Intel zapowiedział w ubiegły piątek, że planuje zbudować w Miękini pod Wrocławiem zakład integracji i testowania półprzewodników. Inwestycja powstanie przy wsparciu polskiego rządu, ma kosztować 4,6 mld dol. i stworzyć około dwa tysiące dobrze płatnych miejsc pracy. O szczegółach rozmawiamy z Christy Pambianchi, wiceprezes wykonawczą Intela i dyrektorką ds. zasobów ludzkich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska na szczycie listy
Tomasz Sąsiada, money.pl: Kiedy pojawił się pomysł, by zainwestować na Dolnym Śląsku?
Christy Pambianchi, wiceprezes Intela: Do Intela dołączyłam w sierpniu 2021 r. i jeszcze zanim się to stało, jednym z tematów moich rozmów z prezesem Patem Gelsingerem była strategia inwestowania w zakłady produkcyjne i testowe. Gdy już zaczęłam pracę, jej częścią stało się szukanie odpowiednich miejsc pod takie inwestycje. Nasze zespoły poświęciły na to 20 miesięcy.
W ramach naszej strategii chcemy podjąć próbę zmiany proporcji w światowych łańcuchach dostaw. Zwiększyć udział Europy, Stanów Zjednoczonych i całej Ameryki Północnej na rynku półprzewodników. Polska bardzo szybko pojawiła się na naszej liście potencjalnych lokalizacji, tak jak kilka innych europejskich krajów: Irlandia, Francja i Niemcy. W nich również prowadzimy inwestycje.
Co zdecydowało o wyborze Polski?
Dla każdego rodzaju inwestycji mamy odrębne kryteria. Kierując się nimi, zdecydowaliśmy, że będziemy rozbudowywać nasze centrum badań i rozwoju we Francji, zbudujemy fabrykę wafli krzemowych (cienkich płytek używanych do wytwarzania czipów - przyp. red.) w Niemczech i rozbudujemy naszą wcześniejszą fabrykę tego typu w Irlandii. Natomiast jeśli chodzi o budowę zakładu integracji i testowania, Polska szybko znalazła się na szczycie naszej listy.
Pierwszym i podstawowym kryterium przy wyborze lokalizacji jest dostępność odpowiednio dużej działki, na której miałby powstać zakład. Później oceniamy, jak ta działka jest położona w regionie i skomunikowana, czy będzie możliwa wygodna współpraca z dostawcami. Sprawdzamy też zasoby surowcowe okolicy, dostęp do wody i innych mediów, ale także do bazy wykwalifikowanych pracowników. We wszystkich tych kwestiach Wrocław okazał się najlepszym wyborem. Jest on też dobrze skomunikowany z innymi naszymi europejskimi zakładami.
Czy to, że powiat średzki, na którego terenie leży Miękinia, był już wybierany przez innych światowych gigantów (w okolicy zakład zbudowały Lufthansa i General Electric, w maju wielką fabrykę odtworzyło PepsiCo, wcześniej działała tu też Coca-Cola), ma znaczenie?
W pewnym stopniu tak, bo w okolicy powstał już cały ekosystem: baza talentów, dobry dostęp do szkół, mieszkań i wszystkich usług, które są ważne dla pracowników. Ważne jest też to, że polski rząd wesprze naszą inwestycję tak, by była ona konkurencyjna.
Bruksela musi jeszcze dać zielone światło dla podwrocławskiego zakładu. Czy możemy być pewni, że tak się stanie?
Jesteśmy przekonani, że tak. W kwietniu europarlament i Rada Europejska porozumiały się w sprawie czipów, co ma zwiększyć konkurencyjność Europy na rynku półprzewodników i poprawić jej odporność na problemy z łańcuchami dostaw. To pozwala nam myśleć, że Bruksela zgodzi się na inwestycję. Dlatego działamy w taki sposób, jakbyśmy to zielone światło już mieli – zaczęliśmy fazę planowania.
Kiedy zacznie się budowa i kiedy zakład będzie gotowy?
Chcemy zacząć tak szybko, jak to możliwe. Zakładamy, że kilka najbliższych miesięcy zajmie nam planowanie i uzyskanie wszystkich zezwoleń, potrzebnych do rozpoczęcia budowy. W optymistycznym scenariuszu prace budowlane mogą wystartować pod koniec tego roku i potrwają około trzech lat. Przez ten czas na budowie będziemy potrzebować około dwóch i pół tysiąca pracowników. Zaczniemy też rekrutację i szkolenia dwóch tysięcy specjalistów, którzy będą pracować w ukończonym zakładzie. Planujemy, że pierwszy zakład rozpocznie działalność w 2027 r.
Pierwszy zakład?
Tak, bo niewykluczone, że te 4,6 mld dol., które zainwestujemy pod Wrocławiem, to dopiero początek. Nasze doświadczenia pokazują, że gdy stawiamy gdzieś zakład i pracuje on na pełnych obrotach, a popyt na jego produkty nadal rośnie, to z czasem go rozbudowujemy. Tak dzieje się obecnie w kilku naszych fabrykach na świecie.
W jakim sprzęcie będzie można znaleźć chipy, które będą opuszczać wrocławski zakład?
W każdym, który wykorzystuje taką technologię: w komputerach, samochodach, centrach danych i innych. Wprowadzamy też nową strategię, zgodnie z którą w naszych zakładach będziemy nie tylko robić chipy dla naszych klientów, tak jak to miało miejsce do tej pory, ale też dla innych firm.
Fabryki produkcji półprzewodników znajdują się głównie w Azji, co w czasie pandemii koronawirusa i ówczesnych obostrzeń doprowadziło do zerwania światowych łańcuchów dostaw. Skutki odczuwamy do dziś. Czy dopuszczenie do tak silnej koncentracji było złą decyzją?
Nie nazwałabym tego złą decyzją, zwłaszcza że jako Intel produkujemy nie tylko w Azji, ale w dalszym ciągu także w Stanach Zjednoczonych i Europie. Powiedziałabym, że przesunięcie łańcuchów dostaw do Azji to efekt polityki kilku azjatyckich krajów, których rządy były w stanie zainwestować w tę branżę i przyciągnąć całe gałęzie przemysłu.
Potrzeba było dialogu z rządami USA i krajów UE, by uzmysłowić politykom, że półprzewodniki są kluczowe dla kondycji ich gospodarek. Warto, aby kraje zachodnie rozważyły zaangażowanie w partnerstwo publiczno-prywatne, by przywrócić równowagę w łańcuchach dostaw. Zachód zdaje już sobie z tego sprawę. Nasza decyzja o budowie fabryki pod Wrocławiem to efekt tego, że Unia ma dziś świadomość, jak ważne są półprzewodniki, i chce inwestycji na swoim terenie.
Rynek półprzewodników jest dziś wart 500 mld dol., ale szacuje się, że w 2030 r. będzie to już bilion dolarów. Z tej kwoty, 200 mld to będzie wartość biznesu związanego z produkowaniem chipów dla innych producentów. Zapotrzebowanie będzie więc ogromne i dlatego zaczynamy się tym zajmować. Do tej pory, jeśli ktoś szukał firmy, która zrobi dla niego chipy, miał właściwie tylko jedną opcję – fabrykę w Azji. Teraz będzie miał możliwość wyboru.
Już teraz wiemy, że jest popyt na całą produkcję z wrocławskiego zakładu. Ta fabryka przyciągnie zaś w okolicę inne biznesy. Obserwowaliśmy ten proces przy okazji innych naszych inwestycji.
Do Wrocławia mają trafiać wafle krzemowe z działającej już i obecnie rozbudowywanej fabryki w Irlandii i z planowanego zakładu w niemieckim Magdeburgu. Czy wiadomo, kiedy on powstanie?
Powinien być gotowy mniej więcej w tym samym czasie, co ten pod Wrocławiem. Możliwe jednak, że zostanie otwarty nieco później. Sposób jego budowy będzie inny niż w przypadku zakładu w Polsce, co wpływa na czas budowy. Fabryka podobna do tej niemieckiej powstaje teraz w Ohio.
Polska nie ma w ostatnich latach najlepszej prasy. Media punktują kontrowersyjne decyzje rządu, zmienność prawa. Nie mają państwo obaw przed inwestowaniem w naszym kraju?
Działamy w Polsce od 30 lat i mamy bardzo pozytywne doświadczenia. Bardzo wysoko cenimy sobie także dostęp do wysoko wykwalifikowanych pracowników. To jeden z kluczowych elementów, które bierzemy pod uwagę, decydując się na inwestycję. W Intelu działają też zespoły, które dokładnie przyglądają się działaniom rządów w poszczególnych krajach. Uważam, że Polska i UE są naszymi silnymi partnerami. Doceniamy, że polscy obywatele mają głos i wybór, wspieramy ludzi uczestniczących w demokratycznym procesie.
Co jeszcze planuje Intel w Europie?
Rozbudowujemy fabrykę wafli krzemowych w Irlandii, centrum badawczo-rozwojowe we Francji, inwestujemy też w nowe laboratoria w R&D w Gdańsku. Blisko współpracujemy też z naszymi europejskimi partnerami i dostawcami, działającymi w ramach naszego łańcucha dostaw. Europa jest i pozostanie dla nas ważnym regionem.
Tomasz Sąsiada, dziennikarz money.pl