Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|
aktualizacja

Flary nad Rosją wciąż będą płonąć. "Putin nie sprzeda gazu. Jedyne, co może robić, to go palić"

Podziel się:

Rosja zmuszona jest bezproduktywnie spalać wydobywany gaz, gdyż nadwyżki nie jest w stanie sprzedać ani skonsumować. - Te działania wskazują na desperację - zauważa dr Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Odcięcie przesyłu gazu do Niemiec tylko potęguje problem, a pokerowa twarz Putina i propagandowe hasła nie zmienią faktu, że Rosja dusi się własnym gazem. - Flary będą płonąć - dodaje dr Przemysław Zaleski, ekspert z Fundacji Pułaskiego.

Flary nad Rosją wciąż będą płonąć. "Putin nie sprzeda gazu. Jedyne, co może robić, to go palić"
Rosja dławi się własnym gazem. Musi go przepalać (East News, Getty Images, East News, Getty Images)

Wbrew zapowiedziom Gazprom nie uruchomił przesyłu gazu do Niemiec gazociągiem Nord Stream 1. W ten sposób Rosja podsyca kryzys energetyczny w Europie, uderzając jednocześnie w jedną z największych gospodarek UE. Jednak kurek z gazem okazał się bronią obusieczną, bo niedobory błękitnego paliwa na Starym Kontynencie odbijają się w wyczerpanych możliwościach zmagazynowania surowca w Rosji.

- Rosja już dusi się własnym gazem - wprost przyznaje w rozmowie z money.pl dr Przemysław Zaleski, ekspert z Fundacji Pułaskiego. Władimir Putin woli jednak puścić z dymem nadwyżkę wydobycia niż przesyłać ją do Europy. W prowadzonej wojnie energetycznej z UE poświęca interes ekonomiczny Gazpromu dla taktycznych posunięć mających osłabić Zachód - co wyjaśnialiśmy w money.pl, tłumacząc, na czym polega "gazowy gambit Putina". - W przypadku Rosji ekonomiczny rachunek już dawno przestał odgrywać znaczenie - konkluduje nasz rozmówca.

Mowa tu o potężnych środkach. Tylko Portowaja, tłocznia skroplonego gazu ziemnego dla gazociągu Nord Stream 1, zlokalizowana na północny zachód od Petersburga tuż przy granicy z Norwegią, bezproduktywnie spala każdego dnia około 4,34 mln metrów sześciennych gazu. Jak wynika z wyliczeń Rystad Energy przytaczanych przez BBC, to koszt około 10 mln dol. dziennie. W skali miesiąca to już około 300 mln dol. A zdaniem dra Przemysława Zaleskiego, flar spalających nadwyżkę gazu płonąć będzie w Rosji znacznie więcej.

Flary będą płonąć - stwierdza ekspert z Fundacji Pułaskiego. - Putin nie sprzeda tego gazu. Jedyne, co może robić, to go palić.

Rosji nie stać na wstrzymanie wydobycia

Przemysław Zaleski wyjaśnia, że płomienie nad Portowają są przejawem problemu, w jakim znalazła się Rosja. - Utrata europejskiego rynku, czy to z powodu sankcji i stopniowego odchodzenia od rosyjskich surowców przez odbiorców z UE, czy też z powodu reakcyjnego zakręcenia kurka z gazem przez Putina, jest ewidentnym ciosem. Zwłaszcza że Rosja staje pod ścianą, nie jest w stanie przekierować wydobycia z tych złóż na inne rynki w równoważnym wolumenie, a jej zdolności magazynowe się wyczerpują.

Gazprom chwali się, że na koniec sierpnia ilość gazu wpompowanego do podziemnych magazynów sięgnęła 91,4 proc., w przeciwieństwie do europejskich zapasów, które jeszcze nie osiągnęły poziomu 80 proc. Jednak de facto oznacza to tyle, że Rosji kończy się miejsce na zmagazynowanie gazu, który do tej pory wysyłany był do Europy.

Gazprom, nie będąc w stanie zmagazynować gazu, zmuszony jest go bezproduktywnie spalać, a płomień nad tłocznią Portowaja w okolicy Sankt Petersburga jest widoczny nawet z kosmosu (NASA FIRMS). To olbrzymie marnotrawstwo zasobów i niepotrzebne koszty klimatyczne. Te działania wskazują na desperację Federacji Rosyjskiej - zauważa dr Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Jednak Rosja nie chce i specjalnie nie może sobie pozwolić na cięcia w wydobyciu. Oznacza to bowiem poważne koszty. Znaczna część rosyjskiej ropy wydobywana jest z głębokich pokładów syberyjskich szybów.

- To często przestarzała infrastruktura. Portowaja liczy sobie już niemal trzy dekady. Wydobycie musi być ciągłe. Każdy przestój zwiększa ryzyko awarii urządzeń, a Rosja polega na technologiach zachodnich, a te obarczone są obecnie zakazem sprzedaży. To może więc oznaczać paraliż konkretnych złóż - mówi Przemysław Zaleski.

Rosja traci rynki

Choć przez kolejne siedem miesięcy tego roku Gazprom zmniejszał wydobycie gazu (aż o 12 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem), notując najgorszy pod tym względem wynik od 14 lat, to wciąż wydobytych 262,4 mld metrów sześciennych gazu nie był w stanie w pełni skonsumować ani na użytek własnej gospodarki, ani poprzez eksport.

Jak podkreśla dr Zaleski - przede wszystkim przez utratę zachodniego rynku. Przypomnijmy, że 40 proc. całego importowanego przez UE gazu pochodziło właśnie od Gazpromu. Jeszcze w ubiegłym roku Europa sprowadzała średnio 380 mln metrów sześciennych gazu dziennie, co w skali roku dało ok. 140 mld m sześciennych. W wyniku wprowadzanych ograniczeń popyt spadł o ponad jedną trzecią.

Rosja stara się udowodnić, że Europa potrzebuje rosyjskich surowców, ale Rosja rynku europejskiego już nie. Putin wielokrotnie podkreślał, że gaz, który nie popłynie na Zachód, sprzeda w Azji. Na potwierdzenie tych tez Gazprom dziś przytacza dane, według których eksport do Chin gazu ziemnego wzrósł o 60 proc.

Eksperci jednak wprost podkreślają, że choć faktycznie Pekin korzysta z niższych cen oferowanych przez Rosję i zwiększył import gazu, przesył poprzez gazociąg Siła Syberii do Chin nawet po osiągnięciu docelowej przepustowości, na poziomie 38 mld m sześciennych (co planowane jest dopiero na rok 2025), nie pokrywa wolumenu kierowanego do Europy (155 mld m sześciennych). Tymczasem w ubiegłym roku przez ten rurociąg Rosja przesłała nieco ponad 10 mld m sześciennych gazu.

Chiny dalej będą skupywać gaz z Rosji, ale ten pochodzi z zupełnie innych złóż niż gaz przeznaczany na rynek zachodni. Pekin będzie podtrzymywał finansowo Rosję, być może nawet sfinansuje budowę drugiej magistrali tzw. Siła Syberii 2, co pozwoliłoby podtrzymać pozycję Rosji jako eksportera - zaznacza dr Zaleski.

Planowany od lat gazociąg przez Mongolię miałby mieć przepustowość 50 mld m sześciennych. Jego budowa to jednak wciąż pieśń przyszłości. Tymczasem wciąż pozostaje problem z surowcem wydobywanym na Syberii. Jak podkreśla dr Zaleski, Rosja bez gruntownej przebudowy systemu przesyłowego nie ma technicznych możliwości "przełożenia wajchy" przesyłu swojego gazu z kierunku zachodniego na wschodni.

Część gazu wysyła więc w postaci skroplonego LNG do Indii i na inne rynki regionu. - To wciąż ułamek tego, co miało trafiać na do Europy. Rosja się dławi naprodukowanym gazem i dlatego właśnie musi go spalać - dodaje ekspert z Fundacji Pułaskiego.  

Dr Kamil Lipiński idzie jeszcze dalej. Jak zauważa, Rosja jest obecnie zależna od UE jako rynku zbytu gazu i dostawcy specjalistycznych technologii do jego wydobycia, zwłaszcza na morskich platformach wiertniczych.

Jeżeli Europie uda się przetrwać sezon zimowy 2022/2023 i napełnić magazyny na zimę 2023/2024, pozycja Gazpromu będzie znacznie trudniejsza niż obecnie. Paradoksalnie, obecny kryzys może w dłuższej perspektywie korzystnie wpłynąć na długoterminową niezależność Europy od rosyjskich dostaw - zaznacza ekspert PIE.

Gaz w atmosferę, ropa w tajgę

Jak wyjaśnia nam dr Zaleski, płonące flary nad instalacjami gazu to znany widok. - To swojego rodzaju bezpieczniki, kontrolne zabezpieczenie, jeśli gazu jest w nadmiarze, robi się flarę - tłumaczy.

Jednak częstotliwość, z jaką Rosjanie wypalają gaz nad tłocznią Portowaja, zwróciła uwagę naukowców. Jak przekonywała na antenie BBC ekspertka z Uniwersytetu Miami w stanie Ohio dr Jessica McCarthy, nigdy dotąd nie widziała zakładu LNG spalającego tak dużo gazu. - Mniej więcej od czerwca zauważyliśmy olbrzymi skok i on się utrzymał. Pozostał na nienormalnie wysokim poziomie - zwracała uwagę.

Choć to potężne koszty - w te trzy miesiące przepalono około 900 mld dol. - jeszcze większą cenę płaci środowisko. Jak informowało BBC, flara uwalnia codziennie równowartość 9 tys. ton dwutlenku węgla. Dodatkowo produktem ubocznym spalania gazu jest tzw. sadza atmosferyczna, która może się odkładać w śniegu i lodzie i przyspieszać jego topnienie.

Rosja nie po raz pierwszy gotowa jest doprowadzić do katastrofy ekologicznej, byle nie narazić się na wyłączenie pól wydobywczych. Jak pisaliśmy w money.pl, podobnie dzieje się z nadmiarem ropy naftowej, która trafia do tajgi.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl