Naukowcy wiedzą już, skąd wirus w ogóle się wziął. Potwierdziły się doniesienia, że ludzie zaczęli się nim zarażać na targu rybnym w mieście Wuhan. To określenie może być nieco mylące, bo niewielu Europejczyków zna chińskie realia. Wuhan to, nawet jak na Chiny, miasto duże, mieszka w nim ponad 11 milionów osób. W całej metropolii obejmującej przedmieścia mieszkańców jest prawdopodobnie ponad 20 milionów.
Również targ w Wuhan nie jest po prostu lokalnym bazarem. To olbrzymia przestrzeń, na której sprzedawcy oferują tysiące zwierząt żywych, półżywych, martwych i ubitych na życzenie klienta. I nie są to tylko ryby, ale w zasadzie wszystkie stworzenia, które żyją w wodzie lub poza nią. Można tam dostać mięso wielbłądów, krokodyli, żywe węże, szczury, lisy, wilcze szczenięta, salamandry, jeżozwierze i cywety. A to tylko wycinek oferty handlarzy z Wuhan.
Zobacz też? Czy chiński wirus-zagadka przyjedzie do nas w paczce? Polskie służby uspokajają: jesteśmy w pełnej gotowości
W rozmowie z money.pl Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, powątpiewał, by rezerwuarem chińskiego koronawirusa były ryby bądź owoce morza. Miał rację – najświeższe doniesienia chińskich służb sanitarno-epidemiologicznych mówią o tym, że wirus najprawdopodobniej pochodzi od nietoperzy. W skrócie wyglądało to tak: zarażonego nietoperza pożarł jakiś wąż, który potem trafił jako mięso na targ w Wuhan. Tam wirus znalazł świetne warunki do rozwoju i przeniósł się na ludzi. Takie przynajmniej są wnioski chińskich naukowców.
Należy zaznaczyć, że działają oni w iście sprinterskim tempie i pod olbrzymią presją. Nie wiadomo, ile osób prowadzi obecnie badania nad wirusem, ale widać, że chiński rząd rzucił do walki wszelkie środki i kadry, jakie ma.
Niestety wiadomo też, że wirus niebywale łatwo przenosi się między ludźmi. Wśród zarażonych jest na przykład grupa 14 lekarzy i pielęgniarek, która operowała pacjenta w Chinach. Nikt nie wiedział, że jest on nosicielem wirusa.
Gdzie wirus może dotrzeć?
Teoretycznie wszędzie. Zarażeni są już nawet w Stanach Zjednoczonych – w Waszyngtonie. Ale zaczął oczywiście od mieszkańców Wuhan, rozprzestrzeniając się na sąsiednie prowincje. Doniesienia o zakażeniach przyszły już z przynajmniej 20 prowincji sąsiadujących z prowincją Hubei, gdzie leży Wuhan. Doniesienia o chorych przychodzą z Japonii, Tajlandii, Korei Południowej i Japonii. Podejrzenie zarażenia zostało też odnotowane w Wielkiej Brytanii.
Dla chińskiego sanepidu sporym zgryzem może być fakt, że zarażeni znaleźli się w Pekinie. W samym mieście mieszka ok. 22 mln ludzi, w metropolii – ponad 24 miliony. Takiej liczby ludzi nie da się skutecznie izolować, a z Pekinu i do Pekinu lata cały świat. Są tam dwa porty lotnicze. Jeden został niedawno oddany do użytku i trudno ocenić jego przepustowość. Drugi, istniejący od 1958 roku, obsługuje rocznie ponad 100 milionów pasażerów i pod tym względem ustępuje tylko Atlancie – największemu lotnisku na świecie.
Problemem jest także samo Wuhan, gdzie mieści się 16. co do liczby obsługiwanych pasażerów port lotniczy w Chinach. Można stąd bezpośrednio polecieć do ok. 60 miast na świecie. Na przykład Paryża, Nowego Jorku, Londynu, Tokio, Dubaju, Rzymu czy Moskwy. Port Tianhe obsługuje 22 mln pasażerów rocznie. Jakby tego było mało, miasto Wuhan to chińskie centrum sieci kolei dużych prędkości. Służby sanitarne podjęły decyzję o znacznym ograniczeniu ruchu w Wuhan. Zamykane są dworce, szkoły, biblioteki i podobne miejsca spotkań, nie działa transport publiczny. Podobne restrykcje wchodzą również w innych chińskich miastach. W Pekinie, Makau i Hongkongu odwołano noworoczne imprezy.
Wirusowi sprzyja też czas – to okres, którym Chińczycy świętują nowy rok i tłumnie podróżują do swoich bliskich w kraju i za granicą. W Wuhan wprowadzono już nakaz poruszania się w maskach na twarzy w miejscach publicznych. W portach lotniczych i na dworcach zamontowano też kamery na podczerwień, automatycznie sprawdzające temperaturę pasażerów.
Chiny zachęcają również pasażerów podróżujących do i z Wuhan do zmiany planów podróży, gwarantując im zwrot pieniędzy za kupione już bilety.
Cały kraj przyjął środki zapobiegawcze i kontrolne, które są zwykle stosowane w przypadku poważnych ognisk, takich jak dżuma i cholera. Oznacza to, że urzędnicy służby zdrowia otrzymają szerokie uprawnienia do blokowania dotkniętych obszarów i poddawania pacjentów kwarantannie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl