W Europie linie bezpośrednie jako pomysł na obniżenie cen energii od dawna nie są już żadną nowością. Gdy w Polsce trwa starcie opinii, państwa zachodnie już przygotowały podwaliny pod ten temat. Z takich rozwiązań korzystają już odbiorcy przemysłowi m.in. w Niemczech. Przykładem jest fabryka Airbusa w mieście Donauwörth w Bawarii, która będzie zasilana energią słoneczną. Jednak farma fotowoltaiki, która będzie napędzać zakład, zostanie wybudowana w odległości kilku kilometrów od niego. Z fabryką połączy ją specjalnie postawiona linia średniego napięcia.
Dzięki liniom bezpośrednim obniżą rachunki
Dlaczego przemysł w Europie korzysta z takich rozwiązań? Powód jest prosty. Budowa linii bezpośrednich to same korzyści — umożliwia rozwój OZE (odnawialne źródła energii), zwłaszcza lokalnie, a odbiorcom przemysłowym znacząco pomaga obniżyć rachunki za energię.
Niestety w Polsce dotąd takie rozwiązania nie były dostępne. Główną barierą był brak odpowiednich przepisów. Teoretycznie, zgodnie z obecnymi regulacjami, aby wybudować taką linię, trzeba wystąpić o zgodę do prezesa URE. W praktyce zgody jednak nie dostaniemy, bo takie rozwiązania są zarezerwowane dla odbiorców trwale odłączonych od sieci energetycznej.
Jednak w połowie ubiegłego roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska rozpoczęło prace nad nowelizacją ustawy Prawo energetyczne oraz ustawy o odnawialnych źródłach energii, które miały zmienić tę sytuację, czyli w praktyce umożliwić budowę linii bezpośrednich.
Operatorzy sieci są niechętni, bo mniej zarobią
Niestety, od razu zaczęły się schody. Kością niezgody stały się zwłaszcza opłaty dystrybucyjne. Dlaczego? W marcu pisaliśmy, że rozwój linii bezpośrednich jest nie na rękę operatorom sieci. Głównym powodem jest fakt, że takie linie umożliwiają dostarczenie energii z pominięciem transportu energii za pośrednictwem sieci, co teoretycznie oznacza brak konieczności wnoszenia opłaty dystrybucyjnej.
Zdaniem prezesa URE Rafała Gawina to nie jest korzystne. Powód?
– Odbiorcy korzystający z linii bezpośrednich byliby zwolnieni zarówno z opłat dystrybucyjnych, z opłat za korzystanie z sieci energetycznej, jak i z opłaty OZE, opłaty kogeneracyjnej i opłaty mocowej. Powstałaby zatem sytuacja, w której nie ponosiliby adekwatnych kosztów utrzymania funkcjonowania systemu elektroenergetycznego, pomimo że nadal korzystaliby z niego – wyjaśniał w maju na łamach portalu wnp.pl.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki na tym nie poprzestał i zaproponował, aby odbiorcy przyłączeni do linii bezpośredniej byli obciążeni stałymi opłatami związanymi z funkcjonowaniem systemu elektroenergetycznego – w podobnej wysokości, które ponoszą odbiorcy energii elektrycznej przyłączeni do sieci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Anna Moskwa jest przeciwna, Olga Semeniuk to popiera
Tymczasem organizacje przedsiębiorców, które również chciały zgłosić swoje uwagi do projektu nowelizacji prawa energetycznego oraz ustawy o OZE, dowiedziały się, że resort klimatu, kierowany przez minister Annę Moskwę, całkowicie wykreślił z projektu ustawy przepisy dotyczące budowy linii bezpośrednich.
W dodatku stało się to wbrew stanowisku Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Resort ten napisał więc w kolejnych uwagach do projektu, że: "nieprowadzenie rozwiązań ułatwiających wykorzystanie linii bezpośredniej przez poszczególne sektory gospodarki, zwłaszcza przemysł energochłonny, może w istotny sposób niekorzystnie wpłynąć na koszty produkcji, a nawet decydować o rentowności przedsiębiorstw krajowych".
Olga Semeniuk, wiceminister resortu rozwoju jest wielką orędowniczką budowy linii bezpośrednich. Jej zdaniem mogą one ograniczyć wpływ rosnących cen energii na sektor przesyłu, który boryka się dziś ze wzrostem kosztów spowodowanym m.in. obecną sytuacją gospodarczą i geopolityczną, związaną z inwazją Rosji na Ukrainę i koniecznością zastąpienia importu surowców energetycznych z Rosji.
"Dlatego MRiT zastrzega sobie możliwość wniesienia całościowej propozycji zapisów regulujących tę kwestię na etapie Stałego Komitetu Rady Ministrów" – napisała wiceminister w uwagach do projektu.
To będzie bodziec do inwestowania w OZE
Przedstawiciele przemysłu są również zdziwieni wykreśleniem przepisów. Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu w rozmowie z money.pl zaznacza, że stanowisko przedstawicieli przemysłu w tej kwestii jest jasne. Rezygnacja z budowy linii bezpośrednich przekreśli szansę na transformację polskiego przemysłu.
– Linie bezpośrednie umożliwią rozwój odnawialnej energetyki przemysłowej i stworzą zachęty do inwestowania w odnawialne źródła energii – przekonuje Henryk Kaliś.
Jego zdaniem energię odnawialną dostarczaną linią bezpośrednią należy więc zwolnić z obciążeń finansowych wynikających z funkcjonujących w energetyce systemów wsparcia, a także z podatku akcyzowego.
Henryk Kaliś przypomina także, że we Francji, w Wielkiej Brytanii, a także m.in. na Łotwie, w Holandii oraz w Szwecji budowa linii bezpośrednich nie jest obciążona żadnymi dodatkowymi kosztami.
Bez taniej energii przemysł widzi przyszłość w czarnych barwach
Przedstawiciele sektora przemysłu mówią, że bez dostępu do odnawialnych źródeł nie utrzymają konkurencyjności produkcji, polski przemysł nie będzie mógł także uniezależnić się od rosyjskich surowców.
– Wprowadzanie linii bezpośrednich nie byłoby konieczne, gdyby rząd zaproponował inny sposób, aby dostarczyć energochłonnym branżom tanią energię odnawialną. Problem w tym, że nie ma takich pomysłów. Dlatego perspektywy funkcjonowania firm z energochłonnych branż rysują się dziś w czarnych barwach – twierdzi Henryk Kaliś.
Dodaje, że przemysł nie może dłużej czekać. Budowa elektrowni atomowych się nie rozpoczęła, z kolei elektrownie wiatrowe mają powstać w większej liczbie na Bałtyku dopiero po 2030 roku.
– Dlatego trzeba jak najszybciej uwolnić te zasoby, które są możliwe do wykorzystania już dzisiaj, czyli lądową energetykę wiatrową, która może zapewnić przemysłowi tanią energię produkowaną samodzielnie lub dostarczaną z wykorzystaniem linii bezpośrednich – postuluje prezes.
Bez przepisów inwestorzy też sobie jakoś radzą
Dr hab. Robert Zajdler, ekspert ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego uważa, że budowa linii bezpośrednich w Polsce powinna być ułatwiona, bo wynika to także z regulacji UE. Jego zdaniem wprowadzenie możliwości budowy takich linii byłoby także dodatkową presją na monopolistów, aby chętniej przyłączali nowych użytkowników do sieci. Tymczasem obecnie inwestorzy coraz częściej dostają odmowy, zarówno w przypadku przełączeń do sieci gazowej, jak i nowych źródeł OZE, a także farm fotowoltaicznych.
— Dlatego w momencie, gdy nie ma przejrzystych przepisów, inwestorzy radzą sobie w inny sposób, budują takie linie, następnie w umowie deklarują, że są one instalacją wewnętrzną lub źródłem energii na własne potrzeby — komentuje.
Jacek Kosiński, adwokat i partner w kancelarii Jacek Kosiński Adwokaci i Radcowie Prawni, także uważa, że wykreślenie przepisów o liniach bezpośrednich jest złe. W dodatku jego zdaniem rządowy projekt ułatwiał ich budowę w ograniczonym stopniu.
– Aktualnie mamy kryzys przyłączania nowych jednostek OZE do sieci elektroenergetycznej. Linia bezpośrednia mogłaby częściowo wyjść naprzeciw potrzebom odbiorców. Ostatni projekt zmian ułatwiał to jednak w niewielkim stopniu – mówi.
Jako przykład podaje, że projekt wprowadzał np. ograniczenia dotyczące własności gruntów, na których mogłaby być zlokalizowana linia bezpośrednia i łącznej maksymalnej mocy przyłączanych jednostek wytwórczych. Niestety teraz nawet takie zmiany nie wejdą w życie.
Bez zielonej energii nie zbudujemy konkurencyjnej gospodarki
Nasi rozmówcy przyznają nieoficjalnie, że rysuje się wyraźna oś podziału sporu. Resort klimatu bierze pod uwagę głos operatorów sieci, a z kolei ministerstwo rozwoju przedstawicieli przemysłu.
Nasi rozmówcy dodają jednocześnie, że na całym świecie coraz ważniejszym elementem w produkcji przemysłowej staje się tzw. ślad węglowy i konieczność ograniczenia go. – Do tego celu niezbędna jest zielona energia. Najlepiej byłoby, aby trafiała do przemysłu bezpośrednio – mówi Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej.
Druga sprawa, która jego zdaniem wiąże się z tym tematem, to zielony wodór. Surowiec, który uważany jest za przyszłość energetyki będzie wytwarzany w oparciu o energię elektryczną pochodzącą z OZE.
– Do tego celu niezbędna będzie linia bezpośrednia. Energia, która zostanie wykorzystana do wytworzenia wodoru, musi być energią odnawialną. Jeżeli chcemy więc stworzyć przyszłościową gospodarkę opartą na wodorze, musimy zacząć budować linie bezpośrednie – wyjaśnia.
Ekspert odnosi się także do zastrzeżeń URE związanych z nowymi regulacjami, w tym obaw, że w ich efekcie w sieci będzie mniej energii, dlatego opłaty dystrybucyjne mogą wzrosnąć, co odczują wszyscy odbiorcy.
– Naszym zdaniem to błędna teza, w kontekście linii bezpośrednich mówimy przecież o nowych źródłach wytwórczych i nowych projektach. Gospodarka, która chce się rozwijać, będzie potrzebowała nowej energii, dlatego obawy URE są na wyrost – ocenia Piotr Czopek.
Piotr Czopek uważa, że regulacje umożliwiające budowę linii bezpośrednich są także niezbędne z innego powodu. – Operatorzy sieci wydają coraz więcej odmów dla nowych instalacji OZE, dlatego wprowadzenie nowych regulacji umożliwiających budowę linii bezpośrednich nabiera coraz większego znaczenia. – mówi.
Przygotowując ten artykuł, wysłaliśmy we wtorek pytania do obu resortów, klimatu i rozwoju. Pierwszy zapytaliśmy o to, jaki był powód usunięcia zapisu o budowie linii bezpośrednich z ustawy. Na odpowiedzi obu resortów wciąż czekamy.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl