie stabilności i dalszego rozwoju biznesu.
Czy to oznacza wydziedziczenie? - Jak mi powiedzieli prawnicy, precyzyjnie rzecz mówiąc, ja jako fundator TiVi Foundation wskazałem jako beneficjenta po mojej śmierci Fundację Polsat. Wcześniej jako beneficjenci były wskazane moje dzieci - odpowiedział biznesmen.
"Forbes" spytał także m.in. o sprawę kuratora w TiVi Foundation, którego ustanowił sąd w Liechtensteinie. - To nic nie zmienia. Jestem nadal założycielem i pierwszym beneficjentem fundacji. Przysługują mi różne prawa. Od września zarówno ja, jak i moje dzieci nie mamy tylko prawa dokonywania zmian w statutach oraz składzie Rady Fundacji. To jest spór, który toczymy w sądzie w Liechtensteinie. Ustanowienie kuratora niczego nie zmieniło - powiedział.
- Rada Fundacji w ostatnią środę 4 grudnia już w składzie z nowym kuratorem podjęła decyzję o wypłacie z fundacji dywidendy dla mnie jako jej beneficjenta - zaznaczył.
Solorz zaznaczył, że mimo konfliktu, jego priorytetem jest dobro spółki i jej pracowników. Wysłał uspokajające oświadczenie do pracowników, zapewniając, że spór nie wpływa na działalność firmy.
W wywiadzie nie pada pytanie o stan zdrowia miliardera, który był w ostatnich miesiącach przedmiotem wielu spekulacji i pytań. Stwierdził jedynie, że problem stanu jego zdrowia "został sztucznie wywołany na potrzeby spraw sądowych pod pretekstem fałszywej troski".