- Podpisaliśmy umowę między rządami Czech i Polski w sprawie kopalni odkrywkowej w Turowie. To sukces, udało się nam usunąć przeszkodę w stosunkach między naszymi krajami - powiedział w czwartek w Pradze premier Czech Petr Fiala podczas wspólnej konferencji prasowej z premierem Mateuszem Morawieckim.
- Za nami miesiące negocjacji, które były trudne i wyboiste, ale zakończyły się sukcesem - podkreślił premier Mateusz Morawiecki. Wyraził jednocześnie nadzieję, że Czesi dziś lub jutro wycofają skargę ws. Turowa z TSUE. - Mam nadzieję, że stanie się to dzisiaj - dodał polski szef rządu.
Petr Fiala mówił, że warunkiem wycofania skargi jest przelew środków finansowych. Uzgodniona między rządami kwota rekompensat za działanie Turowa ma wynieść 45 mln euro. - W momencie, gdy środki zostaną przelane, Czechy wycofają skargę. Wszystko odbędzie się w ciągu kilku godzin — zapowiedział.
Polska zobowiązała się też dokończyć budowę bariery, która zapobiegnie odpływowi wód podziemnych z Czech do Polski. Uzgodniono również budowę wału ziemnego, który zabezpieczy mieszkańców regionu przez zanieczyszczeniem powietrza, hałasem i pyłami.
Wcześniej w czwartek rzecznik generalny TSUE orzekł, że przedłużając o sześć lat termin obowiązywania koncesji na wydobywanie węgla brunatnego w kopalni Turów bez przeprowadzania oceny oddziaływania na środowisko, Polska naruszyła prawo Unii Europejskiej. Opinia rzecznika jest jedynie wstępem do ostatecznego orzeczenia. TSUE może się z nią zgodzić, ale może też wydać zupełnie inny wyrok. Zwykle jednak podziela opinię rzecznika generalnego.
Kary za Turów. Czy Polska zapłaci?
Opinia rzecznika generalnego TSUE, a także polsko-czeskie porozumienie, nie zmieniają jednej rzeczy. Polska nadal musi zapłacić naliczane od 20 września 2021 r. kary za niewykonanie środka tymczasowego. Rząd w Warszawie tego nie robi, bo - jak podkreśla - zamknięcie kopalni w Turowie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu energetycznemu naszego kraju.
Licznik kar cały czas bije i zatrzymać go może jedynie wycofanie czeskiej skargi z TSUE. Przypomnijmy, że TSUE nakazał nam zapłatę 500 tys. euro dziennie. Obecnie na liczniku jest już ponad 300 mln zł. Do tego dochodzą jeszcze kary za funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej. W sumie mamy już do zapłaty ponad 725 mln zł.
Jak mówi w rozmowie z money.pl prof. Artur Nowak-Far, specjalista ds. prawa europejskiego i były wiceszef MSZ, nałożone na Polskę kary są niezależne od porozumienia z Czechami i ewentualnego wyroku TSUE. - One wynikają z niewykonania przez Warszawę ustanowionych przez Trybunał środków tymczasowych, które nie są przez rząd wykonywane. Do momentu wycofania sprawy przez Czechy te kary są naliczane i obowiązujące - podkreśla.
Dodaje, że co do zasady nie można podważyć tego, że Polska naruszała prawo, nie wykonując środka tymczasowego. - I za to ukarał nas finansowo TUSE, nie za łamanie prawa w odniesieniu do kwestii merytorycznej Turowa, bo ta kwestia dopiero wymaga rozstrzygnięcia - tłumaczy.
- Nawet jeśli teraz Czesi wycofają swój pozew, to KE będzie mogła wysłać wezwania do zapłaty za niewykonanie środków tymczasowych i w efekcie potrącać je z funduszy. Te wszystkie zaszłości są do zapłacenia i tego nie unikniemy. Chyba że TSUE orzeknie inaczej. Wprawdzie w przeszłości były już takie sytuacje, ale trzeba poczekać na ostateczną decyzję - zaznacza Artur Nowak-Far.
KE wyśle nam rachunek
Na razie Komisja Europejska - jak wynika z nieoficjalnych informacji - ma przygotowywać się do potrącenia pierwszej transzy. Chodzi o 15 mln euro plus odsetki. Do odebrania funduszy mogłoby dojść już w tym miesiącu, przy okazji bieżących płatności. Jak słyszymy nieoficjalnie, nie zostały podjęte jeszcze żadne decyzje, skąd potrącić niezapłacone kary. Pewne jest jednak, że Komisja chce ściągnąć te nałożone za okres 20 września-19 października.
Jest tutaj jednak dylemat natury technicznej. Dotąd bowiem nie zdarzyło się, żeby któreś unijne państwo nie uregulowało nałożonych kar. Polska więc - jak słyszymy - przeciera w tej kwestii szlaki, a Komisja Europejska mierzy się z zupełnie nową sytuacją.
W jaki sposób KE może dokonać potrąceń? Jan Olbrycht, europoseł Platformy Obywatelskiej i członek komisji budżetowej w Parlamencie Europejskim, powiedział nam, że z dobrze poinformowanego źródła w Komisji Europejskiej wie, że sprawa dotyczy również rozliczeń z perspektywy budżetowej 2014-2020. Oznacza to, że Polska, zwracając się o współfinansowanie wykonanej już inwestycji, może otrzymać od Unii tylko część przewidzianych na ten cel wcześniej środków. Reszta zostałaby bowiem potrącona na poczet niezapłaconych kar.
- Istotne jest to, że nie ma tutaj na szczęście niebezpieczeństwa dla przedsiębiorców wykonujących dane inwestycje. Obie części finansowania, unijną i krajową, zabezpiecza bowiem państwo i potem zwraca się o oddanie środków. Może więc być tak, że obciążony zostanie wyłącznie budżet państwa, który nie dostanie zwrotu - mówi nam europoseł.
Polityk zwraca uwagę, że są przykłady innych państw, gdzie rząd czeka na zwrot środków z UE i dopiero potem pokrywa zobowiązania. - To bardzo ryzykowne dla wykonawców i rządu. Jednak z tego, co wiem, w Polsce preferowany jest raczej ten pierwszy model, czyli najpierw zapłata z budżetu i potem zwrot z UE - podkreśla.
Co z karami TSUE za Turów?
Z taką ewentualnością nie zgadza się prof. Artur Nowak-Far, który tłumaczy w rozmowie z nami, że Komisja Europejska nie przekazuje pieniędzy za wykonanie konkretnych inwestycji. - Jest inaczej. KE przelewa duże transze do budżetu państwa i one są wydawane na podstawie odpowiednich rozliczeń. UE raczej po prostu nie przekaże tych pieniędzy do budżetu lub zmniejszy którąś z transz dla Polski - uważa.
- Chodzi tutaj o inny model - precyzuje europoseł Jan Olbrycht. - Najpierw dany kraj uzgadnia z KE program i przekazywana jest mu zaliczka, żeby można było rozpocząć konkretne zadania. Wówczas te zadania się realizuje, częściowo z zaliczki i wkładu własnego, i gdy zadanie jest zakończone, rozliczone i sprawdzone, to wtedy Ministerstwo Finansów zwraca się do KE z prośbą o zwrot - tłumaczy polityk.
Jak ocenia, KE pracuje nad tym, żeby wymyślić prosty i zrozumiały mechanizm odzyskania należnych kar, który jednak będzie związany z konkretnymi pieniędzmi i konkretnymi zadaniami.
Ma to mieć realny wymiar. Czyli środki są przyznane, wykorzystane, a po wykonaniu zadania KE odbiera część środków. W tym kierunku, z tego, co wiem, idą prace w KE. W jaki sposób to ostatecznie będzie wyglądać, tego ostatecznie nie wiadomo, bo Polska ma w tej kwestii w Brukseli palmę pierwszeństwa - podsumowuje Jan Olbrycht.
Podczas czwartkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki powiedział, że kwestia nałożonych przez TSUE kar zniknie w momencie, gdy Czechy wycofają skargę z TSUE. - Co do już naliczonych kar, które naszym zdaniem są nałożone w niewłaściwy i niesprawiedliwy sposób, rozważamy różne środki i odwołania - stwierdził premier.