Wiceszef komisji Daniel Milewski (PiS) zapytał świadka, czy w związku z pełnieniem funkcji konsula był kiedykolwiek szantażowany lub podejmował decyzje wizowe w wyniku nacisku. Damian Irzyk odparł, że choć próbowano wywierać na nim nacisk, nie podejmował żadnych decyzji pod jego wpływem.
Dopytywany, kto konkretnie na niego naciskał, odparł: "1 lutego, kiedy na naszych biurkach w konsulacie leżały wnioski o ponowne rozpatrzenie 83. osób, które dostały w pierwszej instancji decyzje odmowne, o godz. 13. otrzymałem claris (korespondencja służbowa - przyp. red.) z centrali z informacją, że następnego dnia o godz. 4 nad ranem ląduje wizytacja mająca realizować czynności nadzorcze ministra w zakresie wydawania wytycznych formowania instrukcji i żądania dokumentów".
Dokument podpisany przez szefa MSZ
Według świadka autorem tego dokumentu była ówczesna wicedyrektor departamentu konsularnego MSZ.
- Otrzymałem upoważnienie dla Pawła Majewskiego, który był zastępcą dyrektora biura prawnego i zarządzania zgodnością, do sprawowania czynności nadzorczych nad wykonywaniem funkcji konsularnych przez Konsula Generalnego RP w Mumbaju – powiedział Irzyk. Dodał, że dokument został podpisany przez ówczesnego szefa MSZ Zbigniewa Raua.
Świadek wyjaśnił, że po otrzymaniu dokumentu zadzwonił do wicedyrektorki departamentu konsularnego.
Zapytałem skąd decyzja o nagłej wizytacji. Odpowiedziała, że moje domysły są słuszne i ma to związek ze sprawą tzw. filmowców. Wicedyrektor Beata Brzywczy poinformowała mnie, że departament nie ma nic wspólnego z decyzją o wysłaniu wizytacji. Dodała, że odmówiła udziału w tym wyjeździe. Poinformowała, że dyrektor Majewski wypytywał ją o mnie, funkcjonowanie placówki – podkreślił Irzyk.
Pytany, jak często kontaktował się z Edgarem Kobosem powiedział, że nie poznał go osobiście. - Kontaktowałem się z nim trzy razy. Raz w grudniu i dwa razy w styczniu, były to raczej krótkie rozmowy – dodał.
"Nagłość wizytacji"
Maria Janyska (KO) zapytała Irzyka, czy w jego ocenie standardową procedurą jest to, by wizytację przeprowadzał dyrektor biura prawnego oraz czy podczas wizytacji Majewski próbował wpłynąć na jego decyzję.
Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką nagłością tego typu wizytacji. Nie znałem wcześniej dyrektora Majewskiego. Biuro prawne wiązało się dla nas z zupełnie innym zakresem czynności np. pomocą prawną – odpowiedział.
Irzyk wyjaśnił, że nadzór nad wykonywaniem czynności konsularnych sprawuje minister spraw zagranicznych. - Jeśli chodzi o naciski i to, o czym mówił wczoraj Edgar Kobos (współpracownik b. wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka - przyp. red.), to nie odniosłem wrażenia, by poza tą sprawą ktoś na nas naciskał. Odczuwałem presję centrali, by podejmować więcej decyzji; (…) wiem, że tego typu zalecenia były formułowane przez departament konsularny – odpowiedział.
Pytany, czy nie dziwiła go nieformalna rola Edgara Kobosa odparł, że wiedział, iż jest to osoba bliska wiceszefowi MSZ Piotrowi Wawrzykowi.
- Nie mieliśmy podejrzeń, że działa w sposób nielegalny. Jego dane kontaktowe otrzymaliśmy z departamentu konsularnego. Przedstawiał się jako przedstawiciel producentów liniowych z Polski. Dla nas nie było w tym nic dziwnego – zadeklarował.
W konsulacie uznano, że przyznanie wiz dla grup aplikantów ze względu na produkcje filmowe realizowane w Polsce to sprawa priorytetowa. Jedna grupa liczyła 13 osób, a druga 83. - Doszliśmy do konkluzji, że jest to rzeczywiście priorytetowa grupa i jest to coś istotnego dla współpracy polsko-indyjskiej, ponieważ sprawa była sygnowana nazwiskiem wiceszefa resortu spraw zagranicznych. To był nasz punkt odniesienia –zaznaczył konsul.
"Pilna sprawa"
Irzyk zeznał ponadto, że w jednym z maili skierowanych do niego i konsula RP w New Delhi to Piotr Wawrzyk podkreślał, że sprawa filmowców jest bardzo pilna. Na liście w Mumbaju było 35 nazwisk, a w New Delhi kolejne 13.
W treści tego maila minister Wawrzyk informował, że jest to sprawa bardzo pilna i jest to ekipa filmowa – relacjonował Irzyk.
Jak przyznał konsul, prośba ta nie wydała mu się podejrzana, ponieważ konsulat wspierał produkcje filmowe, które powstawały w Polsce. - Przekazałem tę prośbę do naszego wydziału wizowego, który zorganizował sprawny proces złożenia tych wniosków za pośrednictwem punktu przyjmowania wniosków – poinformował przesłuchiwany. Wnioski zostały rozpatrzone pozytywnie 29 listopada; były to wizy jednokrotne.
Irzyk dodał, że jego zastępca przekazał mu, że decyzje o przyznaniu wiz jednokrotnych podjął ze względu na brak wcześniejszej historii wizowej tych osób. Poinformował, że przekazał tę informację do dyrektora i wicedyrektor departamentu konsularnego i otrzymał kolejną prośbę o to, aby osobom tym wyrobić wielokrotne wizy, "aby nie musieli przychodzić drugi raz".
Rozmawiałem o tym z Edgarem Kobosem. Wtedy on przedstawił mi szereg argumentów przemawiających za tym, że jest wątpliwe, żeby oni zdążyli zrobić te zdjęcia (filmowe) w ciągu jednego pobytu, więc kiedy będzie konieczność dokręcenia scen, będą oni musieli przyjść ponownie – wyjaśnił świadek.
Konsul wyjaśnił, że dwie rzeczy zwróciły jego uwagę. - Liczebność tych grup, ponieważ wcześniej nie zdarzało się, aby tak duże grupy wyjeżdżały kręcić film – powiedział Irzyk. - Dodatkowo nasza lista była "wpleciona" w listy do innych konsulów. W przypadku innych konsulów chodziło o wizy do pracy – dodał.
Śledztwo ws. handlu polskimi wizami prowadzi Centralne Biuro Antykorupcyjne z Prokuraturą Krajową. Badane nieprawidłowości dotyczą m.in. placówek dyplomatycznych RP w Hongkongu, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Arabii Saudyjskiej.