Olefiny III to jedna z najważniejszych inwestycji, za którą stoi Orlen. Paliwowy gigant postanowił za czasów Daniela Obajtka wybudować gigantyczną instalację, lecz dziś realizacja tego pomysłu znalazła się pod znakiem zapytania. Obecny zarząd koncernu rozważa dwa scenariusze - optymalizację lub częściowe wstrzymanie inwestycji.
Powody? Pieniądze. I to spore. Według najnowszych analiz realizacja projektu w pierwotnej formie wymagałaby nakładów sięgających nawet 51 mld zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Olefiny III od początku pomysłem kontrowersyjnym"
Dawid Czopek, ekspert rynku paliwowego, zarządzający Polaris FIZ przyznaje, że inwestycja paliwowego giganta była sporym wyzwaniem. - Budowa instalacji Olefiny III, była od początku pomysłem kontrowersyjnym. Przede wszystkim już początkowe parametry zysku EBITDA ok. 1 mld złotych rocznie przy nakładach inwestycyjnych na poziomie 13,5 mld złotych wskazywały na niewielką stopę zwrotu z zainwestowanego kapitału (znacznie poniżej 10 proc.) - wylicza.
Inwestycja była kontrowersyjna także dlatego, że zwykle tego typu projekty wiążą się z "pewnym" wzrostem nakładów inwestycyjnych, co w tym przypadku niemal na pewno oznaczało zwrot na zainwestowanym kapitale, na poziomie mniejszym od wymaganego dla tego typu przedsięwzięć - wskazuje Dawid Czopek.
- W mojej opinii już w momencie podejmowania decyzji o rozpoczęciu projektu, należało podjąć inną decyzję - dodaje.
Koszty się podwoiły
Dawid Czopek wskazuje, że należało się spodziewać, że początkowy budżet projektu wzrośnie. - Jednakże prawdziwym szokiem była informacja, że wzrost budżetu jest blisko dwukrotny, przy czym bez zmian pozostaje parametr zysku, co w praktyce oznacza, że projekt z punktu widzenia Orlenu jest nierentowny - wylicza ekspert.
Był to czas kiedy można było powiedzieć "stop" i nie kontynuować budowy tej instalacji ponieważ prawdopodobnie jej zaprzestanie byłoby bardziej opłacalne niż kontynuacja - mówi Dawid Czopek.
Nawet 50 mld zł kosztów. Kontynuowanie niemożliwe
Dawid Czopek podkreśla, że ostatnie doniesienia na temat instalacji są niepokojące. - Informacja sprzed kilku dni, była kolejną "bombą". Okazuje się, że koszty projektu mogą wzrosnąć do prawie 50 mld zł, a przy założeniach capexowych (nakłady inwestycyjne) nie uwzględniono wszystkich elementów niezbędnych do funkcjonowania instalacji. 50 mld zł to kwota zbliżona do całej kapitalizacji (wartości rynkowej) spółki, przy czym Orlen generuje ok. 30-40 mld zł EBITDY, czyli za wartość prawie całej wyceny spółki zaprojektowano instalację, która dołoży się w 2-3 proc. do jej wyniku - wylicza nasz rozmówca.
- Wkrótce zobaczymy, jakie będą dalsze losy projektu, ale wydaje się, że jego kontynuowanie w obecnej formie nie jest możliwe. Pytanie tylko jakie będą ostateczne koszty tej "wizji" - podkreśla Dawid Czopek.
Historia ambitnego projektu
Inwestycja rozpoczęta w 2018 r. miała być największym projektem petrochemicznym w Europie ostatnich dwóch dekad. Do tej pory koncern zainwestował w przedsięwzięcie ponad 12 mld zł. Obecnie zarząd wskazuje na brak biznesowego uzasadnienia dla kontynuacji projektu w pierwotnym zakresie.
Program rozbudowy kompleksu petrochemicznego został zatwierdzony w 2018 r., za kadencji ówczesnego prezesa Daniela Obajtka. Pierwotne założenia były imponujące - inwestycja miała zwiększyć udział grupy w europejskim rynku petrochemicznym z 5 do 6,4 proc. Zakładano, że projekt przyczyni się do wzrostu EBITDA spółki o około 1 mld zł rocznie przy początkowym budżecie 13,5 mld zł.
W czerwcu 2023 r. koncern przedstawił zrewidowane szacunki kosztów, które wzrosły do 25 mld zł. Jak podkreślają obecne władze spółki, "nakłady planowane na etapie decyzji inwestycyjnej nie uwzględniały pełnego zakresu infrastruktury towarzyszącej, niezbędnej do funkcjonowania kompleksu".
Eksperci rynku wskazują, że w 2021 r. Orlen podpisał finalną umowę z wykonawcą - konsorcjum firm Hyundai Engineering oraz Técnicas Reunidas. Realizacja projektu została jednak znacząco opóźniona, a termin zakończenia przesunięto z 2025 na 2027 rok.
Zmiany w otoczeniu rynkowym
Według analityków rynkowych europejski sektor petrochemiczny znalazł się w trudnej sytuacji. Prezes Orlenu Ireneusz Fąfara podkreśla w komunikatach, że "Europa, głównie z uwagi na koszty energii i gazu, praktycznie nie buduje nowych mocy petrochemicznych". Widoczny jest trend przenoszenia produkcji petrochemicznej na Bliski Wschód i do Azji.
Decyzja o rewizji planów inwestycyjnych wywołała ożywioną dyskusję. Były prezes Orlenu Daniel Obajtek argumentuje w mediach społecznościowych, że "należy patrzeć długoterminowo na inwestycje". W jego ocenie wstrzymanie projektu oznaczałoby zahamowanie rozwoju całej gałęzi petrochemii w regionie.
Przeciwnego zdania są analitycy rynkowi. Łukasz Prokopiuk z DM BOŚ zaznacza w swojej rekomendacji, że "poprzedni zarząd podejmował zbyt wiele politycznych, nieracjonalnych, nieodwracalnych i szkodliwych decyzji niszczących wartość spółki". Według eksperta właśnie przez tego typu inwestycje, akcje koncernu są notowane z około 50-proc. dyskontem względem porównywalnych spółek.
Analitycy wskazują, że decyzja ma szersze implikacje dla całego sektora petrochemicznego w Europie Środkowo-Wschodniej. Eksperci przypominają, że produkty petrochemiczne z kompleksu Olefiny znajdują zastosowanie w produkcji artykułów medycznych, higienicznych, części samochodowych, elementów urządzeń elektronicznych oraz włókien syntetycznych.
Jak podkreślają specjaliści rynku, sytuacja Orlenu nie jest odosobniona. W ostatniej dekadzie inwestycje w petrochemię w Niemczech spadły o 90 proc., a część instalacji w Europie Zachodniej jest zamykana. Trend ten może mieć długofalowe konsekwencje dla samowystarczalności przemysłowej Europy.
Sam prezes Orlenu wskazuje, że "w perspektywie 10 lat przerób ropy naftowej na tradycyjne paliwa będzie sukcesywnie malał". Stawia to przed europejskimi koncernami paliwowymi wyzwanie strategicznego zdefiniowania swojej roli w zmieniającym się otoczeniu rynkowym.
Rynek kapitałowy pozytywnie zareagował na informację o możliwej rewizji planów inwestycyjnych. W dniu ogłoszenia decyzji akcje Orlenu zyskały na wartości 3,5 proc., osiągając poziom 51,88 złotych.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl