Zakład Ubezpieczeń Społecznych zachęca obywateli do otrzymywania rent i emerytur na konta bankowe. Takie przelewy nic ZUS nie kosztują, natomiast doręczenia przez Pocztę Polską to wydatek ok. 240 mln zł rocznie.
- W województwie opolskim, jak też w całym kraju coraz bardziej preferowaną formą otrzymywania emerytur są przelewy bankowe-potwierdza Sebastian Szczurek, rzecznik prasowy w opolskim ZUS.
Dodaje, że obecnie w jego regionie 166,8 tysięcy klientów dostaje co miesiąc swoje pieniądze na konta bankowe. To o 4,5 tysiąca więcej klientów niż jesienią ubiegłego roku i aż o 28,5 tysięcy więcej niż w 2016 roku.
Jednocześnie, w porównaniu z poprzednim rokiem, liczba osób, którym pieniądze dostarcza listonosz zmalała o prawie 1700 osób. Dla porównania - w 2008 roku ZUS zlecał Poczcie Polskiej 84 tys. przekazów rocznie. Dziś jest to tylko niecałe 44 tys.
Przelewy bankowe najczęściej wybierają mieszkańcy północnej i północno-zachodniej Polski oraz większych miast. Ludzie starsi, samotni i mieszkający na wsi wypatrują listonosza. Swój wybór uzasadniają obawą przed Internetem lub brakiem umiejętności obsługi komputera. Taka forma jest ciągle popularna w południowo-wschodniej Polsce.
Kryzys wywołany pandemią COVID-19 przyspieszył to, co i tak było nieuniknione – rozwój nowoczesnych technologii i odchodzenie od obrotu gotówkowego.
Stracili napiwki
Dla wielu polskich listonoszy to oznacza cios finansowy. Mniej przekazów gotówkowych, to też mniej napiwków wręczanych zwyczajowo przy doręczaniu przekazów do domu.
Jak podaje portal wynagrodzenia.pl, mediana wynagrodzenia listonosza to aktualnie 2750 zł brutto. Tylko 25 proc. tej grupy zawodowej zarabia więcej, ale aż 30 proc. nie osiąga nawet najniższej krajowej, czyli 2600 zł brutto.
Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnych Związków Zawodowych Pracowników Poczty, wyjaśnia, że listonosze otrzymują tzw. dodatki wyrównawcze. W przyszłym roku, kiedy minimalna płaca wyniesie już 2800 zł brutto, aż połowa z nich nie osiągnie ustawowego minimum płacowego.
W wielu regionach, szczególnie na wsiach, gdzie nie ma dostępu do banków i nie można wszędzie zapłacić kartami kredytowymi, listonosze otrzymują końcówki świadczeń w kwocie do 2 tys. zł. miesięcznie. To druga miesięczna pensja netto.
- Drastyczne zmniejszenie liczby przekazów gotówkowych uderzy w tych listonoszy, którzy dorabiali zwyczajowymi napiwkami do bardzo niskich wynagrodzeń. Jeśli doręczeń będzie coraz mniej, to i zapotrzebowanie na pracę listonoszy będzie dużo mniejsze – ocenia Moniuszko.
Listonosz "wciśnie" kredyt?
Justyna Siwek, rzeczniczka prasowa Poczty Polskiej przyznaje, że sytuacja finansowa spółki jest trudna, a koszty pracownicze stanowią aż 70 proc. wydatków. W spółce zatrudnionych jest ponad 80 tys. pracowników na umowy o pracę. Przed świętami planuje się dodatkowo zatrudnić jeszcze 2 tys. osób. Będą to pracownicy sortowni, kierowcy i kurierzy zatrudnieni na umowy zlecenia.
Zarząd spółki szuka sposobów na zarabianie. Od września listonosze mają przy okazji wykonywania swoich standardowych obowiązków proponować również kredyty Banku Pocztowego. Za każdego pozyskanego klienta otrzymają prowizję od banku.