Prezydent elekt USA podczas kampanii wyborczej jasno obiecywał, że praktycznie "jednym telefonem" będzie w stanie zaprowadzić pokój między Ukrainą a Rosją. Nie wiadomo przy tym, jakim kosztem. Ze słów doradców Donalda Trumpa wynika, że zadowolona będzie Moskwa, a nie Kijów.
Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy Władimira Putina, z jednej strony powiedział, że zakończenie wojny "jednym telefonem" to zdecydowanie przesada i nierealny scenariusz. Z drugiej strony w wywiadzie dla państwowych mediów w niedzielę przyznał, że Kreml dostrzega "pozytywne sygnały" wysyłane przez Donalda Trumpa w sprawie tego konfliktu. Pozytywnie na temat wygranej republikanina w wyborach prezydenckich wcześniej wypowiedział się także rosyjski dyktator Władimir Putin.
Sytuacja na Bliskim Wschodzie wygląda dla Trumpa o wiele bardziej skomplikowana, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kryzys na Morzu Czerwonym, z którego bojownicy Houthi skutecznie wygonili międzynarodowy handel, już zapowiedzieli, że druga kadencja republikanina w Białym Domu nie przyniesie deeskalacji w regionie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump skrytykowany za wspieranie Izraela
Lider jemeńskich bojowników Abdul Malik al-Houthi po wyborze Trumpa na prezydenta USA skrytykował Amerykanina za wsparcie dla Izraela, który prowadzi obecnie dwie operacje lądowe - w Strefie Gazy, co jest odpowiedzią na atak Hamasu z października 2023 r., a także w Libanie, gdzie walczy ze wspieranym przez Iran Hezbollahem.
Choć m.in. saudyjski książę koronny pozytywnie wypowiedział się o powrocie Trumpa do Białego Domu, to lider jemeńskich bojowników stwierdził, że jego poprzednia kadencja nie doprowadziła do normalizacji stosunków między krajami arabskimi a Izraelem, a także nie przyniosła zakończenia konfliktów na Bliskim Wschodzie. Houthi stwierdził, że republikanin "poniesie kolejną porażkę podczas swojej drugiej kadencji", jak relacjonuje serwis saudyjskiej telewizji Al-Arabijja.
Trzy dni po tej wypowiedzi amerykańskie wojsko, które m.in. z Brytyjczykami stara się chronić tankowce przed atakami jemeńskich bojowników, przeprowadziło naloty na ich magazyny broni. Saudyjskie media podały, że eksplozje były widoczne m.in. w mieście Sana, stolicy Jemenu.
Media: Rosja pomaga jemeńskim bojownikom
Podobne operacje zachodniej operacji nie storpedowały możliwości bojowych Houthich, tak jak naloty Izraela na Strefę Gazy nie rozbroiły Hamasu. Tymczasem transport morski przez arcyważny szlak handlowy między Europą a Chinami odbywa się dłuższą i droższą drogą okrężną wokół Afryki.
Na tym konsekwencje dla Zachodu się nie kończą. Bojownicy, jak poinformowała w ubiegłym tygodniu "Rzeczpospolita", atakują także samoloty. Francuski przewoźnik Air France zawiesił trasy przelotowe nad Morzem Czerwonym właśnie z tego powodu.
W sprawę, jak ustalili dziennikarze "Wall Street Journal", zaangażowany jest także reżim Władimira Putina. Rosja udostępniła jemeńskim bojownikom Houtich dane satelitarne, które zostały wykorzystane podczas ataków na statki państw zachodnich - podała gazeta pod koniec października.
Zdaniem dziennikarzy "WSJ" działania te pokazują, "jak daleko Władimir Putin jest gotów się posunąć, aby podważyć zachodni porządek gospodarczy i polityczny pod przywództwem USA". To kolejny naglący powód dla Waszyngtonu, aby kryzys zażegnać.
Morze Czerwone płonie od roku
- Nie ma oznak deeskalacji, a dla naszych statków i załogi jest to niebezpieczne miejsce… Oczekujemy, że taka sytuacja potrwa co najmniej do połowy przyszłego roku - powiedział w minionym tygodniu Vicent Clerc, cytowany przez "Obserwator Logistyczny" dyrektor generalny giganta transportowego Maersk.
Houthi rozpoczęli ataki z użyciem rakiet i dronów na jednostki na Morzu Czerwonym w proteście przeciwko interwencji zbrojnej Izraela w Strefie Gazy. Łącznie zaatakowali od listopada 2023 r. ponad 100 statków, zatapiając dwa i porywając kolejny. W atakach zginęło czterech marynarzy.
Działania jemeńskich rebeliantów poważnie zakłóciły światowy handel, gdyż armatorzy skierowali statki płynące do i z Azji na szlak wokół Przylądka Dobrej Nadziei, który jest dłuższą i droższą trasą niż przez Cieśninę Bab al-Mandab.
Szacuje się, że prawie jedna na 10 baryłek ropy naftowej wysyłana jest każdego dnia przez właśnie tę cieśninę, oddzielającą Morze Czerwone od Oceanu Indyjskiego. Ruch tankowców na tej trasie był w sierpniu 2024 r. mniejszy o 77 proc. w porównaniu z październikiem 2023 r. - podała Windward AI, firma zajmująca się branżą morską.
Do kwietnia 2024 r. USA wydały około 1 mld dolarów na amunicję, aby zniszczyć drony i rakiety Houthich oraz chronić żeglugę na Morzu Czerwonym. Na początku października strona amerykańska wysłała bombowce B-2 Spirit w celu zaatakowania arsenału bojowników.