Każdego dnia do naszego rachunku na rzecz Komisji Europejskiej będzie naliczana kara po 500 tys. euro, czyli około 2,3 mln zł za niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. To ostateczna decyzja wydana w poniedziałek przez TSUE. Kara będzie naliczana od dnia oficjalnego doręczenia Polsce postanowienia. Licznik będzie bił do chwili, w której zastosowane zostaną postanowienia Trybunału.
Tego jednak Polska zrobić nie zamierza, co po raz kolejny potwierdził rzecznik rządu Piotr Muller: "Żadne decyzje Trybunału Sprawiedliwości UE nie mogą naruszać obszarów związanych z podstawowym bezpieczeństwem krajów członkowskich. Bezpieczeństwo energetyczne należy właśnie do tego obszaru".
Problemu Turowa można było jednak uniknąć, twierdzą eksperci. Bo to sprawa, która toczy się od lat. Rzecz w tym, że jak mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, strona polska nie dość poważnie potraktowała zgłaszane od lat czeskie postulaty.
- To ewidentne zaniedbania i błędy - również w dyplomacji - jak choćby w kwestii wypowiedzi premiera Morawieckiego w sprawie załatwienia sprawy kroplani Turów, z czeskim premierem Babiszem. Sami zapędzamy się do narożnika - stwierdza były wicepremier.
Jak dodaje, decyzja TSUE to przykra konsekwencja tych zaniedbań, ale podkreśla, że Polska nie może zrealizować postanowień i zatrzymać kopalni.
- Tak się nie da. To nie sklep, że można zgasić światło i wyjść. Wygaszanie kopalni trwa nawet dwa lata i ma poważne konsekwencje. To niewykonalna decyzja, zmusza nas do łamania prawa. Nie oznacza to, że jesteśmy bez winy - dodaje Steinhoff.
Sprawą Turowa żyjemy dziś, ale wpadek w polskiej energetyce było sporo. Lista "antysukcesów" ostatnich lat jest dłuższa.
1,5 mld zł przepadło
Inną głośną sprawą jest problem elektrowni Ostrołęka, której symbolem stały się dwa ponad 100-metrowe betonowe pylony. W marcu rozpoczęły się prace wyburzeniowe.
Elektrownia C w Ostrołęce miała być ostatnią w Polsce dużą i supernowoczesną elektrownią węglową. Zakładano, że zostanie uruchomiona w 2024 r. i posłuży co najmniej 40 lat. Rząd zainwestował w nią półtora miliarda złotych.
Do spełnienia węglowych marzeń nie doszło. W związku z polityką Unii Europejskiej dotyczącą odchodzenia od węgla zdecydowano o przeprojektowaniu elektrowni i budowy bloku zasilanego paliwem gazowym.
- Polska odbija się od ściany do ściany. Nie mamy jednolitej i racjonalnej polityki energetycznej. Upieranie się przy planach budowy nowej elektrowni węglowej, kiedy cała Europa odchodzi od węgla, kosztuje nas miliony. To efekt nieodpowiedzialności klasy politycznej. Co mówili kolejni premierzy o zamykaniu kopalni czy prezydent o zasobach węgla na 200 lat? - zauważa Steinhoff.
Teraz sprawą budowy zajmie się prokuratura, swoją kontrolę wszczęła również NIK. Więcej o upadku jednego z flagowych pomysłów PiS piszemy tu. Polska znów inwestuje w Ostrołęce, tym razem jednak stawia na gaz.
"Grzegorz" wstrzymany
Fiaskiem okazała się również budowa szybu "Grzegorz" w Jaworznie. Miał dać nowe miejsca pracy w regionie i pozwolić dotrzeć do nowych złóż. Głęboki na 870 m szyb miał uzyskać pełną funkcjonalność w 2023 r. Projekt miał kosztować pół miliarda złotych.
Budowę szybu w 2017 roku zapowiedziała ówczesna premier Beata Szydło, a głównym inwestorem został Tauron. Jednak po czterech latach spółka wycofała się z budowy szybu. Inwestycja stanęła w połowie. Wydrążono około 80 metrów. Utopiono około 280 mln zł.
Jak zapowiadał Tauron, firma utrzymuje stan tej inwestycji tak, aby można było ją w każdej chwili kontynuować. Prace jednak wciąż nie zostały podjęte.
Jaworzno wciąż awaryjne
Jaworzno boryka się również z innym poważnym problemem. Tym razem w elektrowni. Nowoczesny blok 910 MW Elektrowni Jaworzno III jeszcze w fazie testów uległ awarii i wciąż nie został uruchomiony.
Inwestycja pochłonęła blisko 6,5 mld zł. Nad pracami czuwało Rafako w konsorcjum z Mostostalem Warszawa. Blok miał zostać oddany do użytku w lutym 2020 roku. Przesunięto start na jesień, ale okazało, że usterki są znacznie bardziej poważne.
Kontraktowy termin synchronizacji z siecią został określony przez Tauron na 25 lutego 2022 roku. Jednak prezes Rafako Jarosław Domagalski-Łabędzk w rozmowie ISBnews wprost przyznaje, że to nierealny termin. - Mam wrażenie, że zarząd Taurona nie wie, jak wygląda ta usterka i jaka jest skala problemu. Bez decyzji Taurona na pewno nic się nie zadzieje, czyli nie posuniemy się ani krok naprzód, a jesteśmy w stanie przeprojektować i wymienić elementy, które uległy awarii - powiedział agencji ISBnews.
Wciąż zbyt odległy atom
Atom w Polsce to wciąż pieśń przyszłości, choć o programie mówi się co najmniej od kilkunastu lat. Budowę elektrowni zapowiadał jeszcze rząd Donalda Tuska w 2009 roku.
Obecny plan rozwoju energetyki atomowej zakłada, że budowa pierwszego reaktora rozpocznie się w 2026 roku. Uruchomiony ma zostać dopiero w 2033 roku. Wciąż jednak nie wybrano ani lokalizacji, ani ostatecznej technologii.
Program atomowy jest ambitny, zakłada uruchomienie 6 bloków o łącznej mocy przynajmniej 3,9 GW przed 2040 rokiem, co przekładać się to będzie na ok. 16 proc. produkcji energii elektrycznej netto w 2040 r.
Jak oceniają ekonomiści z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, koszt budowy wyniesie ok. 105 mld zł. To jednak tylko część kosztów, jakie już zostały poniesione. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, iż Polska na wciąż niewybudowaną elektrownię wydała już ponad 700 mln zł.
- Mamy poważne opóźnienia w stosunku do innych krajów w naszym regionie. Plan jest, ale jego realizacja pozostawia wiele do życzenia - zauważa Steinhoff i przyznaje, że z dużą rezerwą patrzy na harmonogram budowy polskiej energetyki jądrowej. - Doświadczenia innych krajów nie budują optymizmu.
Walka z wiatrakami
Problemem były z elektrowniami wiatrowymi. Zgodnie z zapisami ustawy z maja 2016 roku o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych nie wolno było postawić nowej turbiny wiatrowej, jeśli w promieniu dziesięciu jej wysokości znajduje się budynek mieszkalny. To tzw. zasada 10H.
To mocno uderzyło w rozwój lądowej energetyki wiatrowej. - Minister Tchórzewski wykazał się inną wizją energetyki, zablokowano w znaczącym stopniu inwestycje energetyce wiatrowej. To był również sygnał dla zagranicznych inwestorów, którzy planowali inwestycje w Polsce - komentuje Steinhoff.
Rząd w zamian postawił na farmy morskie. Plany Polskiej Grupy Energetycznej są ambitne. Nowa spółka PGE Baltica ma wybudować trzy farmy wiatrowe na Morzu Bałtyckim, z czego dwie pierwsze do 2030 r. Ich łączna maksymalna moc ma wynieść ok. 3,5 GW.
Jak ocenia w rozmowie z money.pl Janusz Steinhoff, nie jest też tak, że w ostatnich latach były tylko porażki. Chwali rząd za pozytywne rozwiązania w sprawie rozwoju fotowoltaiki. - Program Mój Prąd ewidentnie wsparł tę gałąź - mówi.
Jednak podkreśla, bolączką Polski jest brak spójnego planu energetycznego. - Wielu problemów można było uniknąć. Polsce potrzeba polityki energetycznej ponad podziałami - mówi były wicepremier i minister gospodarki.
Jak dodaje, horyzont powinien obejmować co najmniej perspektywę 30 lat. - Nie możemy się miotać od ściany do ściany. Powinniśmy założyć realne cele i konsekwentnie do nich dążyć. Oczywiście taką politykę należy na bieżąco uaktualniać i dostosowywać do wspólnej polityki UE i celów klimatycznych - zaznacza.