PiS może się pochwalić, że w ciągu kilku dni - od czasu ogłoszenia przez PKW decyzji o odebraniu części środków z powyborczej dotacji i ryzyka odebrania całej corocznej subwencji partyjnej - zebrał już ok. 3 mln złotych. Z drugiej strony w partii pojawiła się obawa, czy część przelanych darowizn nie będzie do zwrotu z powodów formalnych.
Partia chce, by przelewając środki w tytule przelewu wpisać słowo "darowizna", imię i nazwisko wpłacającego, PESEL oraz formułkę: "zam. na ter. RP". Tymczasem spora część przelewów nie spełnia tych wymogów, bo np. brakuje słowa "darowizna". Zdarzają się też inne błędy. Jak słyszymy, to nawet niektórzy politycy PiS popełniają błędy, przelewając pieniądze, chodzi np. o literówki w tytułach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trolowane przelewy
Do tego zwolennicy obozu rządzącego, zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej, rozpoczęli akcję masowej wysyłki przelewów do PiS o wartości jednego grosza i z osobliwymi tytułami przelewów i - delikatnie rzecz ujmując - krytykujących PiS. Ale są też wpłaty ewidetnie PiS wspierające, bo zatytułowane np. "na walkę z reżimem Tuska". I one też są problematyczne. - To, niestety, nie mieści się w celach statutowych partii - przyznaje działacz PiS. Teraz partia obawia się, że wszystkie te przelewy również będzie trzeba zwrócić, a biorąc pod uwagę potencjalną skalę wyzwania, może to być dość uciążliwe. Skarbnik partii Henryk Kowalczyk w rozmowie z money.pl zapowiada zwroty tego typu przelewów, jak również wszystkich innych niezgodnych z prawem. - Poradzimy sobie z tym, ale nie chcemy mówić, jak - mówi Henryk Kowalczyk.
- Najwyżej wyjdziemy z ogłoszeniem, że przelane kwoty są do odbioru wyłącznie gotówką, w siedzibie partii, w godzinach 10-12. Ciekawe, ile osób się pokwapi - twierdzi inny rozmówca z PiS. Inny przekonuje, że decyzja już zapadła. Dodaje, że te pieniądze nie zostaną zwrócone darczyńcom, a zostaną przekazane na konto skarbu państwa. - Przelewy zwrotne są za drogie, by zrealizować je w tej skali - podkreśla.
PESEL w przelewie, tak czy nie?
Kolejne zmartwienie dotyczy tego, czego sam PiS wymaga w tytułach przelewów. Chodzi o numery PESEL. Posłanka KO Agnieszka Pomaska złożyła dziś w tej sprawie doniesienie do Urzędu Ochrony Danych Osobowych. W piśmie przywołuje wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego z piątkowej konferencji prasowej: "Przygotowana jest już akcja wpłacania po kilka groszy, żeby nam utrudnić sytuację, ale my będziemy mieli z tego korzyść, ponieważ będziemy wiedzieć, gdzie są Silni Razem (nieformalna grupa najtwardszych zwolenników KO - red.) i to jest też dla nas ważne".
Posłanka KO wskazuje też na wpis na portalu X Tobiasza Bocheńskiego, europosła i potencjalnego kandydata PiS na wybory prezydenckie: "Pan Premier Jarosław Kaczyński: akcja wpłacania po 1 gr. by utrudnić działanie Prawa i Sprawiedliwości, to przekazanie nam danych teleadresowych Silnych Razem. Dziękujemy. Będziemy wiedzieć gdzie są". W związku z tymi wypowiedziami Agnieszka Pomaska mówi o groźbie wykorzystania przez PiS danych osobowych wpłacających darowizny. "Za nieprzestrzeganie przepisów RODO grozi kara do 20 mln euro" - przypomina.
W PiS donos posłanki KO szybko został dostrzeżony i już wzbudził pewien niepokój. Nasi rozmówcy tłumaczyli, że podanie numeru PESEL jest koniecznie. - Zarzuca nam się naruszenie RODO, ale to nieprawda. Bo co jak będą dwie osoby o takich samych imionach nazwiskach i przekroczony zostanie limit wpłat? Dzięki temu będziemy mogli rozróżnić te osoby i wykazać, że nikt limitu nie przekroczył - przekonuje.
W ten sposób wypowiadał się też Henryk Kowalczyk. - To gwarancja, że spełniamy wymogi ustawowe, jeśli chodzi o darowizny, wiemy, kto wpłacił, czy jest obywatelem zamieszkałym na terytorium Polski i czy nie przekracza limitu wpłat. Konkurencja tak samo zbiera wpłaty- mówi nam polityk PiS. Ale ostatecznie, jak udało nam się ustalić, PiS wycofuje się z tego pomysłu i w tytule przelewu nie trzeba będzie podawać numeru PESEL.
Eksperci mają wątpliwości
Nie dziwią się temu eksperci. - Mówimy o danych wrażliwych, które dodatkowo w tym kontekście mogą ujawniać czyjeś poglądy polityczne. Zgadzam się z opinią Pawła Litwińskiego (eksperta od danych osobowych - red.), że wymaganie PESEL to wykroczenie poza zasadę minimalizacji zakresu danych - ocenia Patryk Wachowiec, członek zarządu Forum Obywatelskiego Rozwoju.
- PESEL mogą mieć teraz też obcokrajowcy, w związku z czym nie da się na tej podstawie bezsprzecznie określić, że mamy do czynienia z obywatelami polskimi. Nawet w rejestrze wpłat powyżej 10 tys. zł nie ma wymogu podawania PESEL, wystarczy imię, nazwisko, imię ojca i miejsce zamieszkania - dodaje.
Art. 25 ust. 4 ustawy o partiach politycznych przesądza, że łączna suma wpłat od osoby fizycznej na rzecz partii politycznej (....) nie może przekraczać w jednym roku 15-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę. Obecnie to 64,5 tys. złotych rocznie. PiS korzystał z tego mechanizmu w trakcie swoich rządów. Gdy jego nominaci obejmowali intratne funkcje, np. w państwowych spółkach, nierzadko po jakimś czasie wpłacali oni spore kwoty - z reguły po kilkadziesiąt tysięcy złotych - na rzecz partii. Mechanizm był na tyle rozpowszechniony, że choć zgodny z przepisami, to jednak sprawiający wrażenie systemowego zasilania partyjnej kasy w zamian za objęcie dobrze płatnej funkcji.
Z kolei w zeszłym roku, w związku z kampanią wyborczą, Platforma Obywatelska rozkręciła akcję "Oni mają miliardy, my mamy was", w ramach której namawiała do dokonywania przelewów na jej rzecz. Na formularzu, gdzie można było zgłaszać chęć przelania środków, proszono o imię i nazwisko, miejsce zamieszkania, wysokość darowizny, numer telefonu i adres e-mail.
Politycy PiS wpłacają darowizny
Prawo i Sprawiedliwość liczy zwłaszcza na hojność darczyńców z szeregów własnego ugrupowania. Mariusz Błaszczak zapowiedział w zeszłym tygodniu, że parlamentarzyści będą mieli wpłacać po 1000 zł miesięcznie, a europarlamentarzyści po 5 tys. zł. - Jeszcze tego nie zrobiłem, ale wkrótce puszczę przelew. Nie powinno być kłopotów z zebraniem tych pieniędzy - mówi jeden ze świeżo upieczonych europosłów.
Z kolei od jednego z posłów PiS słyszymy, że 1000 zł już przelał. - Jechałem na spotkanie ze strukturami, więc jak miałem namawiać ich do wpłat, jeśli nie pokażę, że sam to zrobiłem. Temat wróci na najbliższym posiedzeniu klubu - mówi nam poseł PiS. Na pewno wyzwaniem dla PiS będzie zebranie pieniędzy na prezydencką kampanię wyborczą i jednocześnie utrzymanie finansowania partii na dotychczasowym poziomie. Np. kampania wyborcza Andrzeja Dudy w 2020 r. kosztowała 28,5 mln zł, a wysokość subwencji dla PiS w 2023 r. wyniosła 23,5 mln zł (w tym roku ok. 26 mln zł).
Powstaje skarga do SN
Jednocześnie z namawianiem do wpłat na swoje konto partia szykuje skargę do Sądu Najwyższego na decyzję PKW o odrzuceniu sprawozdania komitetu PiS. Partia zarzuca PKW działania polityczne i nie przyjmuje do wiadomości ustaleń komisji.
- Ostatnio pojawił się spot Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, która może być kandydatką lewicy w wyborach prezydenckich. Spot reklamował program "Aktywny rodzic". To dlaczego w takim kontekście kwestionowany jest spot Zbigniewa Ziobry? Jeśli zakwestionowali Ziobrę, to powinni zakwestionować tego typu spot każdemu ministrowi - zauważa polityk PiS.
PKW podjęła decyzję w sprawie sprawozdania PiS w zeszłym tygodniu, uznała, że 3,6 mln zł wydano w nieprawidłowy sposób. To oznacza, że dotacja dla Prawa i Sprawiedliwości, stanowiąca jednorazowy zwrot kosztów kampanii, może zostać przycięta o niecałe 10,8 mln zł. To pierwszy krok, bo jednocześnie PKW ma wkrótce podjąć decyzję nawet o pozbawieniu PiS corocznej subwencji.
Oprócz spotu Zbigniewa Ziobry, PKW zakwestionowała działania Krzysztofa Szczuckiego w RCL, raporty NASK, finansowanie spotów PiS z pieniędzy urzędu wojewódzkiego woj. warmińsko-mazurskiego, pikniki MON w Uniejowie i Zawichoście czy spacer nordic walking z Jadwigą Emilewicz ufundowany przez Kostrzyńsko-Słubicką Specjalną Strefę Ekonomiczną.
Kłopotem dla PiS jest też także to, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która będzie w tej sprawie podejmować decyzję, jest kwestionowana na gruncie orzeczeń sądów europejskich. Chodzi m.in. o orzeczenie TSUE z grudnia zeszłego roku, w którym TSUE odmówił odpowiedzi na pytanie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP) Sądu Najwyższego, uznając, że nie zostało zadane przez "niezawisły i bezstronny sąd". Z drugiej strony to właśnie ta izba orzeka o ważności wyborów parlamentarnych europejskich i prezydenckich. - We wtorek ma orzec o ważności wyborów europejskich, ciekawe, czy ci, co zostali wybrani, będą mówić, że jej decyzja jest nieważna - zauważa polityk PiS.
Tomasz Żółciak, Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl.