Eksperci sprawdzili, że czy cena nieruchomości mieści się w pięcioletnich dochodach brutto. Bazując na najnowszych danych GUS, które z niedostępną wcześniej dokładnością pokazują dochody osób zatrudnionych na umowę o pracę, HREIT oszacował jaką część mieszkańców miast stać na własne "M".
Średnia dla miast wojewódzkich to trochę ponad 45 proc. (uwzględniając liczbę ludności). To znaczy, że przeciętnie niecała połowa mieszkańców miast wojewódzkich zarabia tyle, że pięcioletnie zarobki brutto wystarczyłyby na zakup 45-metrowego mieszkania. Jest to wynik daleki od satysfakcjonującego - zauważają eksperci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak dodamy do tego fakt, że osoby młode zarabiają przeważnie mniej niż czterdziestolatkowie, to łatwo zrozumieć dlaczego wg. danych Eurostatu nawet ponad połowa osób w wieku od 25 do 34 lat mieszka z rodzicami. Jest to kolejny argument sugerujący, że program ułatwiający zakup pierwszego mieszkania nie musi być wcale złym pomysłem.
Z szacunków HREIT wynika ponadto, że dostępność cenowa mieszkań wzrosłaby o ponad połowę, gdybyśmy zamiast mieszkania dwupokojowego o powierzchni 45 m kw. za cel obrać skromną kawalerkę. Podobnie byłoby gdybyśmy zamiast mieszkania w mieście wojewódzkim wybrali lokal w powiecie sąsiadującym z miastem wojewódzkim. Powód jest prosty - dane GUS na temat średnich cen transakcyjnych sugerują, że w ten sposób można na każdym metrze zaoszczędzić od około 10 proc. do ponad 40 proc. ceny. Różnica jest przeważnie tym większa im droższe są mieszkania w mieście wojewódzkim.
Najgorzej w Krakowie. 8 tys. zł pensji to za mało
To na co warto zwrócić uwagę, to przepaść pomiędzy poszczególnymi miastami wojewódzkimi. Okazuje się bowiem, że w Gorzowie Wielkopolskim nawet około 73 proc. osób zatrudnionych na pełen etat zarabia tyle, że ich 5-letnie dochody brutto wystarczyłyby na zakup 45-metrowego mieszkania. Z danych GUS wyliczyć możemy bowiem, że tej wielkości lokum powinno w Gorzowie Wielkopolskim kosztować około 290 tys. złotych.
W pozostałych miastach wojewódzkich sytuacja wygląda gorzej. Dalej jednak w Poznaniu, Rzeszowie, Lublinie i Białymstoku na zakup własnego "M3" powinno być stać ponad 40 proc. osób zatrudnionych na umowie o pracę - wynika z szacunków HREIT.
Najgorsza sytuacja panuje w Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie i Krakowie. Analiza pokazuje, że tylko w przypadku od 29 proc. do 39 proc. mieszkańców tych miast 5-letnie zarobki brutto na etacie odpowiadają wartości co najmniej 45-metrowego mieszkania.
Najgorzej jest w stolicy województwa Małopolskiego. Tam najnowsze dane NBP każą wycenić przeciętne 45-metrowe lokum na trochę ponad 650 tys. złotych. Nawet przy medianie zarobków na poziomie 8 tys. złotych brutto (połowa mieszkańców zarabia więcej, a połowa mniej) tak drogi zakup jest bardzo trudno osiągalny jeśli nie niemożliwy.
4 tys. zł raty. "To bardzo dużo"
Eksperci pokazują to na przykładzie raty, z którą musiałby się zmierzyć ktoś kto chciałby kupić mieszkanie warte 650 tys. złotych. Zakładając, że zadłużalibyśmy się na 30 lat i dysponowali 10-proc. wkładem własnym, należałoby się spodziewać raty na poziomie prawie 4 tys. zł miesięcznie. To bardzo dużo przy 8 tys. brutto, czyli niecałych 5,8 tys. zł "na rękę".
Skąd więc wynik sugerujący, że 29 proc. Krakowian stać na dwupokojowe mieszkanie? Z szacunków HREIT opartych o dane GUS wynika, że 30 proc. mieszkańców Krakowa zarabia na etacie niecałe 11 tys. zł brutto. Przy takich dochodach udźwignięcie wcześniej wspomnianej raty w żadnym wypadku nie byłoby łatwe.