Na normalność przyjdzie nam jeszcze czekać. Jak informuje minister zdrowia Adam Niedzielski, dopiero w połowie 2021 roku powinniśmy myśleć o powrocie do sytuacji sprzed epidemii. I nie wcześniej.
W ciągu ostatniej doby służby wykryły w Polsce 13,2 tys. nowych infekcji przy 40 tys. przeprowadzonych testów. Ministerstwo Zdrowia poinformowało również o 531 ofiarach COVID-19 i chorób współistniejących. To tylko podstawowe statystyki dotyczące epidemii w Polsce. Wciąż blisko 2 tys. osób jest wspierane przez respiratory. W sumie ponad 20 tys. osób choruje w szpitalach.
Ostatni tydzień to w Polsce 85 tys. infekcji (czyli 221 na każde 100 tys. mieszkańców).
Rząd planuje szczepić miesiąc w miesiąc około 1 mln dorosłych Polaków. Do wakacji 2021 roku będziemy mieć w takim układzie blisko 5 mln osób, które są zaszczepiono i kolejne miliony, które już miały kontakt z wirusem. W tej chwili najprawdopodobniej to grupa 4 mln osób.
Skąd wynika taki szacunek? Zaledwie 20 proc. nosicieli wirusa ma objawy choroby - kolejne 80 proc. nie. A wykryliśmy już ponad 1 mln infekcji. Im większe będą te grupy, tym trudniejszy będzie przepływ wirusa. Wskazanie dokładniej liczby nie jest jednak możliwe, bo bezobjawowi nosiciele wirusa też pójdą na szczepienia, a więc obie grupy będą się siłą rzeczy mieszać. Proste dodawanie sprawy nie rozwiązuje.
Cała Europa szykuje się na szczepienia i ani myśli o luzowaniu większości przepisów. Pojawiają się za to świąteczne i zimowe obostrzenia.
I tak np. los kurortów narciarskich jest już niemal przesądzony - w większości będą dostępne tylko dla mieszkańców danego kraju. Włosi, Niemcy i Francuzi ostro sprzeciwiają się turystyce narciarskiej. Austriacy - pod presją - właśnie zamykają granice dla narciarzy. Decyzji co do losu sezonu nie podjęły jeszcze takie kraje jak Czechy i Słowacja.
Choć, co ciekawe, Czesi prowadzą od kilku dni telewizyjną kampanię reklamową własnych tras. Kampanię skierowaną do Polaków. Istotne będą jednak możliwości wjazdu do kraju i ewentualna kwarantanna po powrocie (a nią straszy raz po raz premier Mateusz Morawiecki).
Od ponad miesiąca wjazd do tego kraju wiąże się z okazaniem testu na obecność wirusa. Decyzja, jak ma wyglądać rzeczywistość narciarska, ma być w Czechach jeszcze analizowana. W tym kraju w ciągu ostatniego tygodnia pojawiło się 26 tys. infekcji (243 na każde 100 tys. mieszkańców).
To spora zmiana. Jeszcze w listopadzie bywały tygodnie, gdy było to blisko 70 tys. zakażeń. W ciągu siedmiu dni z powodu wirusa i chorób współistniejących zmarło 862 osób.
Ferie i wyjazdy narciarskie to jednak nic. Są kraje, które najbliższe dni planują spędzić niemal w zamknięciu. I tak np. Włosi właśnie zaostrzają reżim sanitarny na najbliższe tygodnie.
Sylwester? Tylko w domu
Żadnych podróży pomiędzy regionami od 21 grudnia do 6 stycznia. I żadnych wyjazdów poza swoją gminę (to o wiele mniejszy obszar) w dniach 25 i 26 grudnia oraz 1 stycznia.
Święta wszyscy mają spędzać w domach, a w sylwestra na ulice wyjdą głównie policjanci. Nie będą się jednak bawić. Od godziny 22 do 7 rano będą pytać przechodniów, po co wychodzili z domu. Bo opuszczenie własnego lokalu będzie uzasadnione tylko w kilku przypadkach. Wyjście na imprezę na liście się nie znalazło.
I ostrzejsze reguły nie powinny dziwić. Włosi w ciągu ostatnich 7 dni poinformowali o 5,1 tys. zgonów (czyli o 8 na każde 100 tys. mieszkańców) z powodu COVID-19 i chorób współistniejących. Jednocześnie służby sanitarne wykryły 154 tys. infekcji w ciągu zaledwie jednego tygodnia.
Czytaj także: Pójdą masowo na L4? Jest jasna deklaracja
Sytuacja w służbie zdrowia jest na tyle krytyczna, że w niektórych regionach (konkretnie w Umbrii i Piemoncie) szpitale są gotowe masowo zatrudniać lekarzy i pielęgniarki spoza Europy. I tak, jest to nowość. Zwykle chętni w ogłoszeniach mogli przeczytać, że oferta pracy jest tylko dla obywatela Włoch lub z UE.
W tej chwili spora część Włoch jest uznana za strefy podwyższonego zagrożenia (Włosi stosują taki podział od początku epidemii i różnicują w ten sposób obostrzenia). Na północy kraju zamknięte są ośrodki narciarskie. Ci, którzy liczą na wyjazd na narty, mogą się przeliczyć.
Premier Giuseppe Conte chciałby, żeby ośrodki narciarskie były zamknięte dla przyjezdnych zza granicy solidarnie na całym kontynencie. Sugeruje, by taki stan był utrzymany przynajmniej do 10 stycznia. I ten narciarski sojusz łączy Włochy, Niemcy i Francję. Każdy z tych krajów wywiera nacisk, by na narty nie można było jechać w żadne miejsce. I jest to skuteczny nacisk.
Czytaj także: Znane koszty szczepień. Ujawniono, ile dostaną lekarze
Austria poinformowała właśnie, że nakłada obowiązek 10-dniowej kwarantanny dla tych, którzy przyjadą od 7 grudnia do 10 stycznia z obszarów uznanych za zagrożone. W tej chwili w grupie krajów o takim statucie jest większość sąsiadów Austrii. Na liście znajdzie się też Polska.
Polacy do Austrii nie pojadą
Próg bezpieczeństwa to według Austriaków 100 nowych zakażeń na 100 tys. mieszkańców w ciągu ostatnich 14 dni. Jak wynika z szacunków money.pl, my ten limit przekraczamy sześciokrotnie. Jechać nie byłoby jednak gdzie, bo hotele i restauracje w tym kraju będą zamknięte do 7 stycznia. Pod koniec grudnia ruszą wyciągi narciarskie, ale korzystać z nich będą mogli niemal wyłącznie sami Austriacy. Dlaczego? Niemieckie landy, które graniczą z Austrią, wprowadziły kwarantannę dla osób, które przyjadą z gór.
Co ciekawe, sytuacja epidemiczna Austrii nie należy do najgorszych w Europie. W ciągu tygodnia w tym kraju pojawiło się 765 zgonów z powodu COVID-19 i chorób współistniejących. Ostatni tydzień to też 27 tys. wykrytych infekcji. Warto jednak zaznaczyć, że Austriacy wychodzą właśnie z trzytygodniowego lockdownu.
Dobrych informacji dla swoich obywateli wciąż nie mają Niemcy. Lothar Wieler, czyli prezes Instytutu Roberta Kocha (który jest czołowym organem doradczym Angeli Merkel), jest przekonany, że liczba zakażeń w Niemczech wciąż jest za duża. Na tyle, że kończy się miejsce w wielu placówkach w największych miastach. Podczas ostatniej konferencji prasowej sugerował, że najbliższe dni przyniosą niestety w Niemczech wiele ofiar śmiertelnych.
Niemcy gotowi na większą liczbę ofiar
W Niemczech w ciągu ostatniego tygodnia służby wykryły 128 tys. infekcji (czyli 149 na każde 100 tys. mieszkańców). W tym samym czasie było 2,4 tys. ofiar COVID-19 i chorób współistniejących.
Szef Instytutu Roberta Kocha wskazał przy tym, że rośnie liczba zakażeń wśród seniorów - w tym na przykład w domach opieki społecznej. Jednocześnie w kraju trwa debata, w jaki sposób testować na COVID-19 mogą się nauczyciele. Od piątku pracujący w szkołach, przedszkolach i żłobkach sami będą sobie robić szybkie testy przed pracą. Na luzowanie obostrzeń nie ma szans. Niemcy w częściowym lockdownie pozostaną do 10 stycznia.
Niedziela handlowa 6 grudnia. Jest decyzja
Co ciekawe, Niemcy mają zupełnie inną świąteczną taktykę niż Polska. U nas podczas spotkań bożonarodzeniowych może być maksymalnie 5 dodatkowych gości (czyli rodzina zamieszkująca gospodarstwo domowe i 5 dodatkowych osób).
W Niemczech ogólny limit wynosi 10 osób z różnych gospodarstw domowych. Na podobne limity decydują się niektóre regiony Hiszpanii. W Wielkiej Brytanii na święta będą mogły się spotkać trzy gospodarstwa domowe, które stworzą jedną "bańkę".