Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku
Wicepremier Jacek Sasin na początku swojej kariery był kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie, potem zastępcą burmistrza warszawskiej dzielnicy Śródmieście. Następnie objął urząd wojewody mazowieckiego. Potem jego kariera potoczyła się już błyskawicznie. Współpracował z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Został nawet zastępcą szefa jego kancelarii. Po tym, jak został posłem, pełnił funkcję m.in. przewodniczącego Komisji Finansów Publicznych. Obecnie jest wicepremierem i stoi na czele Ministerstwa Aktywów Państwowych, które nadzoruje największych państwowych gigantów. Wśród podmiotów pod bezpośrednim nadzorem Jacka Sasina znajdują się m.in. największe spółki energetyczne, jak: Enea, Energa, PGE, Orlen, PGNiG czy Tauron.
W partii jest uznawany za zaufanego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Działacze mówią, że jest politykiem od zadań specjalnych. Problem jednak w tym, że dla opozycji stał się również symbolem porażki. Ta wytyka wicepremierowi, że czego się nie dotknie, to popsuje i jako najnowszy przykład podaje historię tzw. podatku Sasina.
"Podatek Sasina" do kosza
Przypomnijmy, że Jacek Sasin chciał, by 50-procentowy podatek od nadmiarowych zysków zapłaciły największe duże firmy w Polsce, które skorzystały na zawirowaniach w światowej gospodarce. Według nieoficjalnych informacji rząd zrezygnuje z realizacji tego pomysłu, który ostatecznie wyląduje w koszu.
W środę, choć nie wprost, przyznał to także wicepremier Sasin. - Ten podatek w dużej mierze został skonsumowany (wprowadzonymi już regulacjami - przyp. red.). Jak zrobiliśmy symulację tego podatku, to w czołówce tych, którzy mieli go płacić, były przede wszystkim spółki energetyczne. Niemniej jednak analizujemy jeszcze w Ministerstwie Aktywów Państwowych, czy nie warto jeszcze w jakiejś zmienionej formie wrócić do tych rozwiązań i je przedstawić - powiedział PAP polityk.
Problemu może by i nie było, gdyby nie to, że na ogłoszenie nowego podatku Giełda Papierów Wartościowych zareagowała natychmiast. Zapowiedź polityka doprowadziła do sporych spadków. Wśród rekordzistów z najgorszymi notowaniami były podległe ministrowi aktywów państwowe spółki energetyczne. Energa, PGE czy Tauron straciły po ok. 6 proc. swojej giełdowej wartości.
To był pomysł z piekła rodem, który zabiłby innowacyjność i konkurencyjność polskiej gospodarki. Firmy zmagają się dziś z dynamicznie rosnącymi cenami surowców, kosztami energii i gazu, zubożeniem konsumentów - komentuje dla money.pl posłanka Paulina Hennig-Kloska z Polska 2050.
Sen o wielkiej Warszawie
Nieudanych pomysłów Jacka Sasina jest więcej. W 2017 roku polityk przedstawił projekt ustawy metropolitalnej, który zakładał, by do Warszawy przyłączyć okoliczne 33 gminy. W efekcie powstałaby jedna, wielka metropolia warszawska. Pomysł oburzył samorządowców na tyle, że zaczęli grozić referendami. Presja pomogła, bo Sasin zdecydowały o wycofaniu dokumentu z Sejmu. Przyznawał szczerze wówczas, że "ten projekt budzi bardzo duże emocje".
Choć pod naciskiem Sasin zrezygnował, to samorządy i tak wydały pieniądze. Legionowo jako pierwsze zorganizowało referendum, wtedy aż 94 proc. głosujących powiedziało pomysłowi Sasina "nie". Frekwencja wyniosła 46 proc. Gmina na organizację referendum wydała wówczas 35 tys. zł. A i tak prezydent Legionowa tłumaczył, że koszty ograniczono do minimum.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybory kopertowe, czyli jak stracono miliony
Jacek Sasin stał się także twarzą wyborów kopertowych, które rząd chciał zorganizować w trakcie pandemii. Głosowanie na prezydenta Polski w formie korespondencyjnej przygotować miała Poczta Polska, którą nadzoruje Ministerstwo Aktywów Państwowych. I choć nie były znane jeszcze szczegóły tego projektu, to żądano od samorządowców, aby ci udostępnili dane obywateli ze spisu wyborców. Podjęto także decyzję o drukowaniu kart wyborczych, które ostatecznie trafiły na śmietnik. Po zdecydowanym sprzeciwie koalicjanta PiS - Jarosława Gowina, wybory się ostatecznie nie odbyły.
Koszty zostały jednak poniesione, i to niemałe - blisko 70 mln złotych. Tyle Poczta Polska wydała na realizację części zadania.
Co więcej, NIK w swoim raporcie wyliczył, że organizacja kopertowych wyborów prezydenckich miała pochłonąć niemal 700 mln zł. To dwa razy tyle, co koszt tradycyjnej formy elekcji.
Negatywnych konsekwencji tego projektu było więcej. Związek Miast Polskich informował, że Sieć Obywatelska Watchdog Polska wytoczyła sprawy sądowe 184 włodarzom gmin, którzy bezprawnie wydali Poczcie spisy wyborców. Pierwszy wyrok uprawomocnił się pod koniec lipca. Sąd uznał, że wójt przekazując spis wyborców złamał prawo, jednak warunkowo umorzył dalsze postępowanie na rok próby.
Te wybory były nielegalne i nie mogły się odbyć. Zrobiliśmy wszystko, żeby je zablokować. Jeżeli by się wtedy odbyły, to bylibyśmy traktowani w Europie jak druga Białoruś - komentuje dla money.pl poseł Porozumienia Michał Wypij.
Turów i węgiel kolejnymi problemami
Jakby porażek było mało, to warto przypomnieć, że to Jacek Sasin na początek był jedną z osób zobowiązanych do rozwiązania z Czechami w drodze ugody sporu o kopalnię w Turowie. Czeskie władze skierowały sprawę do TSUE. Ich zdaniem rozbudowa kopalni zagraża m.in. dostępowi do wody w regionie Liberca. Unijny sąd w ramach środka zapobiegawczego nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni do czasu wydania wyroku. Tak się nie stało i TSUE nałożył na Polskę karę 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środka tymczasowego. Do historii przeszedł już tweet na ten temat wicepremiera Sasina z maja 2021 roku:
Premier Matusz Morawiecki poinformował w tym czasie, że Polska jest bardzo blisko porozumienia z Czechami. Ci jednak mieli zupełnie inne zdanie i odpowiedzieli, że nic nie wiedzą i pozwu nie wycofują. Porozumienie w sprawie Turowa z Czechami udało się podpisać dopiero w lutym 2022 roku.
Wojna w Ukrainie zmieniła rzeczywistość i doprowadziła do kryzysu energetycznego, którego skutki czujemy już wszyscy. Partia rządząca ma świadomość, że nie może sobie pozwolić rok przed wyborami, aby Polacy marzli w zimie.
Jacek Sasin zaapelował więc niedawno do samorządów, aby angażowały się w dystrybucję wśród mieszkańców węgla importowanego przez spółki PGE Paliwa i Węglokoks. Sasin przekonywał, że samorządy mają spółki komunalne, które mogą kupować węgiel bezpośrednio u importera i sprzedawać go z dużo mniejszą marżą niż inni pośrednicy. Szybko jednak okazało się, że to kolejny pomysł, który budzi emocje. Samorządowcy podkreślali, że nie mają takich kompetencji ani możliwości.
Dopiero po rozmowach udało się dojść do konsensusu w tej sprawie. Samorządowcy przedstawili swoje oczekiwania, które mają zostać uwzględnione w odpowiednich przepisach przygotowywanych teraz przez rząd.
Sasin pali wszystko, czy wychodzi obronną ręką?
Opozycja, podsumowując pracę Jacka Sasina, nie zostawia na nim suchej nitki.
Niestety, premier Sasin łączy w sobie dwie cechy: determinację z nieudolnością. Czego nie dotknie, to się pali, w związku z czym w imieniu obywateli mam życzenie, by już niczego nie dotykał i niczym się nie zajmował - przekonuje posłanka Paulina Hennig-Kloska.
Na uzasadnienie swojej tezy wylicza: "wybory kopertowe puściły w komin miliony złotych. Państwowe spółki energetyczne zamiast rozwiązać problem kryzysu energetycznego dokładają problemów. Podatek od nadmiarowych zysków w rękach Sasina przyjął twarz powszechnego domiaru".
Zupełnie inne zdanie w tej kwestii ma partyjny kolega wicepremiera Sasina. Poseł Przemysław Czarnecki przekonuje, że to, o czym mówi opozycja, nie ma żadnego pokrycia w faktach. - Nie mówię tego, tylko dlatego, że jest ważną postacią Zjednoczonej Prawicy, ale patrząc na twarde dane - ocenia.
Jeżeli chodzi o wzrost gospodarczy to Polska w pierwszym kwartale tego roku była w czołówce krajów Unii Europejskiej. Niska stopa bezrobocia też może cieszyć. Pomimo sytuacji za naszą wschodnią granicą spowodowaną wojną, kondycja zarówno polskiej gospodarki, jak i spółek skarbu państwa jest dobra. Jacek Sasin wychodzi z tej sytuacji obronną ręką - przekonuje poseł Czarnecki.
Odpiera też zarzuty o nieudolne zorganizowanie wyborów kopertowych czy problemy z dostępnością węgla. Poseł PiS przekonuje, że ta pierwsza sprawa to efekt działań opozycji i "zdrady Jarosława Gowina" - według parlamentarzysty, gdyby nie to, to wybory zostałyby zorganizowane bez większych problemów.
Jeżeli zaś chodzi o dostępność węgla, to poseł przekonuje, że to, na co rząd miał bezpośredni wpływ - czyli zabezpieczenie państwowych spółek - zostało zrobione. A co z indywidualnymi odbiorcami? - Mimo że mamy gospodarkę wolnorynkową, również w tej kwestii wiele zostało zrobione, czy to jeżeli idzie o zamrożenie cen energii, dodatki dla gospodarstw domowych opalanych węglem, czy też ofertę dla samorządów, które mogą otrzymać węgiel do dalszej dystrybucji w preferencyjnej cenie 1500 złotych za tonę - przekonuje poseł.
Profesor Robert Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego w rozmowie z money.pl przekonuje jednak, że w tej chwili w PiS panuje atmosfera oblężonej twierdzy. - Cokolwiek by się nie wydarzyło i ktokolwiek nie byłby atakowany przez opozycję, niemal automatycznie bezie uruchomiany mechanizm obronny - twierdzi politolog.
- On jest trochę obsadzony w niewdzięcznej roli człowieka, który musi komunikować nie do końca przemyślane pomysły albo podejmować się zadań z cyklu niemożliwych do wykonania, których nikt nie chce się podjąć. Kiedyś Lecha Wałęsa nazwał takie osoby "zderzakami". Mówił, że w rządach takie "zderzaki" są potrzebne, potrzebne są osoby, które biorą funkcję "zderzaka" na siebie - dodaje ekspert.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl