Wyższe od tego roku o 200 zł płace minimalne i mniejsze zaliczki na podatek dochodowy dla osób najmniej zarabiających to dla niektórych przedsiębiorców pokusa do kombinowania i cięcia kosztów pracowniczych tam, gdzie to możliwe.
Przekonał się o tym na własnej skórze pan Sebastian, młody ślusarz spod Warszawy, który na jednym z forów internetowych z poradami prawnymi kilka dni temu napisał, że w 2021 r. zarabiał najniższą krajową, czyli 2800 zł brutto miesięcznie, a resztę – 500 zł "premii" szef co miesiąc wręczał mu w kopercie.
Jednak gdy od 2022 r. weszła w życie nowa stawka minimalna – 3010 zł brutto - szef wezwał go na rozmowę i za zamkniętymi drzwiami zapowiedział, że musi mu oficjalnie podnieść wynagrodzenie na umowie, więc potrąca mu z "premii" kopertowej 200 zł. Na odchodne pocieszył podwładnego, że dzięki Polskiemu Ładowi będzie dostawał przecież o 150 zł miesięcznie więcej. "Czy on tak może?" – zapytał zdezorientowany ślusarz.
"Januszy biznesu" nie brakuje
Podobnych pytań w sieci jest mnóstwo. Na facebookowej grupie pracowników pokrzywdzonych przez "januszy biznesu" – jak piszą sami jej członkowie - pracownicy skarżą się, że z całego etatu muszą formalnie przejść na 3/4 lub 2/3, lub 1/2, ale i tak pracują tyle, co wcześniej na całym.
Pan Piotr pracował w sklepie papierniczym. Właściciel zredukował mu przezornie z powodu wyższej płacy minimalnej już w 2021 r. etat do pół etatu, a następnie i tak wymuszał nadgodziny, które wszyscy pracownicy sklepu musieli wyrabiać. Zapisywał je "na zeszyt".
- Na swoje nieszczęście i przez swoje lenistwo dał nam ten zeszyt, w który mieliśmy sami wpisywać, ile nadgodzin robiliśmy, a on wypłacał je po swojemu i jeszcze się pod tym podpisywał - relacjonuje pan Piotr. Dodaje, że idąc na krótki urlop, zeskanował cały zeszyt i zliczył dzień po dniu, ile dostał pod stołem, a ile powinien dostać.
Okazało się, że pracodawca oszukał go znacząco, więc przy pierwszej okazji uświadomił obojgu - szefowi i jego żonie - ile jest stratny. Wszystko odpowiednio udokumentował.
Jak opisuje pan Piotr, szef szybko skontaktował się ze swoją księgową i prawnikiem, którzy prawdopodobnie poinformowali go o konsekwencjach płacenia pod stołem. Ostatecznie różnicę w nadgodzinach Piotrowi wypłacił, zwalniając go przy okazji z pracy.
- Czasami mijam na ulicy jego lub jego żonę. Odwracają wzrok na mój widok albo przechodzą na drugą stronę. Widać, że do tej pory nie dotarło do nich, że to nie ja ich oszukałem, tylko oni mnie - puentuje gorzko były ekspedient.
Polak potrafi...
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Ministerstwa Finansów, Polski Ład miał skutecznie przeciwdziałać tzw. szarej strefie, która w Polsce szacowana jest już na 18 proc. PKB, i ją ograniczać. Tymczasem, jak się okazuje, znaleźli się pracodawcy, którzy próbują wykorzystać korzystne dla części pracowników zmiany podatkowe do tego, aby zmniejszać swoje koszty prowadzenia działalności i to przy tak dużych niedoborach kadr na rynku pracy.
Jak policzyli doradcy podatkowi, optymalizacja na zarabiającym najniższą krajową pracowniku to oszczędność rzędu ok. 200 zł miesięcznie. Przy stu pracownikach pracodawca może zaoszczędzić więc ćwierć miliona złotych, a przy tysiącu – nawet 2,5 mln zł rocznie.
Pomysłowość biznesu kolejny raz najwyraźniej zaskoczyła rząd. W komunikacie wydanym na początku stycznia przez resort rodziny i polityki społecznej minister Marlena Maląg radziła wszystkim pracownikom zgłaszanie swoich wątpliwości ws. naliczania pensji zarówno do ZUS, jak i Państwowej Inspekcji Pracy.
Przepisy pełne pułapek?
Przed wejściem w życie Polskiego Ładu wiceminister finansów Jan Sarnowski zapowiadał, że w nowej ustawie znajdą się rozwiązania prawne, które skuteczniej ochronią pracowników przed pracą na czarno i konsekwencjami zgłoszenia takiego faktu do ZUS czy urzędu skarbowego. Rząd miał ułatwić również nieuczciwym pracodawcom wejście na drogę uczciwości.
- Chcemy dać pracodawcom możliwość naprawy relacji z pracownikami i powrotu - na korzystnych warunkach - do rozliczenia zgodnie z prawem. Stąd swoista abolicja - mówił w listopadzie 2021 r. podczas konferencji prasowej wiceminister Sarnowski.
Dodał, że jeśli w stosunku do pracodawcy nie została (jeszcze) wszczęta kontrola, to zaległego podatku z odsetkami za lata 2021 i wcześniejsze nie zapłaci ani pracownik, ani pracodawca.
Próbowaliśmy uzyskać od resortu finansów informację, ilu pracodawców zgłosiło się do urzędów skarbowych do końca 2021 r. w ramach abolicji. Nasze pytania z końca listopada 2021 r., końca grudnia 2021 r. oraz 5 stycznia 2022 r. pozostały do dziś bez odpowiedzi.
Doświadczonych prawników, z którymi rozmawialiśmy o abolicji dla pracodawców, milczenie resortu finansów w tej sprawie nie dziwi.
Adwokat Marek Jarosiewicz z Kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski ze Szczecina, główny prawnik stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom, nie słyszał o żadnym przypadku skorzystania z abolicji.
Podobnie Miłosława Strzelec-Gwóźdź z Krakowa, radca prawny i partner w GP Kancelarii Radów Prawnych czy radca z Warszawy Marcin Frąckowiak z Kancelarii Sadowski i Wspólnicy nie słyszeli, by ktokolwiek chciał skorzystać z oferty rządu.
Według nich żaden pracodawca w kraju prawdopodobnie z tych rozwiązań nie skorzystał i nie skorzysta. Dlaczego?
MarekJarosiewicz tłumaczy, że nowe przepisy, które obowiązują od 1 stycznia 2022 r., przewidują co prawda teoretyczną możliwość skorzystania przez pracodawcę z pewnego rodzaju abolicji za nieujawnianie wynagrodzeń w poprzednich latach, ale musi on spełnić kilka warunków.
- Przedsiębiorca taki musi m.in. złożyć do naczelnika urzędu skarbowego odpowiedni wniosek o zastosowanie podatku przejściowego, informujący o dotychczasowych praktykach, zawierający deklarację ich zaprzestania, odpowiednio wypełniony i opłacony (w wysokości 1 proc. ujawnionego dochodu) – wylicza adwokat.
Dodaje, że pozytywne rozpoznanie takiego wniosku oznacza jednocześnie opodatkowanie ujawnionego dochodu w wysokości 8 proc.
Zdaniem prawnika, instytucja abolicji budzi wiele kontrowersji i wątpliwości. Po pierwsze dlatego, że w razie, gdyby wniosek nie został rozpoznany pozytywnie (z przyczyn merytorycznych lub formalnych), jego skutek będzie wyłącznie taki, że organy podatkowe uzyskają informację o zaniżaniu dochodów, a tym samym - unikaniu płacenia podatku we właściwej wysokości. A to może się wiązać z wieloma konsekwencjami, w tym karnoskarbowymi.
Po drugie, nawet pozytywne rozpoznanie wniosku wiązać się będzie z koniecznością poniesienia pewnych ciężarów finansowych przez pracodawcę za przeszłe okresy (zryczałtowany podatek 8 proc., opłata od wniosku).
Z kolei mec. Frąckowiak uważa, że ujawnienie organom skarbowym już po 1 stycznia 2022 r., że część wynagrodzenia lub całość była lub jest nadal płacona na czarno, spowoduje, że pracodawca poniesie wszystkie przewidziane prawem konsekwencje karnoskarbowe.
Również rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Gdańsku, asp. Sebastian Pakalski nie pozostawia w tej sprawie żadnych wątpliwości.
- Opodatkowanie przejściowym podatkiem dochodowym będzie dobrowolne, co oznacza, że podatnicy i płatnicy w okresie do końca 2022 r. będą mogli dokonać oceny swojej sytuacji prawno-podatkowej i dobrowolnie zdecydować się na ewentualne korekty dochodu, który nie został w pełni obiektywnie i uczciwie zadeklarowany do opodatkowania albo w ogóle nie został zadeklarowany do opodatkowania - tłumaczy urzędnik i dodaje, że przepisy te nie dotyczą pracodawców, którzy płacą pracownikom wynagrodzenie pod stołem.
Pracownicy będą donosić? Mało prawdopodobne
Nowe przepisy Polskiego Ładu chronią jednak pracowników, którzy zgłoszą skarbówce lub ZUS-owi taki proceder. Oni nie będą od tego roku ponosić współodpowiedzialności i płacić zaległych podatków oraz swojej części składek do ZUS. Zapłaci za nich w całości pracodawca, który tych wynagrodzeń nie zgłosił.
Czy nowe przepisy ośmieliły pracowników, by zgłaszali, że płacono im pod stołem? Zapytaliśmy o to Państwową Inspekcję Pracy.
Rzecznik prasowy PIP Juliusz Głuski uważa, że jest "za wcześnie by ocenić, jaka jest skala tego zjawiska". - Dopiero rozpoczęliśmy zbieranie takich danych - poinformował.
Zacytował też wypowiedź z końca grudnia 2021 r. zastępcy Głównego Inspektora Pracy Jarosława Leśniewskiego, z której m.in. wynika, że zarówno pracodawca, jak i pracownik, na ogół nie są zainteresowani ujawnieniem kontrolerom "cichego porozumienia" płacowego. Przynajmniej do czasu kiedy pracodawca regularnie wypłaca pracownikowi umówione kwoty pod stołem, ten siedzi cicho.
Zdaniem mec. Miłosławy Strzelec-Gwóźdź, abolicja w Polskim Ładzie będzie kolejnym martwym przepisem, który mógł skonstruować tylko ten, kto nie zna życia i nigdy nie pracował poza urzędem.