Nad Warszawą kłębią się ciężkie chmury, mimo żaru lejącego się z nieba. I jeśli rząd z tym w porę nic nie zrobi, będzie nawałnica. Przedstawiciele największych central związkowych zapowiadają, że jeśli premier Mateusz Morawiecki nie wycofa się z zamrożenia płac w budżetówce, połączą siły i uderzą wspólnie z siłą huraganu.
Danuta Hus jest kierownikiem kancelarii tajnej i pracownikiem cywilnym policji. Ma za sobą 40 lat pracy. Jej wynagrodzenie zasadnicze wynosi obecnie 3100 zł brutto. Podobne pensje dostaje ok. 55 proc. pracowników cywilnych w Policji.
Budżetówka wrze
– Kiedyś najniższą krajową otrzymywali w policji konserwatorzy, magazynierzy i personel sprzątający. Dziś płaci się tyle również specjalistom, kierownikom kancelarii tajnych czy pełnomocnikom ds. ochrony informacji niejawnych z wieloletnim doświadczeniem – mówi nasza rozmówczyni.
Dodaje, że sytuacja jest dramatyczna. Już w tym roku w policji zabrakło 11,5 mln zł na wyrównanie ludziom wynagrodzeń do najniższej krajowej, a w przyszłym roku, kiedy płaca minimalna wyniesie już 3 tys. zł brutto, dziura rozszerzy się na ok. 30 mln zł. - Ciekawe skąd policja weźmie fundusze na wyrównanie pracownikom do najniższej krajowej? Pewnie będą oszczędności w zakupie sprzętu - zastanawia się głośno Hus.
Nasza rozmówczyni ma ogromny żal do rządu, że ten nie zauważa ich istnienia, podobnie zresztą, jak i poprzednie ekipy polityczne. Pisała wszędzie w sprawie głodowych płac pracowników cywilnych policji: do Mateusza Morawieckiego, Mariusza Kamińskiego, a nawet Jarosława Kaczyńskiego. I nic, cisza. – To jest meczące i upokarzające, to wyszarpywanie groszy! – mówi smutno.
Hus podkreśla, że już w tym roku mieli zamrożone pensje i odebrano im 3-proc. fundusz nagród, który wlicza się do emerytur. - Jeśli zaczniemy strajki w komendach policji, nikt pewnie tego nie zauważy – uważa Hus. - Dlatego skuteczniejszym rozwiązaniem, o ile rząd nie wycofa się z pomysłu zamrożenia płac w budżetówce, będzie wyjście na ulice i dołączenie do innych grup zawodowych – zapowiada Hus, która jest również wiceprzewodniczącą Związku Zawodowego Pracowników Policji.
Sądy nie czekały na resztę, zaczęły już protest
Na rozwój sytuacji nie czekają już pracownicy sądów. W wielu polskich sądach już rozpoczęły się protesty pod hasłem "Śniadania sądowe". Mają one zwrócić uwagę społeczeństwa na fatalną sytuację w sądach i prokuraturach: mobbing i głodowe pensje.
Justyna Przybylska z zarządu Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Ad Rem" w wywiadzie udzielonym portalowi prawo.pl mówiła, że nie powinno się ponownie zamrażać pensji pracowników sądów i prokuratur. - Zwłaszcza, że z planów budżetowych rządu wynika, iż np. w dziale leśnictwo średnie zarobki są powyżej 9 tys. zł, co jest dwukrotną średnią zarobków pracowników sądów - wskazywała.
Jak zauważa związek "Ad Rem", projekt ustawy budżetowej na rok 2022, zakładający brak jakiegokolwiek, nawet inflacyjnego, wzrostu wynagrodzeń, oznacza de facto obniżenie płac poprzez spadek ich wartości.
"Podziękowanie" pracowników sądów i prokuratur rządowi za brak podwyżek będzie konkretne, czyli takie jak w 2019 r. Jak przypominają związkowcy, wtedy sytuacja była podobna i wielomiesięczne akcje protestacyjne poskutkowały w końcu podwyżkami po ok. 900 złotych brutto na osobę.
O podwyżki dla pracowników walczyć będzie też NSZZ "Solidarność". – Nie wyobrażamy sobie, by płace w budżetówce stanęły w miejscu – mówi prosto z mostu Wojciech Pleciński, członek Krajowej Sekcji Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ "Solidarność".
Dodaje, że wkrótce odbędzie się spotkanie związkowców z ministrem finansów Tadeuszem Kościńskim w sprawie przyszłorocznych podwyżek. "Solidarność" domaga się m.in. 12 proc. wzrostu płac.
Co, jeśli rząd się nie ugnie?
Co będzie, jeśli rząd na te postulaty się nie zgodzi? Rzecznik prasowy "Solidarności" Marek Lewandowski w programie "Money, to się liczy" powiedział wprost, że związek dysponuje ogromnym budżetem strajkowym i jeśli budżetówka będzie chciała wyjść na ulicę, to związkowcy im to sfinansują i wezmą za to również odpowiedzialność.
- Pensje w budżetówce są zamrożone od wielu lat, a choćby COVID-19 pokazał, jak strasznych skutków tego doświadczamy. W rządowych agencjach, od których zależy nasze bezpieczeństwo, takich jak np. sanepid, zarobki są takie, że nie przyciągną fachowców, ludzi po studiach technicznych, chemicznych czy weterynaryjnych. Nikt tam za takie pieniądze pracować nie będzie – mówił Lewandowski.
Regulator rynku pracy z obciętym budżetem
Informacje rzecznika Solidarności potwierdza również Państwowa Inspekcja Pracy, w której znacząco obcięto fundusz wynagrodzeń.
- Niestety zmniejszenie planu nie ominęło tak newralgicznej i wrażliwej w Inspekcji pozycji, jaką są wynagrodzenia osobowe, których plan uległ zmniejszeniu o kwotę 1 mln 443 tys. zł – mówiła w Sejmie podczas debaty nad wykonaniem budżetu za 2020 r. Główna Inspektor Pracy Katarzyna Łażewska-Hrycko.
Według niej poziom wynagrodzeń w urzędzie jest obecnie bardzo newralgicznym tematem. - Przy dotychczasowej wysokości wynagrodzeń pogłębiać się będzie problem nie tylko w pozyskiwaniu, ale również w utrzymaniu wysoko wykwalifikowanej, specjalistycznej kadry, tak niezbędnej dla realizacji złożonych zadań urzędu - ostrzegła szefowa Inspekcji.
ZUS dołącza do niezadowolonych
Jak dowiedział się money.pl, kilka dni temu w ZUS związał się nowy związek zawodowy "Związkowa Alternatywa". Jego członkowie nie wykluczają strajku płacowego.
- Nastroje wśród pracowników ZUS są bardzo bojowe i jeśli dojdzie do strajków ogólnopolskich, to jako "Związkowa Alternatywa" z pewnością je poprzemy bez względu na to, kto będzie ich organizatorem - mówi przewodniczący związku Piotr Szumlewicz.
O tym, czy spotkanie z ministrem finansów dojdzie do skutku i kiedy, oraz o szansach powodzenia związkowych postulatów dotyczących podwyżek, poinformujemy, gdy tylko otrzymamy odpowiedź ministerstwa na nasze pytania.
W sektorze budżetowym zatrudnionych jest ponad 20 proc. ogółu pracujących Polaków.