Na początku tygodnia Rolls-Royce ogłosił rekordowe wyniki za 2022 r. Sprzedał 6021 samochodów, a średnia wartość każdego z nich to pół miliona euro. - Rolls Royce jest postrzegany jako dobro inwestycyjne, a inflacja odgrywa w tym znaczącą rolę. Nasze samochody trzymają wartość przez bardzo długi czas. Dość powiedzieć, że 80 proc. wszystkich dotychczas wyprodukowanych przez nas aut, wciąż jeździ po drogach - stwierdził Torsten Müller-Ötvös, odpowiadając na pytanie money.pl.
Jak dodał, Rolls-Royce stara się zarządzać drugim obiegiem swoich samochodów za sprawą programu Provenance. To internetowa "giełda" certyfikowanych używanych samochodów tej marki dostępnych u dealerów. - To pomaga naszym klientom utrzymywać wartość ich samochodów na ekstremalnie wysokich poziomach - podkreślił. Podobne programy sprzedaży używanych luksusowych aut prowadzi też m.in. Bentley czy Ferrari.
Przykład? Dwudrzwiowy Phantom z 2008 r. z przebiegiem 30 tys. km wystawiony został na sprzedaż za 170 tys. funtów, czyli ponad 906 tys. zł. Z kolei Black Badge Dawn z 2019 r., szyty "na miarę", z przebiegiem 18 tys. km wystawiony został za 495 tys. euro, czyli ponad 2,3 mln zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rynek luksusowych samochodów. Inwestycje alternatywne
Jak wylicza firma doradcza KPMG w ostatnim raporcie "Rynek dóbr luksusowych w Polsce", w 2021 r. segment samochodów premium i luksusowych zanotował wzrost wartości o 25,3 proc. do poziomu 20,5 mld zł. W kraju zarejestrowano wówczas 91 tys. nowych samochodów premium i 267 aut luksusowych. Wzrost zainteresowania autami "z górnej półki" widać też w danych Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar - w 2022 r. liczba ich rejestracji sięgnęła niemal 93 tys. egzemplarzy.
Prawdziwy przepis na dobrą motoryzacyjną inwestycję to luksusowy samochód z limitowanej edycji. - Nazywam to "samochodem pod kołderkę". W momencie zamówienia kosztuje na przykład 200 tys. euro, trafia do garażu, a gdy po paru miesiącach kończy się produkcja tej serii, to jego cena z automatu się podwaja. Przykład? McLaren Senna - kosztował 1 mln euro. Udało nam się sprzedać dwa. Dziś nie kupi się go taniej niż za 2,3 mln euro - mówił kilka miesięcy temu w wywiadzie dla money.pl Piotr Fus, importer takich marek jak Rolls-Royce, McLaren i Aston Martin.
Tytuł najdroższego samochodu w historii należy jednak do Ferrari 250 GTO z 1962 r. Wówczas kosztował 18 tys. dol. Egzemplarz 4153GT w 2000 r. niemiecki kolekcjoner kupił za 6,5 mln dol., by niespełna dwie dekady później zmienić właściciela na aukcji, bijąc rekord wszech czasów wynikiem 70 mln dol. Fabrykę Ferrari w Maranello opuściło tylko 36 egzemplarzy tego modelu.
Nie tylko luksusowe samochody. Na których autach można zarobić?
Zarabiać można nie tylko na luksusowych samochodach z najwyższej półki. Kiedy auto, zamiast tylko tracić na wartości, z biegiem lat będzie na niej zyskiwać?
Można założyć, że samochód staje się pożądanym klasykiem, kiedy liczba istniejących egzemplarzy w dobrym stanie jest mocno ograniczona, a jednocześnie konkretny model wyróżnia się na tle innych czymś wyjątkowym - mówi Rafał Czauderna z Richter Motors Poland.
Największe szanse mają wersje specjalne. Przykład? Lancia Thema 8.32. - Dzięki elementom takim jak silnik z Ferrari czy wysuwany tylny spojler, jest dziś 10-krotnie droższa niż druga w kolejności najmocniejsza wersja Thema Turbo - dodaje.
Inny przykład to BMW E46 M3 sprzed blisko dwóch dekad. Jak mówi Czauderna, wówczas było obiektem westchnień 20-latków, którzy dziś o 20 lat starsi, mogą sobie już pozwolić na sfinansowanie tego młodzieńczego marzenia. A to winduje ceny.
Również limitowane wersje Porsche a nawet Toyota GR Yaris zaczynają zyskiwać na wartości właściwie zaraz po wyjeździe z salonu - zwraca uwagę nasz rozmówca.
Co ma do tego Unia Europejska?
Jego zdaniem można zaobserwować jeszcze jeden trend. Związany z unijnym planem Fit for 55 i zakazem rejestracji nowych aut z silnikami spalinowymi od 2035 r. oraz zaostrzaniem norm emisji spalin.
Samochody wyposażone w duże, wolnossące silniki V8, V10 czy V12 zyskują na wartości szybciej. W tym przypadku z uwagi na politykę, która uniemożliwi wkrótce ich produkcję, auta już w nie wyposażone stały się "gorącym kąskiem" na rynku aut używanych - ocenia Rafał Czauderna z Richter Motors Poland.
Ekspert zdecydowanie podkreśla, że inwestowanie w samochody, tak jak granie na giełdzie, wiąże się z ryzykiem. A rynek samochodów używanych jest dziś niestabilny i wahania cen samochodów inwestycyjnych są większe niż jeszcze kilka lat temu.
- Dla wielu może to stanowić szansę na zarobek, jednak należy być ostrożnym, bowiem nie każdy samochód jest "pewniakiem". Może się okazać, że w dłuższej perspektywie będzie jednak taniał lub przestanie zyskiwać na wartości. W ten trend wpisuje się np. Rolls-Royce Silver Shadow, który prawdopodobnie osiągnął w tej chwili limit swojej wartości, przynajmniej na polskim rynku - ostrzega.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.