Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Patryk Słowik
Patryk Słowik
|
aktualizacja

Jak wygląda transport szczepionek na COVID-19? "Nie zmarnowaliśmy ani jednej dawki"

1
Podziel się:

Czym różni się przewiezienie szczepionek na koronawirusa od przetransportowania szklanego wazonu? Czy transport towaru w temperaturze -80 stopni Celsjusza to wyzwanie? Jak zmieni się rynek logistyki po pandemii? Na te pytania odpowiada Tomasz Buraś, prezes DHL Express Poland.

Jak wygląda transport szczepionek na COVID-19? "Nie zmarnowaliśmy ani jednej dawki"
Nie będzie już świata znanego przed pandemią. Cyfryzacja naszego życia, uproszczenie wielu procedur administracyjnych z nami pozostanie. To będzie wartość dodana z tej śmiercionośnej pandemii - uważa Tomasz Buraś, prezes DHL Express Poland (Materiały prasowe)

Patryk Słowik, money.pl: Ustalmy coś na wstępie, bo przeciętny czytelnik może być zdezorientowany: DHL Express nie odpowiada za to, że szklany wazon wysłany mi przez kolegę z Katowic dojedzie w kawałkach. Zajmujecie się transportem międzynarodowym, w tym szczepionek.

Tomasz Buraś, prezes DHL Express Poland: Zgadza się. Transportujemy szczepionki do bardzo wielu krajów. Byliśmy pierwszą firmą zajmującą się transportem szczepionek przeciwko koronawirusowi. Dostarczamy najcenniejszy dziś produkt m.in. do Wielkiej Brytanii, Rumunii, Austrii oraz wielu krajów pozaeuropejskich, m.in. w Ameryce Południowej. Do Polski – niestety – przywozi konkurencja.

W różnych krajach są różne procedury administracyjne dotyczące transportu leków. To duża trudność w dobie koronawirusa?

Rzeczywiście procedury są bardzo różne, bo i krajowe przepisy w poszczególnych państwach wyglądają różnie. Ale też nie postrzegamy tego w kategoriach trudności. Najzwyczajniej w świecie: musimy się dostosować do rzeczywistości i się do niej dostosowujemy.

Wiedzieliśmy zresztą, co się święci, bo działamy na rynku azjatyckim, gdzie pandemia pojawiła się w pierwszej kolejności. Gdy więc w Polsce dopiero wszyscy zaczynali się przygotowywać na nadejście koronawirusa, my już w zasadzie mieliśmy opracowane procedury. Wówczas chodziło przede wszystkim o transport wyrobów medycznych takich jak maseczki. Zapotrzebowanie na to, z miesiąca na miesiąc, wzrosło o ponad 50 proc.

Później już przeszliśmy do etapu szczepionek. I tu są różnice. Tytułem przykładu: w niektórych państwach transportujemy szczepionki bezpośrednio do punktów szczepień, w innych - do centralnie zarządzanych magazynów. Z naszego punktu widzenia to bez różnicy, bo przecież osoby pracujące w danym kraju mogą nawet nie wiedzieć, że w innych państwach są inne procedury. Za to zasady obowiązujące w państwie, w którym pracują, znają doskonale.

Zobacz także: Prof. Mastalerz-Migas wymienia najczęstsze powikłania po COVID-19

Kilka miesięcy temu zastanawiano się, czy da się na masową skalę transportować i przechowywać szczepionki wymagające bardzo niskiej temperatury, nawet -80 stopni Celsjusza. Dziś nikt się już nad tym nie zastanawia. Ale czy szczepionkę Pfizera trudniej przewozić niż te mniej wymagające?

Faktycznie na samym początku, gdy tylko szczepionki na koronawirusa wchodziły na rynek, było wiele obaw o wymogi dotyczące transportu. Wielu osobom transport produktu w -80 stopniach Celsjusza wydawał się wręcz niemożliwy. Przyznaję, że i wśród naszych specjalistów były pewne obawy, bo nawet doświadczone firmy logistyczne uznały to za duże wyzwanie. Ale też - bez fałszywej skromności - duże podmioty, a takim jest DHL Express, potrafią szybko się dostosować. Doposażyliśmy się w dodatkowy sprzęt, opracowaliśmy procedury, przyjęliśmy, że to właśnie te szczepionki traktowane są priorytetowo. I działa.

Gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o warunkach przechowywania szczepionek Pfizera, przedstawiciele Naczelnej Rady Aptekarskiej twierdzili, że wykorzystanie ich na masową skalę zapewne będzie niemożliwe. Pomylili się.

Patrzę na to inaczej: zwracali uwagę na potencjalne trudności. I to bardzo dobrze, bo warto mówić o zasadach transportu i przechowywania produktów leczniczych. Lek, żeby być skuteczny i bezpieczny, musi być właściwie traktowany. Dlatego trudno się dziwić farmaceutom, którzy uznawali ten aspekt za kluczowy.

Warto zresztą wiedzieć, że wszyscy na tej pandemii się uczymy. Początkowe założenie firmy Pfizer było takie, że przesyłka musi być dostarczona bezpośrednio do punktu szczepień. Żadnych przeładunków, rozpakowań. Tymczasem w Polsce obowiązuje model, w którym szczepionki trafiają do centralnego punktu i dopiero są rozdzielane; już rozmrożone.

To lepszy model?

Nie mi oceniać, każde państwo, jak już ustaliliśmy, ma swoje procedury. Z naszego punktu widzenia to bez większego znaczenia. Ale jesteśmy na tyle pewni swojego sprzętu i podejścia do transportu, że dostawa bezpośrednio do punktu szczepień wydaje nam się najwłaściwsza.

Kilka tygodni temu DHL Express rozesłał informację prasową do dziennikarzy, w której wskazano, że wiele produktów leczniczych marnuje się wskutek niewłaściwego ich przechowywania. To skupmy się na DHL-u: ile szczepionek na koronawirusa musieliście zutylizować, bo np. samolot się popsuł i zabrakło suchego lodu?

Ani jednej.

Ani jednego opakowania?!

Ani jednego. A przynajmniej tak wynika z raportów, które otrzymuję raz w tygodniu, że ze szczepionkami na koronawirusa się to nie zdarzyło. Po prostu dziś nadajemy najwyższy priorytet szczepionkom.

Jesienią 2017 r. podano w Polsce kilkuset noworodkom dawki szczepionki, które zbyt długo były przechowywane w niewłaściwej temperaturze. Mówiąc fachowo: doszło do zerwania "zimnego łańcucha". Wówczas jednak Ministerstwo Zdrowia przekonywało, że producenci określają zbyt rygorystyczne normy, podczas gdy w praktyce można użyć produktu, który przez niedługi czas nie spełniał ustalonych wymogów. Kto podejmuje decyzję o utylizacji, jeśli w transporcie okaże się, że np. w urządzeniu chłodniczym był o jeden stopień Celsjusza za dużo?

Jeśli tylko dochodzi do jakichkolwiek odstępstw od normy - powiadamiamy nadawcę przesyłki, czyli co do zasady producenta leku. I to on podejmuje decyzję o tym, co robimy z towarem. Sami z siebie, rzecz jasna, nic nie niszczymy; zajmujemy się przecież logistyką, a nie np. ustaleniami między koncernem farmaceutycznym a rządem danego państwa.

Mogę sobie wyobrazić wariant, w którym producent informuje adresata o tym, że doszło do odstępstwa od normy, ale zostaje ono uznane przez obie strony za nieistotne i niewpływające na bezpieczeństwo. A może być też tak, że dany podmiot, gdy tylko dowie się o kłopocie, podejmie decyzję o utylizacji.

Co jednak istotne, jesteśmy w stanie przekazywać nadawcom bardzo precyzyjne informacje. W każdej z przesyłek w kontrolowanej temperaturze – nie tylko w przypadku szczepionek - znajduje się urządzenie, które potrafi zmierzyć i pokazać historyczny przebieg temperatury wewnątrz opakowania. Te przesyłki mają też ściśle określony czas tranzytu - jakiegokolwiek przekroczenia tego czasu nie da się nie zauważyć.

Załóżmy, że zamówię na chińskim portalu aukcyjnym szklane talerzyki. Jaka jest praktyczna różnica pomiędzy załadowaniem ich do samolotu a załadowaniem szczepionek?

Nie chcę zanudzać szczegółami. Powiem więc jedynie, że różnica jest fundamentalna. Nic nie ujmując talerzykom z chińskiego portalu, to nie wymagają one opracowania takich procedur jak transport produktów leczniczych. Powiedzieliśmy już o "zimnym łańcuchu" - to wiąże się z innym opakowaniem, które musi spełnić wiele wymogów. Bo też warto pamiętać, że inne opakowanie zostanie zastosowane do produktów chłodzonych, a inne do "mrożonek". Jeśli w grę wchodzi wymóg zachowania "zimnego łańcucha", wiąże się to z kontrolą stanu przesyłki w czasie rzeczywistym.

Kolejna rzecz: kolejność załadunku i priorytetyzacja. Szczepionki do samolotu zostaną zapakowane na samym końcu. Wyjęte zaś, już w drodze do miejsca docelowego, na samym początku. Transport leków realizują bardziej doświadczeni kurierzy. Gdy zaś zepsuje się samochód z lekami, błyskawicznie zostanie podstawiony nowy. Jeżeli z kolei zepsuje się auto ze szklanymi talerzykami, to oczywiście też będziemy szukali najlepszego i najszybszego rozwiązania, ale - nie oszukujmy się - ma to się nijak do działania, gdy pojawi się jakikolwiek kłopot ze szczepionkami.

A patrząc od strony praktycznej, trudniej bezpiecznie przetransportować szczepionki czy te szklane talerzyki z Azji?

O wiele większa wiedza i doświadczenie są potrzebne przy transporcie produktów leczniczych. Poziom skomplikowania tej operacji też jest nie do porównania z przewozem czegokolwiek innego. Ale wiem, do czego pan zmierza: zdarza się przecież, że te talerzyki przyjadą potłuczone. Pod tym kątem rzeczywiście skuteczność przetransportowania produktu w idealnym stanie jest większa po stronie leków.

Czy pandemia koronawirusa zmieniła rynek logistyki?

Na pewno wzrosło zapotrzebowanie na transport, jest to widoczne. Wzrosły też potrzeby transportu wymagającego niestandardowych warunków przewozu. Przed pandemią nie przewoziliśmy produktów w temperaturze -80 stopni Celsjusza; -20 stopni to było maksimum. Stan epidemii wymusił też na największych firmach szybszy rozwój. Przykładowo my wdrożyliśmy w ostatnich miesiącach zupełnie nowy system kontroli. Pracowaliśmy nad nim już wcześniej, ale nie mogę wykluczać, że gdyby nie było pandemii, jeszcze byśmy przy nim dłubali.

Branża logistyczna będzie jedną z niewielu, która zyska na koronawirusie?

Tak, to możliwe. Przy czym nie chodzi tu nawet o korzyści finansowe, bo rynek się rozwijał i przed pandemią. Wydaje mi się, że najwięcej możemy zyskać wizerunkowo. Szeroko pojęta logistyka była przez wiele osób postrzegana tylko w kontekście nieprzyjemnych sytuacji. Nie kojarzono nas z transportem życiodajnych produktów, lecz jedynie z tym, że wspomniane talerzyki z Azji przyszły uszczerbione.

Pandemia zmienia tę optykę. Wysiłki branży dostrzegają decydenci w poszczególnych państwach, inaczej spoglądają też klienci. Widzą, że jesteśmy ważnym ogniwem w całym łańcuchu. I że nie ma cudów, szczepionka z USA czy Wielkiej Brytanii musi jakoś dotrzeć do Polski.

Zyskać możemy wreszcie proceduralnie. Wiele nieżyciowych, zupełnie niedzisiejszych przepisów odeszło do lamusa.

O, właśnie! Jak to jest, że kurier zostawia po prostu paczkę pod drzwiami i nie chce podpisu?

O tym właśnie mówię. Do niedawna decydenci twierdzili, że ten podpis jest zabezpieczeniem transakcji, że bez niego rzetelne wykonanie usługi jest zagrożone. Tymczasem dziś - po zniesieniu wymogu uzyskania podpisu - nic strasznego się nie dzieje. Przesyłki nadal trafiają do ludzi - kurierzy po kontakcie z odbiorcą zostawiają je pod drzwiami, adresaci następnie je spod tych drzwi zabierają. Liczba reklamacji nie wzrosła.

Pytanie, czy po pandemii nie powrócimy do dawnych przepisów, które wiele kwestii komplikują.

Nie będzie już świata znanego przed pandemią. Cyfryzacja naszego życia, uproszczenie wielu procedur administracyjnych z nami pozostanie. To będzie wartość dodana z tej śmiercionośnej pandemii.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1)
WYRÓŻNIONE
Tako
4 lata temu
Czy Premier Min Zdrowia i inni sie szczepili? Bo chyba o tym nie doslyszalem? Zdaje sie ze ich roczniki juz dawno mialy termin...
NAJNOWSZE KOMENTARZE (1)
Tako
4 lata temu
Czy Premier Min Zdrowia i inni sie szczepili? Bo chyba o tym nie doslyszalem? Zdaje sie ze ich roczniki juz dawno mialy termin...