Ograniczone zarobki dyrektorów, jawne stawki oraz oświadczenia majątkowe kadry zarządzającej co roku. Posłowie przyjęli ustawę o jawności zarobków w Narodowym Banku Polskim. Teraz projekt wędruje do Senatu, który najpewniej zajmie się nim dopiero po informacji od Europejskiego Banku Centralnego.
- EBC opiniował ogólny zarys zmian, a nie konkretną ustawę - zaznacza w rozmowie z money.pl poseł PiS Andrzej Szlachta, który reprezentował wnioskodawców z PiS. - Senatorowie z pewnością uwzględnią uwagi, o ile się takie pojawią - tłumaczy w rozmowie z money.pl. Jest przekonany, że Europejski Bank Centralny nie będzie torpedował pomysłu.
Pensje i limity
I tak już miesiąc po podpisaniu ustawy o jawności zarobków w NBP poznamy stawki dyrektorskie. Bez uników, bez średnich. Zgodnie z projektem - na stronach banku centralnego pojawią się dokładne zarobki wszystkich stanowisk kierowniczych. Wraz z przyznanymi premiami, dodatkami. Pełna kwota przy każdym stanowisku.
- Narodowy Bank Polski zgodnie z ustawą będzie musiał wskazać dokładnie, ile zarabia się na poszczególnych stanowiskach. Ustawa zakłada, że NBP będzie musiał udzielić konkretnych informacji, a nie ograniczy się jedynie do grupy "dyrektorskiej" i średnich zarobków. Pojawi się wynagrodzenie zasadnicze, pojawią się premie i dodatki - tłumaczy poseł Andrzej Szlachta.
I dzięki temu poznamy m.in. zarobki dyrektor komunikacji w Narodowym Banku Polskim, czyli Martyny Wojciechowskiej. Na stronie NBP nie pojawi się jej nazwisko, lecz stanowisko. I to wystarczy, by poznać stawkę za 2018 rok. Narodowy Bank Polski będzie publikował dane miesięczne za ubiegły rok. Do tego przedstawi również dane historyczne - od 1995 roku.
"Wysokość wynagrodzeń będzie podawana do publicznej wiadomości, poprzez wskazanie konkretnego stanowiska, wynagrodzenia za każdy miesiąc, w tym w szczególności nagród, premii i dodatków w roku kalendarzowym poprzedzającym rok, którego dotyczy publikacja" - tłumaczą posłowie w uzasadnieniu ustawy.
Pensje pojawią się w ciągu 30 dni od wejścia w życie ustawy. A ta zacznie obowiązywać dzień po podpisaniu przez prezydenta. Co roku Narodowy Bank Polski będzie uaktualniał publikację - do 31 marca każdego roku pojawią się dane za kolejny okres.
Prezes zarobi tyle samo, dyrektorzy mniej
Co jeszcze zmienia projekt ustawy o zmianie ustawy o Narodowym Banku Polskim oraz ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne? Po pierwsze, ogranicza zarobki dyrektorów i kierowników w Narodowym Banku Polskim. Nie będą mogli otrzymywać więcej niż 60 proc. tego, co zarabia prezes NBP. Co istotne - do limitu liczy się całe wynagrodzenie: bazowe, z premiami i innymi dodatkami.
Adam Glapiński w 2018 roku średnio zarabiał 63 531 zł. Gdyby przyjąć, że otrzyma dokładnie taką samą kwotę w tym roku - jego pracownicy nie będą mogli otrzymywać więcej niż 38 tys. zł. A warto podkreślić, że w tej chwili średnia dyrektorska w NBP wynosi 36 tys. zł. To oznacza, że przynajmniej dla części z dyrektorów jest jeszcze spory margines. Narodowy Bank Polski nigdy nie poinformował o widełkach płacowych: nie wiadomo więc, ilu dyrektorów załapie się na obniżkę pensji.
Marek Belka, były premier i były prezes Narodowego Banku Polskiego, w rozmowie z money.pl podkreślał, że ograniczenie pensji w NBP nie jest dobrą drogą. Jego zdaniem odnoszenie stawek z Banku do wynagrodzenia innych urzędników jest błędem. - W Narodowym Banku Centralnym po prostu trzeba dużo zarabiać. Zawsze tak było i tak być powinno, bo NBP musi ściągać ekspertów z rynku. A ci po prostu kosztują - tłumaczył.
Co ciekawe, podobną opinię w rozmowie z money.pl prezentowała Hanna Gronkiewicz-Waltz, również były prezes NBP. - To nie poziom zarobków dyrektorów w NBP jest zastanawiający, a osoby na najwyższych stanowiskach i ich kompetencje - zaznaczała. - Działanie pod publiczkę w kwestii NBP to zły kierunek - mówiła. Jest przekonana, że pensje w tej chwili powinny zostać ujawnione, bo tylko w ten sposób można zweryfikować, ile otrzymują najbliżsi współpracownicy prof. Adama Glapińskiego. Nie byłoby jednak tego problemu, gdyby prezes nie bronił ich miesiącami.
- Sytuacja kadrowa w NBP może być trudna przez nierozsądne działania prezesa. Bronił dwóch współpracownic, zamiast zmierzyć się z oceną ich kompetencji i wynagrodzeń - dodawała Gronkiewicz-Waltz.
Przed ucieczką pracowników z banku centralnego przestrzega również Janusz Piechociński, były wicepremier i szef resortu gospodarki. - Oczywistym jest, że gdy pensje spadną poniżej rynkowego poziomu, to zacznie się wysysanie - komentuje w programie "Money. To się liczy".
Narodowy Bank Polski sugeruje, że ograniczone pensje mogą spowodować odpływ blisko 25 proc. kadry. To oznaczałoby zwolnienie blisko 750 osób. NBP w opinii do projektu nie wskazał jednak, skąd taka liczba. NBP sugerował również, że z pracy może odejść blisko 300 pracowników, którzy są już w wieku emerytalnym. I znów - NBP nie podparł tej tezy żadnymi argumentami.
Wystarczyła matematyka
Jak posłowie zdecydowali o pułapie 60 proc.? Tak im wyszło z wyliczeń. Jak tłumaczy money.pl poseł PiS Andrzej Szlachta, poziom powstał na bazie bardzo prostych wyliczeń. Posłowie uznali, że zarobki oscylujące w granicach 40 tys. zł miesięcznie to odpowiednie wynagrodzenie. Nie było badań, nie było analizy rynkowej. Wystarczyła prosta matematyka.
Jest jednak spore "ale". Gdyby Narodowy Bank Polski chciał oferować kierownikom dokładnie tyle samo pieniędzy, wystarczyłoby… podnieść uposażenie prezesa NBP. I wtedy wczorajsze (sprzed ustawy) wynagrodzenie byłoby równe jutrzejszemu (po ustawie) - nawet pomniejszonemu o 40 proc. I nie wyklucza takiej możliwości poseł Andrzej Szlachta.
- W zakresie zarobków prezesa Narodowego Banku Polskiego oraz wiceprezesów nic się nie zmienia. Ich wynagrodzenie wciąż uzależnione jest od ustawy o wynagrodzeniach na kierowniczych stanowiskach państwowych i od decyzji zarządu NBP - tłumaczy poseł. Powód? Gdyby posłowie zaczęli ograniczać możliwości zarządu, to ustawę z pewnością storpedowałby Europejski Bank Centralny, który musi bronić niezależności europejskich banków.
- Nie sądzę jednak, by ktokolwiek zdecydował się na taki ruch. Wynagrodzenie będzie jawne, więc liczę, że z taką sytuacją się nie spotkamy. Bylibyśmy zaskoczeni - dodaje poseł.
Warto dodać, że prezes Narodowego Banku Polskiego nie trafi pod "kominówkę" znaną z wynagrodzenia prezesów spółek skarbu państwa. Jego podstawowe wynagrodzenie określone jest w zupełnie innych przepisach.
To nie koniec zmian. Do istniejącego już katalogu osób obowiązanych do złożenia oświadczenia majątkowego dodano członków zarządu NBP oraz pracowników NBP zajmujących stanowiska dyrektorskie.