Donald Tusk wrócił do krajowej polityki z Brukseli, gdzie piastował stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Podobną drogę obiera Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE.
Holenderski polityk chce stanąć na czele wspólnej lewicowej listy w wyborach parlamentarnych, które mają się odbyć w listopadzie 2023 r. Dodajmy, że Holendrzy pójdą do urn szybciej, niż planowano, bo upadł gabinet premiera Marka Ruttego.
Władze Partii Pracy (PvdA) oraz Zielonych (GreoenLinks) w ostatnim czasie ogłosiły, że wspólnie wystartują w wyborach. W czwartek rano zapowiedziały także wybór lidera listy. Na to stanowisko typowany jest właśnie Timmermans.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Frans Timmermans rozwiewa wątpliwości ws. swojej przyszłości w KE
Holenderski komisarz mówił w ubiegłym tygodni, że nie wyklucza powrotu do krajowej polityki. Unikał jednak jednoznacznych deklaracji. A skoro tak, to w mediach zrobiło się aż gęsto od spekulacji.
W czwartek wiceszef KE jednak rozwiał wątpliwości. Potwierdził mediom, że zrezygnuje z pracy w Brukseli i wróci do Hagi. Powiedział portalowi NOS, że Holandię czekają "gigantyczne wyzwania" m.in. kryzys klimatyczny, wojna w Ukrainie oraz nierówności społeczne.
62-letni Holender od prawie dziesięciu lat pracuje w Brukseli. Obecnie jest komisarzem i wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej. Jego kadencja kończy się w 2024 r.
W 2019 r. Holender był faworytem do objęcia stanowiska przewodniczącego Komisji Europejskiej, ale jego kandydatura została zablokowana m.in. przez Węgry i Polskę. Timmermans dał się poznać jako krytyk rządów w Budapeszcie i Warszawie.