O problemie pisze wtorkowa "Gazeta Wyborcza" i powołuje się na raport ProKolei, Railway Business Forum, Izby Gospodarczej Transportu Lądowego, Klastra Luxtorpeda i Związku Niezależnych Przewoźników Kolejowych. Wskazuje on, że na rynku brakuje obecnie od 1,7 do nawet 2 tys. maszynistów. W 2025 roku ma być jeszcze gorzej, gdyż, w zależności od rozwoju ruchu, będzie brakować nawet 6 tys. pracowników.
Ostre wymagania
Brak specjalistów na rynku jest spowodowany trudnościami w dojściu do zawodu maszynisty. "GW" podaje np., że w Polsce operatorzy muszą spełniać najostrzejsze wymagania zdrowotne na tle całej Europy. Dla przykładu: nie mogą nosić okularów a testy na wzrok muszą przejść bez nich. Kiedy już znajdą pracę w zawodzie… to mogą nosić okulary.
Szkolenia nad Wisłą trwają średnio dwa lata - za granicą zajmują one nawet trzy razy mniej czasu. Problemem jest też silna maskulinizacja zawodu. Kobiety są dopiero od niedawna dopuszczone do zawodu. Jak podaje "Wyborcza", maszynistek jest w Polsce zaledwie kilkanaście.
- Wymagania są tak ostre dlatego, że nie zmieniono ich jeszcze z czasów, gdy jeździły parowozy i do pracy trzeba było krzepkiego chłopa, żeby miał siłę ładować węgiel do pieca - tłumaczy Piotr Macioszek z IGLT, cytowany przez gazetę.
Koleje nie przekraczają prędkości 130 km na godzinę
W Polsce funkcjonuje też przepis o prędkości kolei, który jest ewenementem na skalę europejską. Jeżeli pociąg jedzie szybciej niż 130 km na godzinę, to maszynistów w kabinie musi być dwóch. Przy braku operatorów na rynku, to spory problem.
Z tym przepisem jest w stanie sobie poradzić PKP, które obecnie zatrudnia prawie 1,4 tys. maszynistów. Rokrocznie też rekrutuje 200 osób, a także szkoli własne kadry. Dlatego też może puszczać pary do jednego składu (zazwyczaj jeżdżą one w pendolino i szybszych pociągach PKP Intercity).
Na taki komfort jednak nie mogą sobie pozwolić lokalni przewoźnicy, co potwierdza w rozmowie z "GW" Piotr Rachwalski, były prezes Kolei Dolnośląskich.
- Na Dolnym Śląsku mamy pociągi i linie kolejowe dostosowane do prędkości 160 km na godzinę, a jeździmy 130. Nie wykorzystujemy tej infrastruktury - tłumaczy Rachwalski. Dodaje też, że gdyby przyspieszyć te składy to koszty dla Kolei Dolnośląskich byłyby o jedną trzecią albo jedną czwartą wyższe.
Dobrą wiadomością dla przewoźników jest natomiast fakt, że liczba maszynistów przechodzących na emeryturę od tego roku się zmniejsza. Trend ten ma być utrzymany do 2024 roku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl