- 27 października wysłałem ludzi na prywatne testy. 1 listopada otrzymali pozytywny wynik. Do dzisiaj nie ma ich w żadnym systemie, a wynagrodzenie trzeba jakoś wyliczyć - mówi nam pan Robert, prezes jednej z firm działających w branży komunalnej. Większość jego ludzi nie pracuje, bo albo jest chora, albo przebywa na kwarantannie.
Jak to możliwe? Pracownicy pod koniec października nie mieli objawów, ale za to mieli bezpośredni kontakt z zakażonymi. Ponieważ nie odezwał się do nich lokalny sanepid, szef postanowił sam zapłacić za ich testy, wykonane prywatnie. - Chciałem mieć pewność. Nie mogę sobie pozwolić, żeby mi nagle cała załoga wypadła na chorobowe - mówi money.pl pan Robert.
Okazało się, że część pracowników jest zakażona i musi zostać w domu, inni zostali zaś skierowani na kwarantannę. W pracy nie pojawią się do połowy listopada.
Szef już wie, kto i z jakiego powodu nie może przyjść do pracy. Problem w tym, że kadrowa nie widzi tego w rejestrach ZUS. Nie ma tam informacji, kto i jak długo będzie pobierał zasiłek chorobowy. - Właśnie mamy termin wypłaty pensji. I mamy problem, jak ją liczyć - skarży się nasz rozmówca.
ZUS wyjaśnia
O wyjaśnienie problemu zwróciliśmy się do jednego z regionalnych oddziałów ZUS.
- Na Platformie Usług Elektronicznych ZUS jest specjalna zakładka, w której dokładnie widać wszystkie dane, dotyczące kwarantanny lub izolacji poszczególnych pracowników - tłumaczy money.pl Iwona Kowalska-Matis, rzecznik prasowa oddziału ZUS we Wrocławiu. Przyznaje jednocześnie, że aby pracownik się tam znalazł, musi go tam wpisać sanepid.
Zdarzają się jednak opóźnienia. - U mnie przez 3 dni po pozytywnym wyniku testu pracodawca nadal nie miał żadnej informacji na PUE. Musiałem przesłać potwierdzenie z sanepidu, że rzeczywiście skierowano mnie na izolację w związku z zakażeniem - mówi nam z kolei pan Maciej. To pracownik innej firmy, który zakażenie ma już za sobą.
Zdarzające się opóźnienia potwierdza również Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Sanitarnego. - Jest takie obciążenie pracą, że często laboratoria nie wyrabiają się z "wklepywaniem" danych do komputera. Niby prozaiczna czynność, ale przy dużej liczbie testów nie zawsze jest to takie proste - podkreśla nasz rozmówca.
Kadrowe natomiast muszą wiedzieć o izolacji lub kwarantannie pracowników, bo inaczej nie będą w stanie wyliczyć wynagrodzenia. A przypomnijmy, że za pobyt na zwolnieniu lekarskim, kwarantannie czy w izolacji należy się pracownikowi 80 proc. pensji. Gdy opóźnienie przypadnie na moment wypłat pensji, to robi się problem.
W takim przypadku rozwiązania są dwa. Zaczekać, aż dane pojawią się w systemach ZUS albo skorygować wypłatę w kolejnym miesiącu.
- Zalecam jeszcze odrobinę cierpliwości. Te dane na pewno się tam znajdą - uspokaja rzeczniczka wrocławskiego oddziału ZUS.
Co ciekawe, zdecydowanie szybciej pracodawca dostanie informację o osobach chorych, niekoniecznie na koronawirusa. - Od niespełna dwóch lat L4 w momencie wystawienia od razu trafia do ZUS i jest widoczne u pracodawcy - mówi nam Kowalska-Matis. Oczywiście pod warunkiem, że zwolnienie jest wystawione od razu. A przy dzisiejszych kolejkach do lekarzy nie jest to takie oczywiste.
Idą zmiany na lepsze
W przypadku firmy opisywanego przez nas pana Roberta spore znaczenie ma jeszcze fakt, że testy zostały zlecone komercyjnie. Tu bowiem raportowanie działało zupełnie inaczej niż w tych publicznych laboratoriach, na przykład szpitalnych.
- Co prawda prywatne laboratoria też miały obowiązek raportowania, ale często robiły to na przykład pisemnie. I wysyłały to pocztą lub faksem - mówi Jan Bondar. Stąd tak wielu pacjentów telefon z sanepidu odbierało dopiero 8 czy 10 dni od otrzymania wyniku.
- Często w informacjach brakowało numeru telefonu, a jego ustalenie wymagało kolejnych dni. Przy takim nawale pracy to nie powinno dziwić - dodaje rzecznik GIS.
Od czwartku sytuacja ma się jednak zmienić. Na mocy nowych przepisów również prywatne laboratoria otrzymały dostęp do elektronicznego systemu. Tego samego, z którego wcześniej korzystały tylko te publiczne.
- To znacząco przyspieszy sprawę, bez dwóch zdań - puentuje przedstawiciel Głównego Inspektora Sanitarnego.