Andrzej Wolski, właściciel łódzkiej piekarni Rogal, znajdującej się w centrum dużego osiedla mieszkaniowego, wypieku chleba nigdy nie traktował jako pracy, a jako misję. Ostatni raz upiekł go w sylwestra.
W 2023 roku po 42 latach musiał zamknąć rodzinny biznes. Przez rosnące ceny gazu. W 2022 roku piekarz miesięcznie płacił za niego 6 tys. zł, natomiast od stycznia miałby płacić aż dziesięć razy więcej, czyli 60 tys. zł.
Na taki wydatek mnie nie stać – powiedział przedsiębiorca w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim".
Takich przykładów w ostatnich miesiącach jest bez liku. Padają wieloletnie, często rodzinne biznesy. Masowo zamykają się piekarnie, restauracje czy cukiernie, którym udało się przetrwać pandemię.
Znikają z rynku, bo nie są w stanie udźwignąć wzrostu inflacji, kosztów pracy oraz rosnących rachunków za energię i przede wszystkim wyższych cen gazu.
Trwa fala upadłości
Tymczasem w ostatnim czasie ceny błękitnego paliwa na europejskim rynku gwałtownie spadają, mimo to polski biznes w ogóle tego nie odczuwa, a wręcz przeciwnie. Rachunki rosną im coraz bardziej. Przykładem jest m.in. sytuacja pizzerii New Port w Gdańsku, która w tym roku musiała się zamknąć, ponieważ pod koniec 2022 roku dostała drastycznie wysoki rachunek za gaz.
Okazało się, że pomimo terminowych płatności, z powodu wzrostu stawek za gaz, pizzeria musiała dopłacić 72 tys. zł. Oznaczało to aż siedmiokrotny wzrost opłaty za gaz w 2022 r.
Gdyby właściciele pizzerii chcieli uwzględnić koszt tej podwyżki w menu, musieliby podwyższyć cenę każdego dania o około 15 zł. Dlatego zdecydowali o zamknięciu lokalu, choć mają nadzieję, że kiedyś powrócą.
Sławomir Grzyb, sekretarz generalny Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej (IGGP), w rozmowie z money.pl przyznaje, że przedsiębiorcom z branży gastronomicznej jest coraz trudniej utrzymać płynność, a firmy, które przetrwały w pandemii, teraz muszą się zamykać.
Padają w tej chwili biznesy, w tym restauracje, które są bardzo energochłonne, bo zużywają dużo gazu i energii. W efekcie, pomimo że pandemia się skończyła, w gastronomii trwa fala upadłości. Trudno jest utrzymać płynność, gdy np. ktoś dostał rachunek za gaz o kilkaset procent wyższy niż w poprzednich miesiącach. Dla przedsiębiorców z branży gastronomicznej jest to tym trudniejsze, że rachunki za energię, czy gaz stanowią duży koszt, w skali wszystkich wydatków, co przy niskiej rentowności tej branży, doprowadza często do likwidacji firm – komentuje.
Dodaje, że jednocześnie mały i średni biznes traktowany jest przez rząd po macoszemu. – Narracja z drugiej strony jest taka, że są to małe drobne, rodzinne firmy, skoro padają, to znaczy, że sobie nie radzą – mówi nasz rozmówca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co mogłoby pomóc? Gastronomia: obniżka podatku VAT
Sekretarz IGGP w rozmowie z nami zwraca także uwagę na specyfikę gastronomii. Na przykład sprzedaż klastycznej pizzy objęta jest 8 proc. podatku VAT, jednak jeżeli dodamy do niej np. krewetki, to z 8 proc. podatku VAT robi się 23 proc. A jeżeli do serwowanego bigosu dolejemy łyżkę wina, wówczas stawka podatku VAT za bigos wzrasta do 23 proc.
Dlatego przedsiębiorcy z tego sektora od 2020 roku walczą o obniżenie podatku VAT sprzedażowego – na wszystkie produkty gastronomiczne – do 8 proc.
– Po drugim lockdownie, który był jeszcze dłuższy, zmieniliśmy nasz postulat na 5 proc. podatku VAT. Nasze argumenty były takie, że produkty będą dla gości nieco tańsze, i poprawi się płynność finansowa firm z branży gastronomicznej oraz ich rentowność. W odpowiedzi jednak usłyszeliśmy "jeśli wam obniżymy podatek, to inne branże też będą chciały" – mówi Sławomir Grzyb.
– Tymczasem nam głównie chodzi o takie produkty jak herbata, kawa, soki, których w gastronomii zużywa się stosunkowo dużo, a wszystkie objęte są podatkiem w wysokości 23 proc. – mówi i dodaje, że organizacja poprosiła niedawno premiera o spotkanie w tej sprawie.
W razie odmowy będziemy zbierać 100 tys. podpisów pod projektem obywatelskim zmian ustawy o VAT – zapowiada nasz rozmówca.
"Pojawia się niebezpieczeństwo przetrącenia kręgosłupa przedsiębiorcom"
Polskiej gastronomii nie sprzyja też nowy trend związany z tym, że coraz większa grupa Polaków pracuje w domu. Z tego powodu z wielu biurowców zniknęły np. biurowe kantyny, zamknęło się również wiele lokali gastronomicznych usytuowanych w bliskim sąsiedztwie centrów biznesowych.
Nie można w tym momencie zapominać, że w całym sektorze MŚP pracuje blisko 7 milionów ludzi. To jest ogromna liczba. To jest prawdziwe jądro polskiej przedsiębiorczości. Moim zdaniem jednak biznes – zarówno mały, jak i duży – z reguły znajduje się na ostatniej pozycji na liście priorytetów rządu. Zwłaszcza w okresie przedwyborczym – komentuje Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Zwraca uwagę, że w tej chwili pomoc skierowana jest głównie do gospodarstw domowych, inaczej niż w pandemii, gdy wsparcie kierowano głównie do firm. Chodziło jednak przede wszystkim o to, aby firmy miały pieniądze na wypłaty dla swoich pracowników.
W tym kontekście ekonomista przypomina, że w Polsce jest w tej chwili 2,6 mln firm, z czego 2,5 mln to firmy małe. Jego zdaniem można zakładać, że duża część z nich to biznesy rodzinne. Często więcej niż jedna osoba w rodzinie prowadzi taki biznes. – To jest więc ogromna rzesza potencjalnych wyborców, w dodatku zazwyczaj aktywnych w każdych wyborach. Z punktu widzenia społecznego jest to więc cenna grupa docelowa dla polityków w roku wyborczym – ocenia Sobolewski.
Dodaje, że obecny rząd wybrał jednak strategię, która jest nakierowana na cele społeczne. Z tego powodu retoryka rządu jest raczej wroga w stosunku do biznesu. – Skutkiem tego może być "przetrącenie kręgosłupa przedsiębiorcom", co będzie bardzo groźne w skutkach – ostrzega.
– Wśród polskich firm najliczniejszą grupę stanowią właśnie mikroprzedsiębiorstwa. Mają one największy wkład w PKB i stanowią siłę napędową gospodarki. Zamykanie ich może oznaczać przenoszenie części działalności do szarej strefy i zwiększenie poziomu bezrobocia, a następnie pogłębienie zaistniałego już kryzysu gospodarczego – prognozuje dr Joanna Wieprow z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
"Dla niektórych biznesów pomoc może pojawić się za późno"
Obecnie wielu przedsiębiorców dostaje wysokie rachunki. Za chwilę może się jednak okazać, że rząd pracuje nad jakimś wsparciem dla sektora MŚP. Dla niektórych biznesów pomoc może pojawić się za późno, bo zdążą się już zamknąć – zauważa Piotr Sroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
– Kłopot polega także na tym, że jeżeli rząd nie będzie reagować na trudną sytuację małych biznesów, to za chwilę wyrośnie mu nowy problem. Regiony, w których upada dużo firm, zaczną się wyludniać, ponieważ mieszkańcy takich miejscowości nie będą mieli za co się utrzymać. W takich miejscowościach pozostaną za to osoby, które utrzymują się głównie ze świadczeń socjalnych, czyli emeryci i renciści – podsumowuje nasz rozmówca.
PGNiG obniżył ceny, ale nadal są one wysokie
W trakcie przygotowania tekstu wysłaliśmy pytania do Ministerstwa Klimatu oraz PGNiG. Chcieliśmy się dowiedzieć, jakie są szanse, że sektor MŚP – w tym branża gastronomiczna – zostaną objęte pomocą, która zrekompensuje wzrost cen energii i gazu.
PGNiG zapytaliśmy o to, skąd biorą się tak duże podwyżki, skoro obecnie gaz tanieje w całej Europie. Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Spółka PGNiG Obrót Detaliczny poinformowała jednak w środę, że obniża cenę paliwa gazowego dla małych i średnich przedsiębiorstw, które rozliczają się w oparciu o cennik "Gaz dla Biznesu". Obniżka wyniesie 150 zł/MWh, czyli ponad 19 proc. mniej.
Obniżka ma być automatyczna i będzie obowiązywała do 31 marca 2023 r. Nowe ceny będą wynosić między ok. 600 a 650 zł za MWh. To nadal jest jednak bardzo dużo.
Dla porównania, obecnie gaz na europejskich rynkach, po przecenie, kosztuje już 60 euro (282 zł) za MWh. To ponad 80 proc. taniej niż w sierpniu 2022 roku.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.