Po tym, jak szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła pięciopunktowy plan dozbrajania Europy, zakładający przede wszystkim wprowadzenie instrumentu pożyczkowego o wartości 150 mld euro, w rządach krajów członkowskich UE rozpoczęły się intensywne prace nad znalezieniem formy sfinansowania tego przedsięwzięcia.
Istotną rolę do odegrania w tym procesie ma Polska, która od stycznia sprawuje półroczną prezydencję w Radzie UE - może bowiem koordynować prace i wpływać na agendę rozmów. We wtorek ministrowie finansów UE zbiorą się na posiedzeniu Rady do Spraw Gospodarczych i Finansowych (ECOFIN), odpowiadającej za kwestie związane z koordynacją polityk gospodarczych państw członkowskich UE. Zasadniczy cel jest jeden - stworzyć montaż finansowy, który będzie w stanie ściągnąć z rynków 150 mld zł preferencyjnych pożyczek na sfinansowanie wielkiego programu zbrojeń.
BGK jak "drukarnia pieniędzy"?
- Moment jest wyjątkowy, szukamy pieniędzy - potwierdza nasz rozmówca z rządu. Przyznaje jednak, że mimo silnej determinacji unijnych liderów, wciąż brakuje szczegółów nowego instrumentu. Poza tym, że mają to być wspólnotowe pożyczki.
Na pewno dla ministra finansów dobra jest sama zapowiedź zaciągnięcia długu na szczeblu europejskim. Po pierwsze, z uwagi na skalę działania i gwarancje wszystkich krajów członkowskich oznacza to korzystniejsze warunki dla dużej części z nich, niż gdyby poszczególne państwa występowały o takie finansowanie dłużne osobno. Po drugie, oznacza to więcej oddechu fiskalnego dla polskiego budżetu, który już dziś za samą obsługę wysokiego zadłużenia musi płacić ok. 100 mld zł rocznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dobrze, że będą oszczędności obsługi potencjalnych pożyczek. Lepiej brać dług po stawkach unijnych niż po dzisiejszej stawce 5,80 proc. w wypadku obligacji państwowych - ocenia rozmówca z rządu. Zaznacza, że odrębną kwestią są zdolności przemysłu zbrojeniowego do absorpcji tych pieniędzy. - Ale tu premiera Kosiniaka-Kamysza na pewno odpowiednio dopingować będzie premier Tusk - wskazuje rozmówca money.pl.
Pytanie, jakie będzie finalne rozwiązanie na europejskim szczeblu, bo na razie w samym rządzie słyszymy pewne rozbieżności, np. w odniesieniu do tego, czy i jaką rolę w nowej inicjatywie powinien odgrywać Bank Gospodarstwa Krajowego. - To może działać na wzór już istniejącego przy BGK Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych - ocenia rozmówca z resortu obrony narodowej. W resorcie słychać już np. o koncepcji powołania europejskiego konsorcjum złożonego z 4-5 dużych banków, w tym BGK, który mógłby obsługiwać region Europy Środkowo-Wschodniej.
Ale nie wszyscy w rządzie są entuzjastycznie nastawieni do takiej koncepcji. - MON uważa, że BGK jest drukarnią pieniędzy. Tak nie jest. Zapłacimy my, a co więcej, oni w BGK finansują się drożej niż my, emitując np. obligacje państwowe - ocenia inny nasz rządowy rozmówca.
Na ile zbrojenia z długu
Osobnym pytaniem jest wpływ nakręcania zbrojeń w skali całej UE na sytuację w polskich finansach publicznych w dłuższym okresie, zwłaszcza w kontekście długu. Z jednej strony uruchomienie nowego funduszu obronnego w UE, z którego także Polska będzie mogła skorzystać, może pozwolić ministrowi finansów sfinansować część długu na obronę znacząco taniej. Pieniądze, jakie będzie można przesunąć na cele obronne w KPO, także mogą w części odciążyć budżet. Z drugiej strony proobronna korekta w UE będzie oznaczała nie tylko duże wydatki, ale także większą emisję długu w skali UE.
Sam plan von der Leyen zakłada, że zapewne spora część wydatków na zbrojenia z nowo tworzonego funduszu, ale też wydatków państw członkowskich wynikających z poluzowanych reguł fiskalnych, wymagać będzie emisji długu. Tu KE zakłada wzrost wydatków o 1,5 proc. PKB, choć zdaniem głównego ekonomisty PEKAO S.A. Ernesta Pytlarczyka raczej trudno dziś założyć, żeby wydatki w całej UE wzrosły właśnie o tyle.
Jak argumentuje ekspert, z jednej strony państwa takie jak Hiszpania czy Portugalia, które nie są zagrożone przez Rosję, nie będą miały motywacji, by aż tak bardzo podnosić wydatki. Z drugiej, np. sąsiedzi Rosji już wcześniej zaczęli je zwiększać, więc pytanie, o ile będą w stanie to zrobić. - My już wydajemy ponad 4 proc., więc nie będziemy w stanie jakoś bardziej ich zwiększyć - podkreśla Pytlarczyk. Mimo wszystko, będzie to oznaczać większą emisję długu.
Niemcy się zbroją. Obligacje w górę?
Taki scenariusz uruchamiają już Niemcy, które chcą poluzować konstytucyjny hamulec długu, żeby radykalnie zwiększyć wydatki na wojsko. Jak podkreśla Pytlarczyk, w efekcie według niektórych scenariuszy ich deficyt może wzrosnąć do 6-7 proc., a sam dług może urosnąć z obecnych ponad 60 do około 80 proc. PKB. Stąd pytanie, jak to wszystko będzie oddziaływać na polski dług i jego rentowności. Pytani przez money.pl ekonomiści nie spodziewają się, by nasze rentowności poszły w górę.
Już dziś są wysokie, więc nie spodziewam się, żeby jeszcze rosły, natomiast one mogą nie spadać, tak jak można było oczekiwać. Pewnie minister finansów będzie miał trochę kombinowania, ale dobrze, że otwierają się możliwości tańszego finansowania wydatków na armię z UE - podkreśla Ernest Pytlarczyk.
Z kolei Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole, zauważa, że ostatnio mieliśmy przykład tego, co się może wydarzyć, gdy politycy partii CDU zapowiedzieli znaczący wzrost wydatków obronnych.
Wzrost rentowności Bundów (10-letnich niemieckich obligacji - przyp. red.) był najwyższy od końcówki lat 90., ale to i tak było tylko 0,3 pkt proc. więc przy takiej skali taki ruch nie jest znaczący. I choć nastąpiło podbicie naszych papierów to nie przełożyło jeden do jednego. Dlatego moim zdaniem nie ma takich obaw, że to znacząco utrudni finansowanie krajowego długu ministrowi finansów - podkreśla Borowski.
Jak dodaje, decyzje w UE czy Niemczech są podejmowane w momencie, gdy inwestycje prywatne są niskie, więc nie ma obaw o dużą konkurencję w finansowaniu przez banki. Z drugiej strony perspektywa spadku stóp procentowych w Polsce już jest wyceniana w rentownościach obligacji. - Jeżeli teraz pojawia się nowy fakt, który zwiększa podaż obligacji, czyli oddziałuje w przeciwnym kierunku, to można się spodziewać, że on raczej podniesie długi koniec krzywej dochodowości w przypadku 5-, 10-letnich obligacji - podsumowuje Borowski.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl