- Nie wiem, co będzie, jak Czesi naprawdę zamkną kopalnie. Ja jestem na wcześniejszej emeryturze. Dostałem odprawę i podpisałem cyrograf, że na kopalnię już nie wrócę. Po prostu nie mogę, oczywiście nie w Polsce. W Czechach nikt się o to nie pyta, więc poszedłem ta do pracy - mówi nam górnik Adam, który prosi o anonimowość.
Dodaje, że górnicy decydujący się na pracę u naszych południowych sąsiadów to nie tylko emeryci, ale i zwykli młodzi ludzie.
- Na początku faktycznie byli prawie sami polscy emeryci. Ale to się od kilku lat zmienia i jest coraz więcej młodych chłopaków. Jak dostali ofertę pracy za 2,5 tys. zł na kopalni w Polsce i 4 tys. zł w Czechach, to się nie zastanawiali - mówi Adam.
Dlaczego i młodzi górnicy jadą do Czech?
Bo mimo u nas wszystko uzyskanie etatu "na grubie" nie jest specjalnie łatwe i często wymaga dojść lub znajomości. Ale z drugiej strony bez problemu można znaleźć ogłoszenia o pracy dla górników. O co więc chodzi? Przede wszystkim o formę zatrudnienia. Górnik zatrudniony bezpośrednio przez kopalnię ma o wiele lepiej niż osoba sprowadzona przez agencję pracy.
Pierwszy ma prawo do wszelkich świadczeń, deputatu węglowego, specjalnych stawek weekendowych. Jeden z węglowych menedżerów opowiada, że w jego spółce górniczej ludzie mają 16 dodatkowych przywilejów. Trzynastka, czternastka, deputat, pieniądze dla dzieci pod choinkę, kredkowe, dodatkowe dni wolne, wcześniejsze emerytury, dopłaty do urlopów.
Do tego dochodzą kilkudziesięciotysięczne odprawy dla odchodzących z pracy, spore i umarzane po kilku latach pożyczki dla młodych rodzin. Sam deputat węglowy to (w zależności od firmy) od 3 do 8 ton węgla wartego obecnie ponad 800 złotych za tonę. Czyli 2,4-6,4 tys. zł rocznie.
Osoby zatrudnione przez agencję pośrednictwa pracy zarabiają gorzej i nie mają prawa do górniczych przywilejów. W wielu przypadkach okazuje się, że lepiej będzie im pracować w Czechach, niedaleko polskiej granicy.
- Czesi po prostu płacą lepiej, ale o tak zwanych przywilejach można zapomnieć. To prywatne kopalnie. A teraz jest z nimi wielki problem. Najpierw przez długi czas nie mogliśmy jeździć do pracy, potem okazało się, że oni zamkną swoje zakłady. Ja w Polsce na kopalnię już nie mogę iść. Do tej pory mogłem sobie bardzo przyzwoicie dorobić, teraz zostanie goła emerytura - mówi Adam.
Ile zarabia w Czechach? Około 5 tys. zł miesięcznie – taka pensja netto z dwiema sobotami w miesiącu. Pracodawca zapewnia częściowe wyżywienie i lokum, ale można też dojeżdżać.
- Jedni wolą jeździć, ja mam do pracy godzinę drogi, jeździmy z kolegami we czterech. Mam rodzinę, dzieci, nie chce mi się tam nocować. Wolę własne łóżko niż tę pryczę. Ale jak ktoś jest po rozwodzie albo bardzo zależy mu na pieniądzu, to zostaje. Parę stówek na benzynie oszczędzi – mówi Paweł.
Dodaje, że pracownicy nadgraniczni mogą bez problemu przekraczać granicę, ale koronawirus staje się coraz większym zagrożeniem.
- Podobno mają sporo zakażeń na kopalniach, wśród nich są Polacy. Na razie wiadomo o kilku osobach, ale sporo ludzi wylądowało na kwarantannie i nie mogą pracować. Jest, jak jest, ale w naszych kopalniach jest ponoć jeszcze gorzej - dodaje Adam.
W Czechach działa jedna kompania wydobywcza – OKD. W jej pięciu kopalniach zatrudnionych jest ok. 8,4 tys. osób, z czego ok. 2 tys. to Polacy. Od dwóch lat jedynym udziałowcem OKD jest państwowa spółka Prisko. OKD tonie w długach, decyzję o ogłoszeniu upadłości i zamknięciu kopalń w ciągu 1-2 lat przyspieszyła pandemia koronawirusa.
Co ciekawe, polskimi górnikami w Czechach nie bardzo ma się kto zająć. Górnicze związki działające w Polsce nie mają na ich temat wiedzy. W Polsce w górnictwie pracuje ok. 83 tysięcy ludzi, z czego 77 proc. pod ziemią. Dwa tysiące pracowników w Czechach nie są więc silną grupą.
- Nikt się u nas tym tematem nie zajmuje – dowiedziałem się w górniczej "Solidarności".
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie