– Dam wyraz memu głębokiemu przekonaniu, że jedyne, czego powinniśmy się obawiać, to strach – mówił w 1932 roku, idący po prezydenturę, Franklin Delano Roosevelt. Firmował on program New Deal, mający napędzić na nowo amerykańską gospodarkę, która wpadła w turbulencje w okresie Wielkiego Kryzysu.
Od czasu słów Roosevelta minęło blisko 90 lat. Ale doświadczenia jego programu, jak również budowa Gdyni w międzywojennej Polsce, czy Plan Marshalla po II wojnie światowej, nadal mogą być dla nas drogowskazami na przyszłość.
Co po COVID-19?
Dziś jesteśmy, podobnie jak większość znanego nam świata, w momencie próby – pojedynku z niewidzialnym wrogiem. Liczy się liczba dostępnych testów, respiratorów i to, czy uda nam się "wypłaszczyć krzywą zachorowań". Patrzymy też z trwogą na polską gospodarkę pracującą na zwolnionych obrotach. Gospodarczo oczywiście ważne jest też tu i teraz.
Stąd tarcza antykryzysowa, czyli bezprecedensowe w historii działania pomocowe, na które przeznaczono 200 mld złotych, czyli 10 procent polskiego PKB. Jestem pewien, że starcie z COVID-19 wygramy. Ale już dziś powinniśmy myśleć, co dalej?
Bo przecież epidemia wcześniej czy później się skończy. Wtedy zaś przyjdzie nam się zmierzyć z jak najszybszym przywróceniem w Polsce wzrostu gospodarczego. Stąd zresztą wszystkie starania rządu, by chronić miejsca pracy. Bez pracowników firmy na pewno sobie nie poradzą z odbudową wzrostu. A są analizy, że jest szansa, by przywrócić go jeszcze w tym roku.
Stawiam tezę, że globalnie przyjdzie czas nowoczesnego interwencjonizmu państwowego, którzy stworzy długofalowy plan dla ratowania, a potem rozwoju firm prywatnych. Ludzie prowadzący biznes muszą mieć przekonanie, że będą dla nich projekty, które pozwolą im działać i zasysać wiedzę oraz zatrudniać ludzi.
To muszą być działania inne niż te po kryzysie 2008 roku, gdy państwa ratowały banki i to one najlepiej na tym wychodziły, często z ich zarządami głównie. Te inne działania to, moim zdaniem, duże inwestycje infrastrukturalne, w przemyślany sposób inspirowane przez państwo. To one dadzą napęd w momencie wychodzenia z kryzysu. Napęd dla przedsiębiorczości, który da pracę i uwolni energię niezliczonych podmiotów prywatnych.
Paliwo dla gospodarki
Ktoś powie, że podawany przeze mnie przykład projektu CPK to odległa perspektywa. Że zanim port lotniczy oraz infrastruktura kolejowa urosną i "zaczną pracować" miną lata. To błędne podejście. Właśnie faza inwestycji to czas dla tysięcy podmiotów – firm projektowych, architektonicznych, handlowych, budowlanych i funkcjonujących w dziesiątkach innych sektorów.
Przypomnę z historii, że najważniejszym elementem wspomnianego New Dealu z lat 30 były właśnie inwestycje w rozwój infrastruktury, które wówczas dały zatrudnienie 8,5 mln osób pozostających bez pracy. Budowano drogi, autostrady, mosty i lotniska, elektryfikowano wsie, regulowano rzeki. Cześć liberałów krytykowała ów interwencjonizm państwa, ale fakty przemówiły - udało się ustabilizować, a następnie rozwinąć amerykańską gospodarkę.
Podobny napęd gospodarkom zachodniej Europy dał po II Wojnie Światowej plan, którego pomysłodawcą był generał George Marshall. Amerykanie zdali sobie sprawę, że bez podniesienia europejskich gospodarek kontynent może stać się obszarem chaosu, który będzie zagrożony eksportowanym z Kremla komunizmem.
Do Europy popłynęły więc maszyny, surowce… Amerykanie zaczęli udzielać preferencyjnych kredytów. Łącznie przekazano ponad 13 mld dolarów, co na dzisiejsze wartości dałoby kwotę ok. 100 miliardów dolarów. W oświadczeniu sumującym ponad trzyletnie funkcjonowanie Planu Marshalla w 1952 roku urzędnicy Departamentu Stanu zapisali: "Jeszcze nigdy tak wiele, nie zostało wydane przez tak nielicznych, z tak dobrym rezultatem".
"Po co nam Gdynia? Jest Gdańsk, jest Hamburg!"
Nie musimy oglądać się tylko na doświadczenia zagraniczne. W Polsce jest doskonały przykład radzenia sobie w trudnej sytuacji gospodarczej. Mowa o budowie Gdyni.
- Polska musi posiadać własną marynarkę handlową. Flota handlowa umożliwi nam w przyszłości podźwignięcie handlu polskiego i przyczyni się w niemałej mierze do gospodarczego rozkwitu państwa – mówił w 1924 roku premier Władysław Grabski. Mimo, iż Polska po I Wojnie Światowej była praktycznie bankrutem z szalejącą inflacją i podzieloną na trzy dawne zabory gospodarką, zdecydowano się na szaleńczy plan budowy portu i miasta Gdyni. Były lata, gdy przeznaczano na to ponad połowę wydatków Ministerstwa Przemysłu i Handlu.
Opłaciło się. W 1933 roku Gdynia wyprzedziła pod względem wielkości przeładunków port w Gdańsku. W ostrej, ale uczciwej walce odebrała też Hamburgowi przeładunek skór i owoców południowych, a Bremie przeładunek bawełny. Była jednym z najnowocześniejszych portów w Europie i polskim "oknem na świat". Młode, jeszcze nieokrzepłe po odrodzeniu państwo, miało mnóstwo innych ważnych potrzeb. Gdynię zbudowano jednak właśnie po to, by na te potrzeby zarobić.
– Bez swobodnego wyjścia na morze i przez morze udusilibyśmy się gospodarczo i politycznie – słusznie mówił Eugeniusz Kwiatkowski, minister przemysłu i handlu, a potem wicepremier RP.
Chociaż dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, budowa Gdyni też miała swoich przeciwników. Plany budowy próbowano zwalczać argumentami, że nowy port jest zbędny, bo przecież jest Gdańsk czy Hamburg. Że pieniądze można przeznaczyć na inne cele. Brzmi znajomo, prawda? Zadajcie teraz pytanie mieszkańcom Gdyni po co im miasto, port, stocznia, Skwer Kościuszki…
A my, czy wyobrażamy sobie Polskę bez Gdyni?
Polska zintegrowana
Dziś nową Gdynią może się stać projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego. Tego typu inwestycje są sposobem na uwolnienie energii, rozruszanie gospodarki w okresie spodziewanego spowolnienia. Dlatego ze zdziwieniem przyjmuję wypowiadane w kampanijnym trybie słowa niektórych polityków, jak choćby Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wzywa on by rezygnować z projektów takich, jak CPK, a środki przeznaczać na co innego. Przecież pieniądze przy tym projekcie pójdą właśnie do polskich firm i pracowników!
Dadzą pracę, będą napędzały gospodarczą koniunkturę! Na marginesie łączy się to z inną wypowiedzą prezesa PSL który postulował zlikwidowanie Wojsk Obrony Terytorialnej, które obecnie stoją w pierwszej linii walki z epidemią.
CPK to największy program inwestycyjny współczesnej Polski. Ma być pierwszym w tej części Europy hubem lotniczym i obsługiwać dziesiątki milionów pasażerów nie tylko z Polski, ale z różnych stron świata. CPK to nie tylko lotnisko. Projekt zakłada intensywny rozwój sieci połączeń kolejowych i drogowych na terenie całego kraju. Dzięki modernizacji istniejących i budowie nowych linii kolejowych do największych miast Polski, dojedziemy do Warszawy i samego CPK (zlokalizowanego w Stanisławowie, między Warszawą i Łodzią) w czasie nie dłuższym niż 2-2,5 godziny.
Oczywiście projekt CPK wraz z infrastrukturą będzie gotowy pod koniec dekady, a niektóre jego elementy nawet później. Dlaczego mielibyśmy więc myśleć o nim, jako o kole zamachowym polskiej gospodarki? Otóż dlatego, że budowa nowej infrastruktury wraz z obiektami towarzyszącymi pozwoli stworzyć naprawdę wiele miejsc pracy. Ile? Wszystko zależy od tempa prac nad budową. Ale możemy przywołać doświadczenia Korei Południowej.
Otóż przy budowie lotniska w Incheonie pracowało jednocześnie prawie 20 tysięcy osób! Dodatkowo te etaty, jak oceniają ekonomiści, wygenerowały zatrudnienie kolejnych 30 tysięcy osób. A mówimy tu tylko o zatrudnionych przy budowie lotniska, a nie kolejnych dziesiątkach tysięcy osób, które będą pracowały przy budowie infrastruktury kolejowej i drogowej!
To jest właśnie projekt na te czasy, a nie na jakieś przyszłe, bliżej nieokreślone. Tak jak budowa dróg i autostrad w trakcie Wielkiego Kryzysu, czy budowa Gdyni po czasach zaborów i I wojny światowej. Gdynię zaczynano wobec licznych sprzeciwów budować bez tzw. masterplanu. Tamten port budowany był niemal w całości z pieniędzy publicznych.
My, przy projekcie CPK, jesteśmy dziś na zaawansowanym etapie prac projektowych. Na sfinansowanie części lotniskowej CPK są już chętni inwestorzy prywatni.
Wyścig do nowoczesności
Zdajemy sobie sprawę, że tak jak wtedy Polska musiała mieć własny port by się rozwijać, tak teraz potrzebuje własnego hubu lotniczego i zintegrowanego systemu transportu. To jest też wyścig o nowoczesność. Przyszłość będzie należała do tych, którzy mogą szybko się komunikować. To będzie klucz w biznesie, nauce, zdobywaniu wiedzy, nowych zajęć i kontraktów.
Spowolnienie, czas przestoju to jest moment, by szykować się na śmiałe plany. Historia pokazuje, że dokładnie tak jest. Od naszej odwagi i umiejętności patrzenia długoterminowego będzie zależeć przyszłość wielu przedsiębiorstw, a także zatrudnionych w nich pracowników. Dlatego właśnie podejmujemy takie działania, które nie tylko pozwolą krajowi wyjść z tego kryzysu obronną ręką, ale dodatkowo wzmocnią go na wiele kolejnych lat. To nasz obowiązek wobec Polski i Polaków. Bo jedno jest pewne – po każdym kryzysie wykluwa się nowy ład gospodarczy. Ważne więc, by kraj wyszedł z tego wzmocniony.