Tarcza antyinflacyjna, która po decyzji z sierpnia obowiązuje do końca 2022 r., wprowadziła m.in. zerową stawkę VAT na podstawowe produkty spożywcze i obniżyła stawki VAT oraz akcyzy na energię elektryczną czy paliwa.
Samo wydłużenie tarczy na dwa ostatnie miesiące 2022 r. to dla podatników koszt blisko 5 miliardów zł, a w całym 2022 r. – wedle szacunków NBP – 39 miliardów zł. W zamian dostaliśmy trochę niższe ceny produktów spożywczych w sklepach czy benzyny na stacjach.
Co będzie dalej? Rząd albo przedłuży tarczę, co spowoduje dalsze koszty dla budżetu (według NBP ok. 34 miliardów zł), albo tego nie zrobi, co sprawi, że z miesiąca na miesiąc wzrośnie inflacja.
Tarcza antyinflacyjna – skuteczny środek na inflację czy tylko kosztowna tabletka przeciwbólowa?
- Decyzje zostaną podjęte do końca grudnia. Najważniejszą tarczą nie jest obniżony podatek VAT, tylko nasze zobowiązanie, że cena prądu będzie stała – powiedział w październiku premier Mateusz Morawiecki.
– Nasza tarcza antyinflacyjna ulega ewolucji. Są to dziś wakacje kredytowe, tarcza energetyczna, dodatek węglowy, dodatek ciepłowniczy, dodatek gazowy – mówił wówczas szef rządu.
Eksperci nie mają wątpliwości, że wszystkie wymienione przez premiera Morawieckiego pomysły wpływają na inflację. Dyskusja trwa, czy na plus, czy na minus. Jak wskazują krytycy tego rozwiązania, inflacja w wyniku działania tarcz nie znika, tylko przenosi się w inne obszary. Dodatkowo jej negatywne skutki mogą się wydłużyć. Mamy więc raczej do czynienia z drogą tabletką przeciwbólową niż lekarstwem leczącym przyczyny inflacji. I to taką, od której można się uzależnić.
To nie koniec problemów z tarczami. Rosnące wydatki rządu co do zasady nie tylko mogą mieć proinflacyjny efekt, ale także ograniczać jego pole manewru w przyszłości, bo zaciągnięte na ich poczet długi trzeba będzie spłacić. Tego typu głosy nasiliły się w październiku, gdy rekordowo w górę poszły rentowności polskich obligacji. To dla rządu oznacza problemy, bo zadłuża Polaków na coraz gorszych warunkach.
Problem ten trafił na pierwsze strony zagranicznych serwisów finansowych. Jak stwierdził tuż po październikowej decyzji RPP o niepodnoszeniu stóp procentowych w komentarzu dla agencji "Bloomberg" Viktor Szabo, menedżer z londyńskiego biura Abrdn Plc., luźna polityka fiskalna polskiego rządu (dużo wydatków) w połączeniu z luźną polityką monetarną RPP, to teraz "najgorsze połączenie z możliwych".
– Złe dla rynków, złe dla walki z inflacją – komentował Szabo w tekście, który wskazywał, że prowadząc taką gołębią politykę, Polska jest obecnie odosobniona.
Tymczasem ci, którzy nie będą podążać za ogólnoświatowym, "jastrzębim" trendem, polegającym na podnoszeniu stóp procentowych, mogą znaleźć się w szczególnie ciężkim położeniu – to z kolei obserwacja ekspertów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Ministerstwo Finansów na razie nie robiło analiz, ale inne szacunki niepokoją
Czy w Ministerstwie Finansów robi się rachunek zysków i strat, jeśli chodzi o rezygnację lub ewentualne pozostawienie tarczy antyinflacyjnej na dłużej? – Nie robiliśmy takich analiz – stwierdził w odpowiedzi na pytanie od money.pl Łukasz Czernicki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów.
Czernicki dodał, że "nie ma wiedzy" o tym, czy rząd planuje przedłużyć tarczę i nie ma także zamiaru rozważać hipotetycznie, jakie mogą być efekty takiego działania lub jego braku, gdy nie ma jasnego sygnału ze strony rządu.
Takie analizy przeprowadził natomiast Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP. Wedle jego szacunku, samo wyłączenie tarczy spowoduje skokowy wzrost odczytu inflacji o cztery punkty procentowe. Przykładowo, bez tarczy antyinflacyjnej mielibyśmy nie 18 proc. inflacji w październiku, tylko 22 proc.
Kosztujący obecnie 5 zł bochenek chleba z przywróconym VAT-em byłby droższy o 26 gr, za mleko w cenie 4 zł obecnie zapłacilibyśmy 4,21 zł, a masło za 9 zł po likwidacji tarczy kosztowałoby 9,47 zł.
Gdyby dodać do tego uwolnienie zamrożonych cen energii, gazu i ciepła czy zaplanowane już w budżecie na 2023 r. podniesienie akcyzy na papierosy i alkohol, mielibyśmy w Polsce inflację rzędu 30 proc. Członek RPP Ludwik Kotecki szacuje z kolei, że bez samej tarczy będziemy mieć w lutym 2023 r. inflację na poziomie 24 proc.
Nie uwolnimy cen teraz, zapłacimy słony rachunek w przyszłości?
Oznacza to prawdziwy szok cenowy. Zwolennicy zaostrzenia kursu argumentują jednak, że unikanie niepopularnych rozwiązań ściągnęło na nas obecne problemy, a brak zdecydowanych działań teraz spowoduje, że już za chwilę wpadniemy w jeszcze większe tarapaty.
Zdaje się, że w tej ostatniej grupie znalazł się ostatnio szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys, który w środowej wypowiedzi stwierdził, że "być może w tej sytuacji, w jakiej teraz jesteśmy, rząd nie będzie mógł przedłużyć tarczy antyinflacyjnej".
Szef PFR wskazał, że "w przyszłym roku potrzeby pożyczkowe finansów publicznych będą bardzo duże i to się zderza z bardzo trudnymi sytuacjami na rynkach finansowych". – To wymaga oczywiście - tak jak mówi premier - większej dyscypliny finansowej – zaznaczył na antenie TVN24 Borys.
Tarcza to spory wydatek, a premier Morawiecki mówi o zaciskaniu pasa
Z kolei flagowe pomysły PiS, jak choćby 500 plus, są – według Borysa – "nienaruszalne". Naturalnym "kozłem ofiarnym" wydaje się więc tarcza antyinflacyjna. Szczególnie że - jak wskazują m.in. ekonomiści z Credit Agricole - rząd przed wyborami uruchomi też inne pomysły socjalne, jak np. 14. czy 15. emeryturę.
Sam premier Morawiecki na konferencji w środę mówił, że rząd zamierza zacieśniać politykę fiskalną i "cały arsenał środków jest już uruchamiany". Jak stwierdził, udało się na tą chwilę znaleźć 10-15 miliardów zł oszczędności. Oprócz tego premier dodał, że rząd "robi wszystko, aby w 2023 r. zmniejszyć potrzeby pożyczkowe".
Jeśli Morawiecki zmieni zdanie, w 2023 r. realny deficyt może przekroczyć 200 miliardów zł
Czy mimo to PiS zdecyduje się na przedłużenie tarczy antyinflacyjnej w grudniu? Jeśli nie, w Nowy Rok w sklepach ceny będą wyższe o parę procent.
Jeśli jednak zdecyduje się przedłużyć tarczę antyinflacyjną, negatywną ocenę mogą wystawić mu rynki finansowe. Wtedy może być problem, by zebrać pieniądze na te pomysły, które już na 2023 r. zostały zaplanowane. Potrzeb jest całkiem sporo. Razem - jak policzył Ludwik Kotecki z RPP - przewaga rządowych wydatków nad dochodami, jeśli rząd zdecyduje się na tarczę antyinflacyjną, w 2023 r. przekroczy 200 miliardów zł.
Mateusz Lubiński, dziennikarz money.pl