Tak źle jeszcze nie było. Średni czas oczekiwania na wizytę u specjalisty niemal się podwoił w ciągu 9 lat – wynika z badań Barometru Fundacji Watch Health Care. Rekord to średnio ponad dwa lata czekania do endokrynologa i blisko rok do kardiologa dziecięcego.
Tyle średnia, jednostkowo sprawa kolejek wygląda jeszcze gorzej. Przykład? Wrocław. Wojewódzki Zespół Specjalistycznej Opieki Zdrowotnej przy ulicy Dobrzyńskiej. Pierwszy wolny termin do endokrynologa? Za 9 lat.
"Kolejki są zawsze efektem nierównowagi między podażą i popytem. W warunkach publicznej ochrony zdrowia podaż jest ograniczona przede wszystkim ilością środków przeznaczanych na lecznictwo i limitowaniem świadczeń" – diagnozują eksperci Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Jak mantrę powtarzają: pieniędzy w służbie zdrowia jest za mało.
- OZZL nie przedstawia projektu konkretnego systemu, uznając, że możliwe są różne modele publicznej ochrony zdrowia, które mogą okazać się równie dobre. Decyzja o wyborze konkretnego modelu należy do rządzących – zaznacza dr Krzysztof Bukiel, przewodniczący związku. - Konieczne jest jednak, aby system był racjonalny, to znaczy logiczny, spójny, biorący pod uwagę ludzkie motywacje i prawa ekonomiczne - podkreśla.
Wyższa składka zdrowotna
Jednym ze sposobów na stworzenie wydolnego, a więc bezkolejkowego systemu, jest – zdaniem OZZL – zwiększenie składki zdrowotnej. "Gdyby odnieść się do podobnych systemów składkowych w innych krajach, gdzie wydolność publicznej ochrony zdrowia jest zadowalająca, np. do Czech, to składka powinna wynosić 13,5 proc. podstawy wynagrodzenia" – szacuje związek.
Dziś składka wynosi 9 proc. Te koszty pokrywane są przez pracownika co miesiąc. O jakich więc pieniądzach mówimy? By wyliczyć podstawę, od której odprowadzana jest składka, trzeba odjąć od pensji składki na ubezpieczenie społeczne (zwykle jest to 13,71 proc.). Jeśli zatem zarabiamy średnią krajową, czyli 5 tys. brutto, składka zdrowotna wynosi 388,13 zł. Po podniesieniu jej do 13,5 proc. sięgnęłaby już 582,46 zł, czyli o 194,3 zł więcej każdego miesiąca.
Odpowiednio przy minimalnym wynagrodzeniu 2250 zł brutto, dzisiejsza składka wynosi 174,7 zł, a w wysokości proponowanej przez lekarskich związkowców wyniosłaby 262,1 – tj. o 87,4 zł więcej.
Pensja pracownika brutto | Podstawa | 9 proc. składka zdrowotna | 13,5 proc. składka zdrowotna |
---|---|---|---|
2 250 zł | 1941,6 | 174,74 | 262,1 |
5 000 zł | 4 314,50 zł | 388,30 zł | 582,46 zł |
8 000 zł | 6 903,20 zł | 621,30 zł | 931,90 zł |
Źródło: wyliczenia własne money.pl
Pytanie, czy Polaków stać na uszczuplenie pensji? –Trudno obciążać i tak słabo zarabiającego obywatela całością tej podwyżki – przyznaje dr Bartosz Fiałek przewodniczący regionu kujawsko-pomorskiego OZZL. Jak tłumaczy, model czeski zakłada, że z tych 13,5 proc. składki pracownik przekazuje jedną trzecią, a pozostałe 66 proc. dopłaca pracodawca. – Zdajemy sobie sprawę, że w polskich warunkach dodatkowe obciążanie pracodawców też może mieć brzemienne skutki - zaznacza.
Dodaje, że podniesienie składki przy jednoczesnym zlikwidowaniu nierównego traktowania płatników (polegające na tym, że część obywateli płaci składkę procentową od dochodów, część ryczałtową, część nie płaci wcale) to tylko jedna z możliwych opcji.
Dr Bartosz Fiałek zaznacza, że decyzja w sprawie zmian w służbie zdrowia należy do rządzących. - Nie będziemy wyręczać polityków (...), ale wskazujemy, że nie da się poprawić systemu za darmo - podkreśla.
Odliczenia od podatku lub wyższa kwota wolna
OZZL proponuje także rewizję koszyka świadczeń gwarantowanych. – Jest on zbyt szeroki i składki nie pokrywają kosztów wszystkich procedur – wyjaśnia dr Fiałek. Wyłączenie z niego prostych, stosunkowo tanich, a często nadużywanych, świadczeń już poprawiłoby wydolność systemu. - Rekompensatą dla każdego obywatela byłby np. odpis od podatku albo odpowiednio podniesienie kwoty wolnej od podatku – zaznacza.
Lekarze postulują wprowadzenie ”mechanizmów motywujących pacjentów do ograniczenia korzystania z pomocy medycznej bez uzasadnionej potrzeby”. Rozwiązaniem byłoby więc współfinansowanie służby zdrowia przez obywateli.
Innym sposobem finansowania mogłyby być też indywidualne konta zdrowotne, na których obowiązkowo obywatele gromadziliby pieniądze na leczenie swoje i rodziny. OZZL podaje, że taki rozwiązanie - uzupełnione o pewne formy pomocy państwa - obowiązuje w Singapurze.
Całkowicie bezpłatna służba zdrowia to mit
- Nie można mieć wszystkiego za darmo. Przez to mamy ogromne kolejki, które stale rosną. Politycy utrzymują nas w nierealnym przekonaniu, że możemy leczyć się na wysokim poziomie w ramach bezpłatnej służby zdrowia. To mit. Już teraz płacimy – argumentuje dr Fiałek.
Jak podkreśla, co trzeci pacjent w Polsce w ostatnim roku wydał na prywatne wizyty i badania ponad 1000 zł, a co czwarty – od 500 do 1000 zł. - Wykonujemy prywatne badania, zabiegi, konsultacje. W Polsce blisko 2 proc PKB środków kierowanych na ochronę zdrowia to udziały prywatne. Na tle innych krajów to duży udział – zaznacza przedstawiciel OZZL.
W ocenie ekspertów przy obecnym zakresie świadczeń refundowanych w Polsce poziom nakładów publicznych musi być wyższy. Obecnie kwota ta to około 4,6 proc. PKB. Zdaniem lekarzy minimalna wielkość, która daje nadzieję na sprawny system publicznej ochrony zdrowia, to 6,8 proc. PKB czyli około 137,6 mld zł rocznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl